Pep Guardiola, przychodząc do Anglii, miał wnieść do ligi zupełnie nową kulturę gry. To Hiszpan miał nauczać, a inni grzecznie spoglądać na popisy nauczyciela. Tymczasem belfer wydaje się coraz bardziej zagubiony w swojej przygodzie na Wyspach i dziś jego Manchester City bezsprzecznie można określić największym rozczarowaniem obecnego sezonu Premier League.
Kiedy na początku 2016 roku ogłaszano, że Pep Guardiola obejmie Manchester City, wróżono o hegemonii, która potrwa przez trzy lata. Premier League miała stać się na jakiś czas Bundesligą, którą hiszpański menedżer brutalnie zdominuje. Sympatycy „Obywateli” radowali się widmem zespołu pod batutą Guardioli, który oprócz pięknej gry, jaką widzieli już za panowania Manuela Pellegriniego, miał dodać skuteczność oraz stabilizację w tyłach. Jak pokazuje czas – jest jeszcze gorzej, aniżeli za rządów Chilijczyka.
Zalążek obecnych problemów można datować na jakiś czas przed sezonem, głównie mowa tutaj o okienku transferowym. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Guardiola nie zakupił odpowiednich zawodników do swojej talii i dziś zbiera tego owoce. Przed sezonem wzmocnień potrzebowała przede wszystkim defensywa. 34-letni Sagna, 32-letni Zabaleta, 31-letni Kolarov i Clichy. Zgadujemy, że to nie są wymarzeni boczni obrońcy, jakich Guardiola preferowałby w swoim klubie. Dodatkowo spójrzmy na środkowych defensorów, wśród których Hiszpan posiadał Otamendiego, Mangale (oddanego do Valencii) oraz Kompany’ego. Do kadry został dokooptowany prawie za 50 milionów funtów John Stones, jednak Anglik zupełnie nie sprostał oczekiwaniom. Takie problemy można wskazać niemalże w każdej formacji, nie licząc oczywiście ofensywy. Z drugiej strony kupno Leroya Sane niektórzy odbierają także za zabawny żart. Niemiec jest jednak młody i jego czas wkrótce zapewne nadejdzie. Wspomnieć można także o bramkarzu, ale myślimy, że ostatnie popisy Claudio Bravo mówią same za siebie.
Ostatnie fatalne wyniki spowodowały, że Manchester City obecnie traci dziesięć punktów do liderującej Chelsea. Przypomnijmy, że we wrześniu „Obywatele” mieli nad ekipą z Londynu osiem punktów przewagi i dumnie znajdowali się na szczycie tabeli. Od tamtego momentu Guardiola znacznie się pogubił. Wystawienie Zabalety w środku pola czy zrobienie na siłę z Kolarova centralnego defensora można by w jakimś stopniu uzasadnić. Jednak robienie tego po tylu fatalnych spotkaniach w ich wykonaniu na nieprzystosowanych do nich pozycjach tylko udowadnia, że Guardiola rzadko kiedy odrzuca swoją filozofię.
Braki widać także w mentalności zespołu. W drużynie nie ma lidera, kogoś takiego jak choćby Vincent Kompany, którego zmiennika Guardiola nie znalazł po dziś dzień. Być może to był jego jeden z kluczowych błędów – brak kupna doświadczonego, środkowego obrońcy, który w trudnych momentach pokazałby drogę zespołowi? Obecna mentalność City jest krucha niczym porcelana. Gdy sprawy na boisku idą źle, natychmiast wali się cały mur. Wystarczy spojrzeć na spotkania z Barceloną, z Chelsea, z Leicester czy Evertonem, w których drużyna Guardioli w ciągu 10-15 minut traciła po dwie lub trzy bramki bez żadnej reakcji.
Coraz bardziej gnuśny wydaje się także naturalny lider zespołu w ostatnich sezonach – Sergio Aguero. Pomimo 18 bramek w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach, Argentyńczyk przeżywa dziwną relację z Guardiolą. W poprzednich kampaniach nie do pomyślenia było, aby zdrowy Aguero pozostawał na ławce rezerwowych. Tymczasem u Guardioli to być może nie częsty przypadek, ale powtarzający się co jakiś czas. To dziwne, tym bardziej po słowach hiszpańskiego menedżera, który twierdzi, że bez Argentyńczyka City nie może osiągnąć tego, czego sobie zakłada.
Guardiola konsekwentnie wspomina o problemach jego zespołu w defensywie, ale nadal niewiele zmienia i jest bierny wobec złych wyników. Jego druzyna popełnia ciągle te same błędy z podobną regularnością. Posiadanie piłki przy dość statycznych piłkarzach niewiele da, a to obecnie widzimy, patrząc na spotkania „Obywateli”. Jeśli dodamy do tego rażąco nieskuteczne kontrataki, to trudno znaleźć pozytywy w grze klubu z Etihad.
Lekiem na całe zło mają być letnie wzmocnienia. Guardiola oczekuje, że zarząd sprowadzi mu aż dwóch nowych środkowych oraz bocznych obrońców. Hiszpan chciałby pozyskać także środkowego pomocnika oraz napastnika, pomimo finalizacji transferu Gabriela Jesusa za 27 milionów funtów.
Jeśli chodzi o obrońców, Hiszpan marzy o dwójce z Southampton w postaci Virgila van Dijka oraz Ryana Bertranda. Również lewy defensor Tottenhamu, czyli Danny Rose, idealnie pasuje do specyfiki gry byłego menedżera Bayernu Monachium. Kupno dodatkowych stoperów miałoby niejako odciążyć także mocno krytykowanego ostatnio Johna Stonesa, dla którego obecny sezon jest zapewne jednym z najgorszych w karierze. Jeśli chodzi o napastnika, w grę wchodzą dwie osoby – Pierre-Emerick Aubameyang oraz Alexis Sanchez. Pierwszy jednak wciąż marzy o grze dla Realu Madryt, zaś drugi wciąż nie podpisał nowej umowy z Arsenalem, która wygasa za 18 miesięcy. Na Chilijczyka ma chrapkę także Chelsea, co w przypadku możliwego odejścia Diego Costy wydaje się dosyć naturalne.
Plany transferowe mogą jednak ulec zmianie w przypadku braku awansu do Ligi Mistrzów. Alexis Sanchez mając do wyboru Chelsea, grającą w Champions League, i Manchester City pozbawiony takiego zaszczytu, może dokonać dość oczywistego wyboru. W przypadku sprowadzenia nowych piłkarzy, kadra Manchesteru City uszczupli się także o kilkunastu graczy. Angielscy dziennikarze spekulują, że z Etihad pożegnają się tacy piłkarze jak Pablo Zabaleta, Gael Clichy, Bacary Sagna, Yaya Toure, Jesus Navas, Aleksandar Kolarov, Joe Hart, Eliaquim Mangala, Samir Nasri i Wilfried Bony. Niepewni przyszłości mogą być także Vincent Kompany oraz Fabian Delph. Co ciekawe – Guardiola planuje wzmocnić kadrę dodatkowym bramkarzem, który miałby powalczyć o podstawowy skład z Claudio Bravo. Sprowadzenie nowych środkowych obrońców oraz bramkarza do rywalizacji z Bravo byłoby pierwszym krokiem Guardioli do przyznania się do dwóch wielkich błędów – odrzucenia Joe Harta oraz kupna za horrendalną kwotę Johna Stonesa.