„Na zachodzie sobie poradzili” – to znany i bardzo często używany w dyskusji o problemie pseudokibiców na trybunach argument. Skoro tam się udało i jest spokojnie, to dlaczego nie przenieść tych systemów zabezpieczeń i organizacji meczu do Polski? Od razu byłoby inaczej i problemów takich, jak podczas przygody Legii w Lidze Mistrzów, już by nie było. Wczorajszy mecz między Metz, a Lyonem pokazuje, że głupota ludzka nie zależy od szerokości geograficznej i pozbycie się jej ze stadionów jest prawie niemożliwe.
Gospodarze dobrze radzili sobie z faworyzowanym rywalem i po 28 minutach prowadzili po bramce Heina. Radość drużyny Metz nie trwała długo, bo właśnie podczas celebracji jeden z siedzących za bramką Lyonu huliganów rzucił w pole karne petardę. Nie ma obecnie przedmiotu, którym kibice mogą wyrządzić piłkarzom większą krzywdę. O ile lecącą na murawę racę każdy z daleka zauważy i zdąży się odsunąć, o tyle tego małego przedmiotu nie sposób dostrzec. O ile nad wnoszeniem rac na stadion można dyskutować, o tyle wzięcie ze sobą petard jest kompletnie pozbawione sensu. Żadnych dodatkowych wrażeń estetycznych czy jakichkolwiek nie dostarczają, a ich posiadanie ma na celu zrobienie krzywdy piłkarzowi. Kilka tygodni temu przekonał się o tym Robert Lewandowski, a wczoraj jego los podzielił bramkarz Olympique Lyon – Anthony Lopes.
Po chwili Portugalczykowi była już udzielana pomoc. Na boisku pojawili się lekarze i przy bramce opatrywali ogłuszonego zawodnika. Wtedy poziom głupoty przekroczyły wszelkie skale, bo jeden z idiotów wpadł na pomysł, by rzucić kolejną petardę. Ucierpiał lekarz i ponownie Lopes. Szczęście w nieszczęściu, że hukówka spadła w okolicach nóg, a nie przy twarzy. Wówczas oczy i uszy mogłyby faktycznie ucierpieć i poważnie zaszkodzić bramkarzowi. Trudno znaleźć sposób, by podobnym wypadkom zapobiegać. Kontrole stadionowe nigdy nie wychwycą jednej petardy przenoszonej w jakimś dyskretnym miejscu. Jak wiemy, w tym aspekcie wyobraźni kibicom nie brakuje. Szkoda, że jej braki pojawiają się, gdy trzeba przewidzieć konsekwencje określonych działań.
Sędzia zdecydował, że bezpieczeństwo piłkarzy jest zagrożone i mecz należy przerwać. Wielce prawdopodobne jest przyznanie Lyonowi trzech punktów. O ile w meczu Metz–Lyon wrzucony na boisko przedmiot wyrządził piłkarzowi krzywdę, o tyle w spotkaniu Rennes z Toulousą sprzed tygodnia lądujący przy ławkach rezerwowych papierowy samolot dostarczył kibicom powodów do śmiechu. Aeroplan rozbił się na głowie trenera gości, a ten zachował się, jakby uderzyła go prawdziwa maszyna. Ból głowy, zawroty i sprawdzanie czy przypadkiem nie doszło do rozcięcia skóry… Dobrze, że rannym w porę zainteresowali się jego asystenci. Swoją drogą mamy nadzieję, że podopieczni Pascala Dupraza wykazują się lepszym refleksem od niego.
The Toulouse manager was nearly killed by a paper aeroplane last night. Shocking ?https://t.co/PI7ERu2Cc2
— BigSport (@BigSportGB) December 3, 2016