Pierwsze rewanżowe starcia tegorocznych ćwierćfinałów Ligi Mistrzów przyniosły niesłychane rozstrzygnięcia. Skazywane po losowaniu na pożarcie Roma i Liverpool wyszły ze swoich starć zwycięsko, dostarczając nam niesamowitych emocji. Tym bardziej, że jeszcze przed 20:45 to City wskazywano jako kandydata do ewentualnej remontady. Ta jednak miała miejsce na Stadio Olimpico, a tytuł frajera roku po PSG przejęła Barcelona. Naprawdę warto się jej przyjrzeć z wielu stron.
Odrobienie straty min. trzech bramek, jako trzecia drużyna (po Deportivo i Barcelonie) w historii Ligi Mistrzów. Tego Romie nikt już nie odbierze, a dzień 10.04.2018 zapisze się złotymi zgłoskami w historii klubu. I nieważne, czy rzymianie w półfinale pokażą dobrą grę, czy wykorzystają swój limit i sromotnie oberwą. Z Barceloną nie wygrali przez przypadek, nie wygrali po wyjątkowym szczęściu i sprzyjających decyzjach arbitrów. Wygrali bo byli lepsi, bo dzięki mądremu trenerowi wiedzieli, że mogą dokonać cudu.
Skupmy się jednak na Barcelonie, która wczoraj Barceloną nie była. To nie ta drużyna, która wychodzi na boisko, robi swoje, a każdy rywal liczy tylko na jej gorszy dzień. W końcu tych dni jest ostatnio coraz więcej. Nikt nie wieścił katastrofy, przecież w lidze „Blaugrana” wciąż jest bez porażki, w Pucharze Króla czeka na finał, a w Lidze Mistrzów robiła swoje, nawet jeśli nie zawsze grała dobrze. „Gra nie jest taka sama, ale są wyniki – Valverde wie co robi” – tak mówiła sobie zdecydowana większość kibiców „Dumy Katalonii”. Aż do wczoraj.
Roma stuns Barcelona to book a semi-final spot. https://t.co/xoD9bObMcC pic.twitter.com/hIhemstYXV
— theScore (@theScore) April 10, 2018
Valverde nie wie. I nie – nie chodzi mi o to, żeby teraz wieszać na nim psy, że jest „dupa, nie trener”. To kawał fachowca, ale po prostu z tak wielkim klubem ma do czynienia pierwszy raz w karierze. Myślał, że zawodnicy z żelaznej jedenastki wytrzymają, że samymi umiejętnościami będą wygrywali mecze. Co z tego, że Barcelona w ciągu trzech miesięcy rozegrała 24 spotkania, a faktycznych rotacji było jak na lekarstwo, co z tego, że kilku zawodników było pod formą, a kilku grało po urazach…
Pique po kontuzji kolana? – Niech Yerry Mina w lidze siedzi na trybunach.
Umtiti nieobecny i pod formą od momentu rozmów o nowym kontrakcie? – Nie, po co dać pograć Vermaelenowi, który pod koniec roku Francuza zastępował wręcz fenomenalnie.
Suarez od kilku spotkań kopiący się po czole i wyglądający jak uszkodzony czołg? – Alcacer na ławce, no bo po co coś zmieniać.
Semedo niepewny w defensywie, a przed przerwą prawie dał strzelić Dżeko gola? – Po co korekty, niech gra do końca (i zawali krycie przy bramce na 3:0).
Do tego kosmicznie wyeksploatowany Rakitić czy nie w pełni dysponowany Busquets. Poza tym wystawienie wspomnianego Semedo, który w ostatnim meczu ligowym być może dobrze zaprezentował się w ofensywie, ale ma problemy z bronieniem, przesunięcie do przodu Roberto, mając na ławce Dembele i wracającego w dobrej formie Denisa Suareza. Nic nie było tak, jak powinno. Niepokojące znaki w ostatnim czasie dostrzegało coraz więcej osób. Niestety, poza trenerem Barcelony.
Aha. Jak tam panie Valverde? Bez zmian
Roma 3:0 i ma awans….. pic.twitter.com/0vml26CwFp
— Mikołaj Walencik (@miki99walencik) April 10, 2018
W końcu Barcelona cudem uniknęła porażki z Sevillą, strzelając dwa gole w końcówce, kiedy uratował ją Messi. Potem przyszedł bezbarwny mecz z Leganes, w którym hat-tricka zdobył – a jakże – Leo Messi. Tylko on był jasnym światełkiem na tle wspomnianych wcześniej zawodników. Wystarczało to do tej pory, ale w meczu z tak napompowaną Romą Argentyńczyk też zniknął. Tym razem jego zdolność odwracania losów meczu w pojedynkę była dezaktywowana. A na koniec kilka szokujących faktów i ciekawostek, o których nikt zdawał się do wczoraj nie widzieć, albo nie był świadomy w wystarczającym stopniu. Trzeba przyznać, że działają na wyobraźnię…
- Barcelona w pięciu ostatnich wyjazdowych spotkaniach fazy pucharowej Ligi Mistrzów, raz zremisowała (w tym roku z Chelsea) i czterokrotnie przegrała (Roma, Juventus, PSG, Atletico)
- Ostatnim zawodnikiem innym niż Messi, który strzelił gola na wyjeździe w LM był Gerard Pique w spotkaniu z Borussią Moenchengladbach. 28 września 2016 roku…
- W tegorocznej Lidze Mistrzów Barcelona nie przegrała meczu, tracąc ŁĄCZNIE trzy gole. Aż do wczoraj.
- Po stracie gola na 2:0, Pique starł się z Valverde. Zażądał, by trener wywarł większą presję na Romę, ten jednak odpowiedział, by obrońca nie ingerował w jego taktykę. Pierwsza zmiana nastąpiła w 81. minucie, a Iniestę zastąpił… Andre Gomes. Minutę później padł gol na 3:0.
- Dla Iniesty to prawie na pewno pożegnanie z Ligą Mistrzów. Niedługo ma dopiąć trzyletni kontrakt z Tianjin Quanjian, gdzie zarobi grubo ponad 30 milionów rocznie.
- W drodze powrotnej w samolocie panowała kompletna cisza. Padły tylko słowa: „dostarczyliśmy Ligę Mistrzów do Madrytu” (Sport)
Cóż, każdy popełnia błędy. Dla całego Barcelonismo szkoda tylko, że konsekwencje są tak brutalne. Valverde w tym sezonie był jak saper, a jak wiadomo saper myli się tylko raz. Ta jedna, zabójcza pomyłka, pozbawiła „Blaugranę” szans na wygranie Ligi Mistrzów i utarcie nosa odwiecznym rywalom w – być może – bezpośrednim, wymarzonym pojedynku.
Regarding Valverde, I am usually more patient with new coaches but what happened yesterday is unforgivable! He is responsible for the most embarassing night in Barça's history (a night we'll never forget sadly), he made us play like a small club, should resign in the summer! pic.twitter.com/UhILx0jrKu
— Sextuple (@BarcaStat) April 11, 2018