Więzadła więzadłami, ale Asenjo bronić umie. Dwa karne w kwadrans i do domu!

Chyba nie ma większego pechowca w Hiszpanii niż Sergio Asenjo. Trudno określić go mianem niespełnionego talentu, wszak nie wszystko w karierze zależało od niego. Zna prawdopodobnie wszystkich  najlepszych lekarzy w Hiszpanii, a niedługo może poznać smak mundialu, jeśli utrzyma nieziemską formę z ostatnich tygodni. Dzisiaj przyszedł do pracy i obronił dwa karne na wagę zwycięstwa dla Villarrealu!

Kilka tygodni temu Asenjo był jednym z głównych bohaterów pierwszej wygranej Villarrealu w historii na Santiago Bernabeu. Bronił jak w transie i zachował czyste konto na stadionie, gdzie do rozpaczy byli doprowadzani już najwięksi golkiperzy świata. Asenjo być może należałby do nich, gdyby nie fakt, że czterokrotnie zrywał wiązadła w swoich kolanach. Swego czasu największy talent bramkarski w Hiszpanii, ale niestety, cztery razy zrywał więzadła krzyżowe, przez co jego kariera znacznie wyhamowała i strach pomyśleć, gdzie byłby, gdyby dopisywało mu zdrowie. Mimo tego trzeba go rozpatrywać w kontekście reprezentacji, a już teraz wiemy, że walka o miano numeru dwa i trzy w zespole Julena Lopeteguiego będzie niesamowicie zacięta.

Asenjo w niedzielne południe zapewnił Villarrealowi komplet punktów, dzięki swoim interwencjom. Najpierw Jose Sanchez Martinez podyktował rzut karny po faulu Javiego Fuego na Djene, a potem Jaume Costy na Jorge Molinie. Tyle że Sergio Asenjo niewiele sobie z tego zrobił i powstrzymał zarówno Angela, jak i Jorge Molinę, a więc dwie najlepsze strzelby Getafe. Co ciekawe, w tym drugim przypadku sprawdziła się piłkarska zasada, żeby poszkodowany nie wykonywał jedenastki, a dodatkowo jako pierwszy chętny do uderzenia był Loic Remy…

Żeby nie było, że w walce o reprezentacje Hiszpanie kogokolwiek forujemy, to trzeba oddać również słowa uznania młodszemu koledze Asenjo, czyli Kepie Arrizabaladze. Baskijski golkiper niedawno temu był bohaterem głośnego, ale niedoszłego „transferu” do Realu Madryt. Teraz wrócił do bramki Athletiku i dzisiaj w dużym stopniu przyczynił się do wygranej. Przede wszystkim Kepa toczył swój wewnętrzny pojedynek z napastnikiem Malagi – Youssefem En-Nesyrim. Najpierw, w 13. minucie, lepszy okazał się Marokańczyk, ale druga połowa należała do Kepy. W 61. minucie Bask obronił karnego, kilka minut później odbił strzał z bliskiej odległości, a zwycięstwo nad En-Nesyrim przypieczętował na sześć minut przed końcem, gdy Marokańczyk wyleciał z boiska po faulu na bramkarzu gospodarzy.

Najgorzej na ostatnim weekendzie lutego wyszedł Sergio Rico, który przyjął pięć goli od Atletico, tyle że trudno mieć pretensje do wychowanka Sevilli, gdyż wa gole sprezentowali jego koledzy – Ever Banega i Gabriel Mercado, a do tego kapitalny dzień miał Antoine Griezmann. W zasadzie jedyne, do czego można byłoby się przyczepić, to fakt, że Rico sprokurował karnego przy stanie 0:2, ale golkiper gospodarzy próbował ratować sytuacje po wcześniejszych wpadkach kolegów, więc mimo „powrotu przed szóstą” można w jakimś stopniu rozgrzeszyć Sergio Rico po tym meczu. Sam zainteresowany szczęśliwy z tego powodu nie będzie, bo w tym sezonie już kilka razy hurtowo przyjmował gole do własnej bramki.

Totolotek: Zarejestruj się i graj bez podatku! – KLIKNIJ W LINK I ODBIERZ BONUS!

Komentarze

komentarzy