Wojna na linii Koeman–Barkley trwa w najlepsze

Po kłótni z Koemanem, przyszłość Barkleya stoi pod znakiem zapytania (Zdjęcie: Teamtalk.com)

Gdy Koeman przychodził do Evertonu, w jednym z pierwszych wywiadów stanowczo zapowiedział, że to Ross Barkley będzie kluczowym elementem jego zespołu. Nie upłynął nawet rok, a relacje Holendra z angielskim piłkarzem znacznie się ochłodziły.

Ross Barkley już od kilku sezonów regularnie grywa w pierwszej drużynie Evertonu, prezentując się raz lepiej, raz gorzej. Wciąż nie potrafi on ustabilizować formy, choć niektórymi zagraniami udowadnia, że dysponuje nieprzeciętnymi umiejętnościami. Sezon 2016/2017 miał być dla niego przełomowy. Przyjście nowego trenera, który od samego początku określił go mianem mózgu swojej drużyny i kolejny już rok na boiskach Premier League. Wiele przemawiało za wyższą formą Barkleya. Niestety dla Anglika, rozgrywki powoli dobiegają końca, a sam Barkley znów rozczarował siebie i trenera.

Początek kampanii nie wyglądał najgorzej. W pierwszej kolejce Barkley zdobył nawet bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego. Wówczas eksperci spodziewali się, że to może być TEN sezon, zaś kibice nerwowo sprawdzali cenę Anglika w Fantasy Premier League. Jak się później okazało, były to dobre złego początki.

Z każdą następną kolejką Barkley wyglądał coraz słabiej. Jego współpraca z Lukaku nie układała się po myśli trenera, zaś angielski pomocnik nie kreował kolegom wystarczającej liczby sytuacji bramkowych. Nieefektywność Barkleya zaczęła frustrować nie tylko kibiców klubu, którzy niejednokrotnie żegnali go kocią muzyką, ale również samego Koemana, który posadził go na ławce.

Taki stan rzeczy nie podobał się samemu zawodnikowi, który twierdził, że jego forma jest wystarczająco dobra, by grać więcej niż Mirallas czy Valencia. Koeman nie był przekonany co do umiejętności swoich rezerwowych, w związku z czym po krótkiej banicji Barkley powrócił do wyjściowej jedenastki. Niewiele się zmieniło. Znów zbyt długo holował piłkę, wdawał się w niepotrzebne dryblingi i spowalniał niemal każdą dynamiczną akcję kolegów. Owszem, potrafił niekiedy zaskoczyć nieszablonowym podaniem, ale to zbyt mało, by regularnie grać w koszulce Evertonu.

Ostatecznie Barkley, który przez większą część sezonu grywał jako ofensywny pomocnik, zdobył dla swojego zespołu pięć bramek, do których dołożył dziewięć asyst. Cyfry nie powalają, ale według Anglika wystarczą, by zażądać nowego, lukratywnego kontraktu. Koeman ani myśli przystać na takie warunki, a jak dobrze wiemy, że Holender raczej lubi trzymać się swojego zdania.

Konflikt gotowy. Barkley nie zamierza podpisywać nowej umowy bez znaczącej podwyżki. Koeman zaś jasno stwierdził, że Anglik nie dostanie zgody na odejście z klubu i o ile nie podpisze oferowanej umowy, to najbliższy sezon może spędzić nawet w rezerwach. Zdecydowanie holenderskiego trenera z pewnością robi wrażenie na klubowych kolegach Barkleya, ale sam zainteresowany pozostaje niewzruszony.

Obie strony konfliktu wciąż wikłają się w medialny spór, który powoli zaczyna przypominać przeciąganie liny. Zarówno piłkarz, jak i trener mają swoje racje, jednak pamiętając o klubowej hierarchii, to właśnie do tego drugiego powinna należeć ostatnie zdanie. Jeśli Barkley nie będzie w stanie się mu podporządkować, to być może powinien szukać nowego pracodawcy. Wojna z Koemanem nie wyszła na dobre jeszcze żadnemu piłkarzowi, a spoglądając na dotychczasową formę i postawę pozaboiskową Barkleya, najpewniej tym razem nie skończy się to inaczej.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

 

Komentarze

komentarzy