Wczoraj mogliście przeczytać o zeszłorocznym spotkaniu Pucharu Konfederacji: Hiszpania – Urugwaj. Dzisiaj macie okazję dowiedzieć się trochę więcej o turystycznych aspektach okolic miasta Recife. Pamiętajcie, że tekst powstał w 2013 roku!
Brazylia to nie tylko piłka!
Po emocjach związanych ze spotkaniem Hiszpania – Urugwaj w ramach Pucharu Konfederacji przyszedł czas na relaks i zwiedzanie Brazylii. Zapraszamy na dalszą część relacji z kilkudniowego wyjazdu redaktora Zzapołowy.com do Recife.
Obecnie w Brazylii panuje zima. Idąc w 30 stopniowym upale człowiek zastanawia się jak ciepło musi być tam latem. Mieszkańcom Recife warunki atmosferyczne nie przeszkadzały i od wczesnych godzin porannych można było obserwować dbających o kondycję fizyczną biegaczy. W dniu meczu mieliśmy do dyspozycji kilka godzin wolnego czasu. Niektórzy postanowili sprawdzić temperaturę Atlantyku. Nikogo nie przeraziły ostrzeżenia przed rekinami i połowa grupy już kilkanaście godzin po przylocie relaksowała się pośród fal oceanu. Pozostała część wyjazdu zdecydowała się odbyć kilkugodzinny spacer wzdłuż morza. Mam nadzieję, że piękne widoki zrekompensowały im cierpienie związane z nadmiernym opaleniem skóry. Przymusowa wizyta w aptece zakończyła się nabyciem najmocniejszych kremów z filtrem i innych specyfików kojących oparzenia. Jadąc do Brazylii należy pamiętać, że słońce świeci tam pod innym kątem niż w Polsce i „blade twarze” muszą uważać żeby nie spiec się na raka.
Dzień po meczu wycieczka udała się do Porto de Galinhas. Celem była plaża osiem razy z rzędu wybierana najpiękniejszą plażą w Brazylii. Poza tubylcami można było spotkać tam liczną grupę obcokrajowców, nad którymi miejscowi skakali niczym sępy usiłując wcisnąć przeróżne suweniry czy też krewetki. Po wypożyczeniu leżaków i zamówieniu drinka zwanego calpirinha ferajna mogła wyciągnąć nogi i wylegiwać się na słońcu. Po kilku godzinach błogiego relaksu przyszedł czas na rejs statkiem. Statek okazał się łódką napędzaną przez wiosłującego Brazylijczyka, który zabrał nas kilkaset metrów od brzegu do naturalnych basenów pełnych kolorowych rybek.
W Porto de Galinhas po raz pierwszy miałem okazję zaobserwować duże braki w edukacji Brazylijczyków. Można narzekać, że w Polsce dzieci zmuszane są w kółko wałkować głupie zadania z matematyki. Jednak dzięki temu raczej nie doświadczymy sytuacji, w której w sklepie sprzedawca będzie musiał posiłkować się kalkulatorem, aby od 50 odjąć 17 i jeszcze pomylić się w tych wyliczeniach o 10. Poziom szkolnictwa w Brazylii jest jednak w opłakanym stanie. Kolejnym problemem Brazylijczyków jest duże zubożenie obywateli. Przeludnienie miast skutkuje powstawaniem favelii, tak zwanych dzielnic nędzy. Nie mieliśmy okazji zagłębiać się w favele. Było by to zbyt niebezpieczne dla obcokrajowców. Przejeżdżając jednak busem przez uboższe dzielnice można było poczuć klimat filmu „Miasto Boga”.
Ostatni dzień w Brazylii upłynął na zwiedzaniu Olindy – pobliskiego miasteczka, w którym człowiek mógł się całkowicie wyciszyć. Kolorowe domy wzdłuż wąskich uliczek wydawały się opuszczone. Tak jakby wszyscy mieszkańcy ucięli sobie drzemkę. Nie zawsze jednak jest tam tak cicho. W Olindzie odbywa się jeden z najbardziej znanych brazylijskich karnawałów: Carnaval de Olinda. Nie było nam dane jednak uczestniczyć w zabawie, kiedy to wszyscy mieszkańcy wychodzą na ulicę i uczestniczą w paradzie pełnej gigantycznych kukieł. Przemierzanie ulic jednego z najlepiej zachowanych kolonialnych miasteczek pozwoliło nam zaobserwować pozostałości po karnawale: Przyozdobione ulice i gigantyczne kukły w oknach domostw. Po zwiedzeniu kilku kościołów przyszedł upragniony czas na nabycie pamiątek. Obkupieni i zadowoleni udaliśmy się na ostatni posiłek w Brazylii. Trzeba przyznać, że jedzenie mają tam bardzo smaczne. Po miesiącu miło wspominam dwa podstawowe pytania zadawane przed każdym posiłkiem: „chicken or fish?” i „beer or coke?” Jeżeli chodzi o brazylijski alkohol to niemal wszystkim do gustu przypadł trunek o nietypowej nazwie: Pitu Pitu. W przeliczeniu na naszą walutę litr 40-procentowego alkoholu można było kupić za niecałe 10 złotych. Przyczyniło się to do tego, że po długonocnym integrowaniu się wycieczkowiczów w hotelowym pokoju, ostatniego dnia… zaspałem na śniadanie! Jednak brak bólu głowy zrekompensował mi wszystkie niedogodności.
Podczas naszej wyprawy w największych brazylijskich miastach doszło do sporych zamieszek. Spowodowane one były niezadowoleniem ludności wynikającym z wydania przez rząd miliardów reali na przygotowania do Mistrzostw. Cierpią na tym niestety najbiedniejsi i w skutek tego na ulicach Sao Paolo czy Rio było bardzo gorąco. Przyszłoroczny turniej wywołuje więc wśród Brazylijczyków zarówno negatywne jak i pozytywne odczucia. Podczas wyjazdu na każdym kroku można było zaobserwować reklamy związane z Mistrzostwami. Przyjazd rzeszy kibiców ma pozytywnie wpłynąć na gospodarkę kraju, szczególnie jeżeli chodzi o dochody z turystyki. Co na to jednak najbiedniejsi? Czy za rok dojdzie do kolejnych zamieszek?
Wyjazd na Puchar Konfederacji oceniam niezwykle pozytywnie. Przez te kilka dni mogłem zaobserwować i poznać całkowicie inną kulturę. Miło by było wrócić tam za rok i wziąć udział w wyśmienicie przygotowanym piłkarskim święcie. Brazylijczyków czeka jednak jeszcze dużo pracy, jeżeli chcą godnie przyjąć kibiców z całego świata. Czy im się uda?
/Mateusz Rynans/