Po ostatnim meczu Legii z Górnikiem znów głośno o racach. Mówią, że to zakazane, że psuje widowisko, że buduje napięcia. A mi się oprawy z racami podobają. I nie trafiają do mnie żadne argumenty przeciwko używaniu pirotechniki.
Race, mimo iż są formalnie na polskich stadionach zakazane, stały się nieodłącznym elementem najpiękniejszych opraw kibicowskich i trudno wyobrazić sobie dziś kibicowanie bez nich. Wiem, że wiele osób pirotechnika razi, lecz nie rozumiem powodu. Ostatnio usłyszałem, że „wielu kibiców na stadion przychodzi nie po to, aby oglądać mecz, ale po to, aby zobaczyć oprawę”.
Myślę, że w rzeczy samej – tak właśnie jest. Nie łudźmy się – ekstraklasa nie broni się sportowym widowiskiem. I o ile jeszcze latem można by przyjść na stadion z rodziną, żeby posiedzieć, pooglądać i po prostu spędzić przyjemnie czas, o tyle zimą, a nawet jesienią czy wczesną wiosną, ze względu na pogodę, tak się nie da.
Jestem zdania, że jeśli ktoś ma ochotę pooglądać futbol, bardziej opłaca mu się pieniądze wydać na telewizor i odpowiedni dekoder, na którym będzie miał wszystkie spotkania danej kolejki. W ten sposób delikwent zapłaci mniej, obejrzy więcej (nie przegapi początku kolejnego meczu, gdy będzie akurat przejeżdżał ze stadionu do domu), a dodatkowo nie będzie ryzykował, że zmarznie, siedząc na stadionie. Tak – osoby, o których mówię na stadionie raczej siedzą i wstają jedynie na wezwanie „wszyscy wstają i śpiewają” – a i to nie zawsze.
Druga grupa kibiców to ci, którzy również nie są fanatykami biegającymi z pirotechniką, ale na stadion rzeczywiście przychodzą po coś. Choćby po to, aby po golu swojej drużyny cieszyć się wraz z innymi, po to aby zaśpiewać hymn drużyny, kilka przyśpiewek, wymienić się opiniami ze znajomymi kibicami oraz okazać wsparcie swojej drużynie.
Te wszystkie argumenty przebija jednak jeden najważniejszy, a mianowicie „poczucie atmosfery”. Każdy z kibiców, którzy przychodzą na stadion jest tam po to, bo chce poczuć atmosferę, a nie po to, aby zobaczyć jakiś wielki mecz, bo wie, że takowego w ekstraklasie nie zobaczy.
Skąd moja pewność co do tego stwierdzenia? Każdy ma świadomość, że większy poziom piłkarski w ubiegłym sezonie prezentowała Jagiellonia i to mecze z nią dla ekipy walczącej również o miejsce na ligowym podium powinno być czysto piłkarsko bardziej ekscytujące niż spotkanie z drużyną z dolnej części tabeli. Tymczasem podczas meczu Lechii z Jagiellonią na trybunach w Gdańsku zasiadło niewiele ponad 15 tysięcy kibiców. Na spotkaniu derbowym z Arką było ich zaś 28 145. Porównywalna liczba zjawiła się tylko podczas spotkania z Lechem Poznań (26 054), a więcej na meczu z Legią Warszawa (28 145).
Fani Lechii nie przyszli jednak na stadion tylko po to, aby oglądać mecz. W trakcie, gdy piłkarze kopią piłkę na murawie (co też, bądź co bądź, jest w futbolu ważną częścią widowiska), na trybunach rozgrywa się drugi spektakl – czasem całkiem inny od tego pierwszego.
Kibicowskie przyśpiewki to nie tylko bluzgi. Fakt, można tylko na okrągło je*ać policję, PZPN i wszystkich kibiców rywali do trzech pokoleń wstecz. Mam nawet wrażenie, że jeszcze kilkanaście lat temu tak właśnie było. W tym momencie pokazać swoją wyższość lub obrazić przeciwnika można jednak w bardziej wyszukany, a czasem nawet bardzo inteligentny sposób. Można choćby zrobić oprawę nawiązującą do jakiegoś wydarzenia lub tradycji. Tak jak na przykład Legia, która swoje mistrzostwo w sezonie 2012/2013 obwieściła tak, jak wybór nowego papieża.
Choć od początku oprawa prezentuje się znakomicie, należy przyznać, że uwolniony na końcu biały dym, spinający w klamrę kibicowską zabawę wraz z symboliką wyboru papieża, był w tej oprawie jednym z najważniejszych czynników. Podobnie jest z racami, które uświetniają daną oprawę. Sprawiają, że staje się ona pełniejsza, bardziej wyrazista. Tak jak choćby pamiętna oprawa Lecha Poznań, zorganizowana z okazji zdobycia mistrzowskiego tytułu w 2015 roku (od 24:30).
Trzeba zrozumieć też, że z reguły racje nie są używane byle kiedy i byle gdzie. Są odpalane głównie dla uczczenia ważnych dla klubu lub dla kraju rocznic, zamanifestowania czegoś lub na ważnych dla kibiców spotkaniach – albo w walce z odwiecznym rywalem, albo w spotkaniach mogących mieć decydujący wpływ na układ w tabeli.
Użycie pirotechniki jest czymś „odświętnym”. Nie zdarza się to na każdym meczu. Ba! Czasem trzeba poczekać wiele spotkań na to, aby na jednym (z reguły najważniejszym) zobaczyć taki spektakl na trybunach. Race nie są niczym złym, a zagrożenie stwarzają dokładnie takie samo, a może nawet mniejsze, niż fajerwerki wystrzeliwane w sylwestrową noc.
Skąd więc zastrzeżenia? Głównie stąd, że kojarzone są z chuliganami. Do tego nieraz to właśnie przez nie (z powodu zadymienia) przerywane są spotkania, a kluby dostają kary. Dodatkowo robi się niebezpiecznie, gdy któraś z rac pofrunie w kierunku sektora kibiców gości.
Myślę jednak, że jest na to prosty sposób. Jaki? Otóż… zalegalizowanie rac na polskich stadionach. Wprowadzając je jednak do użycia, należy jednocześnie twardo wyznaczyć reguły gry. Na przykład zapisać, że mogą pojawić się tylko na jednej z trybun, a kibice muszą pilnować (pod groźbą sankcji), aby dym nie przeszkadzał w grze. Podobnie wprowadzić należałoby surowe sankcje za rzucenie racy – niezależnie czy poleci ona na murawę, w sektor gości, czy w inne miejsce na trybunach.
Nie ma bowiem najmniejszego sensu nakładanie kar na kibiców, którzy w całkowicie bezkonfliktowy sposób zapalili race, które były tylko pewnym elementem przygotowanej przez nich oprawy. Tak to już jest, że race stały się w pewien sposób częścią kibicowskiej kultury. I trzeba przyznać, że potrafimy wykorzystywać je bardzo efektownie, co widać po kolejnych oprawach.
Nie ma co tego psuć. Pozwólmy na używanie pirotechniki, wprowadźmy twarde przepisy mówiące o tym, w jaki sposób można to robić, i dajmy kibicom wybór. Ci, którzy lubią dym, race i tego typu rodzaj zabawy, będą mogli się bawić dalej. Ci, którzy tego nie lubią, siądą zwyczajnie w innym sektorze. Dym nie będzie gryzł ich w oczy czy nos, flagi nie będą zasłaniały meczu, a sama pirotechnika z czasem sama ich do siebie przekona, gdy bez traumy będą mogli podziwiać z pewnej odległości przygotowane oprawy.
Miejsce na stadionie jest bowiem dla każdego (spójrzcie na średnią frekwencję na meczach – poza pojedynczymi przypadkami na spokojnie można wybrać sobie miejsce na dowolnej trybunie) – zarówno dla fanatyków z racami, jak i dla spokojnych kibiców, chcących w spokoju oglądać mecz, po golu swojej drużyny cieszyć się wraz z innymi, zaśpiewać hymn drużyny, kilka innych przyśpiewek, wymienić się opiniami ze znajomymi, okazać wsparcie, a także poczuć atmosferę stadionu. Atmosferę, w którą wpisuje się również pirotechnika.