Wyrzucić z pamięci bolesne wspomnienia. Rodgers zasłużył, aby wrócić na szczyt

Po mistrzostwie zdobytym w 2016 roku, Leicester wpadło w pewien marazm. Oczywiście – ekipa z King Power Stadium nie broniła się zażarcie przed spadkiem, ale brakowało jej pewnej iskry, która jest potrzebna do walki o najwyższe cele. Nie potrafili jej przywrócić ani Craig Shakespeare, ani Claude Puel. Udało się to dopiero Brendanowi Rodgersowi.

Większość menedżerów głównie ocenia się po tym, co mogą wpisać do CV. Jeśli tą miarą zmierzylibyśmy 46-latka, to ten na pewno nie prezentowałby się najlepiej. Mamy oczywiście kilka pucharów zdobytych w Szkocji, ale gdy prowadzisz klub posiadający taką przewagę nad innymi, często nie ma to większego znaczenia. Tym bardziej nie w przypadku szkoleniowca, za którym nadal ciągnie się widmo dramatycznego sezonu.

Świetna forma Suareza, Sturridge’a i innych zawodników. Wygrana w 12 z ostatnich 14 spotkań ligowych. Wszystko zmierzało ku jednemu celowi – mistrzostwie. Tamten czas musiał odbić się na psychice szkoleniowca, któremu jedno poślizgnięcie zdemolowało cały sezon. Dopełnieniem okazał się mecz z Crystal Palace. Czy tamte wydarzenia z Selhurst Park oraz Anfield podczas meczu z Chelsea zdeterminowały na zawsze karierę Rodgersa? W wieku 41 lat jako trener nie zawsze masz szansę zostać przecież mistrzem Anglii, a on ten dar od losu otrzymał. Ostatecznie nie udało mu się zasmakować tej chwili, choć z pewnością byłby to mocny kop dla dalszej kariery. Kto wie, być może taki, który pozwoliłby uniknąć kilku kroków do tyłu.

Przegrane mistrzostwo w sezonie 2013/2014 do dziś jest wspominane przez fanów „The Reds”. Jednak mało kto pamięta, z jakiego pułapu rozpoczynał pracę na Anfield ten szkoleniowiec. Będąc konkretnym: z ósmego miejsca w lidze. To jednak tylko suche liczby. Analizując szczegółowo drużynę, z jaką musiał poradzić sobie Rodgers, to mówiąc kolokwialnie: „szału nie było”. Jak inaczej nazwać chęć ulepienia mistrzowskiej drużyny z Mignoleta, Glena Johnsona, Skrtela, Kolo Toure (o rany…), Sakho, Flanagana, Mosesa, 33-letniego Gerrarda i młodych Coutinho ze Sterlingiem?  Ponadto menedżera czekała praca nad sprzedażą zawodników, którzy pobierali spore wynagrodzenie, a nie dawali zespołowi odpowiedniej jakości. Wśród nich znalazł się chociażby Dirk Kuyt czy Charlie Adam.

Podziw budziła ówczesna strefa ataku, ale tak naprawdę to właśnie za rządów Irlandczyka Suarez zaczął regularnie trafiać dla „The Reds”. Przed jego objęciem posady w 44 występach Premier League Urugwajczyk strzelił 15 bramek, co nie jest wcale złą liczbą, ale jeśli porównamy to do 54 goli w 66 spotkaniach u Rodgersa – zmiana jest kosmiczna. Zapominając jednak o wpływie ataku, porównajmy te zestawienie do Kompany’ego (oczywiście zdrowego), Yai Toure, Davida Silvy czy Aguero na Etihad Stadium. Również Jose Mourinho posiadał lepszy zespół, ale oczywiście sam tego nie potwierdzał i wydurniał się z teorią o źrebaku.

Po dwóch latach z taką kadrą (doliczając do tego oczywiście pewne transfery) udało się przeskoczyć o sześć oczek i narobić apetytów sympatykom klubu. Wówczas wielu zastanawiało się, czy ta praca nie przyszła dla Brendana za wcześnie i czy zwyczajnie w końcówce rywalizacji nie zabrakło mu doświadczenia. Jeśli spojrzymy wstecz, to 39-letni facet pracujący dla jednego z najbardziej prestiżowych angielskich klubów musi budzić podziw. Rodgers jednak zapracował na to w Swansea, gdzie jednak nie mógł dojrzeć do prowadzenia tak prestiżowej drużyny. „Gdy podczas towarzyskiego meczu w Australii przychodzi na stadion 94 tysięcy osób, to zaczynasz rozumieć pewną skalę. Mimo to nie czułem przerażenia. Chciałem to chłonąć. Kiedy jesteś młodym menedżerem, chcesz pokazać, że nie odczuwasz presji. W rzeczywistości najlepszym sposobem na poradzenie sobie z tym jest pogodzenie się z presją i znalezienie odpowiedniego narzędzia, aby sobie z tym poradzić. Takie uczucie to jednak coś naturalnego na tym poziomie” – wspomina Rodgers.

Presja to jedno, a strata najważniejszego piłkarza to drugie. Rodgers już latem 2014 roku wiedział, że jego drużynę opuści Luis Suarez. Z tą wiedzą szkoleniowiec podpisał nowy czteroletni kontrakt, który miał podarować mu podstawy do nowej budowy zespołu wokół innego lidera. Urugwajczyka miał zastąpić napastnik światowej klasy. Diego Costa, Radamel Falcao, Karim Benzema lub Edinson Cavani – to były główne cele. Zarząd miał jednak inne plany i sprowadził Mario Balotellego za 16 milionów funtów. Czy krnąbrny Włoch cokolwiek jednak oferował poza wybrykami w szatni? Jak pokazała przyszłość – niekoniecznie. Dodatkowo, napastnik kompletnie ignorował kolegów z drużyny, a angielscy dziennikarze przypominają historię jak kilka miesięcy po transferze Mario nadal nie potrafił wymienić nazwisk niektórych kolegów z drużyny. Ostatecznie klub zajął dopiero szóste miejsce, pomimo wydania 100 milionów funtów na wzmocnienia. Trudno opisać ten wynik inaczej aniżeli zawód, tym bardziej po pamiętnym blamażu ze Stoke, kiedy „Garncarze” pokonali Liverpool aż 6:1. Najgorsze było jednak przed nimi.

Przygoda Brendana z „The Reds” dobiegła końca dwa miesiące po rozpoczęciu nowego sezonu, w którym ostatecznie sprowadzono mu godnego napastnika. Będąc precyzyjnym – konkretnie dwóch napastników. Rodgers nalegał przede wszystkim na Christiana Benteke, z kolei komitet transferowy wytypował Roberto Firmino. To nie pomogło Liverpoolowi walczyć o najwyższe cele w lidze i po pięciu spotkaniach bez wygranej na przełomie sierpnia oraz września, a także remisie w derbach z Evertonem nadszedł czas, aby się pożegnać.

Trudno dziś tak naprawdę rzeczowo ocenić jego przygodę z Liverpoolem. Czy była zła? Sezon 2013/2014 udowodnił co innego. Dobra? Też nie do końca, jeśli spojrzymy na ostatnie dwa lata i wyniki. Może zwyczajnie za dużo oczekiwaliśmy od człowieka, który w młodym wieku chciał podbić futbol w Anglii? Rodgers po rozczarowaniu chciał sobie to wszystko na nowo przemyśleć. Niespełna rok później przyjął propozycję Celtiku, choć do tej pory na pewno mógł wsiąść na karuzelę trenerską w Premier League. Trenowanie jednak zespołów bijących się o utrzymanie nie dawałoby mu pewnej satysfakcji. Głównie dlatego przyjął propozycję ze Szkocji, w której spędził ponad dwa sezony. Ten czas pozwolił mu nie tylko zdobyć wszystkie możliwe krajowe trofea, ale także poprawić styl gry szkockiego klubu, choć nie było to oczywiście łatwe. Wszystkie sukcesy oczywiście dla przeciętnego angielskiego kibica nie mają znaczenia, ponieważ poziom tamtejszej ligi nie robi na nikim wrażenia. Nawet jeśli omieszka ktoś wspomnieć o całym sezonie bez porażki.

Prędzej czy później Rodgers musiał wrócić na stare śmieci. Formuła Leicester z Puelem wypalała się od kilku miesięcy i jego zwolnienie nikogo nie zaskoczyło. Działacze z King Power Stadium poszukiwali menedżera jednocześnie doświadczonego, ale także nienasyconego. Lepiej nie mogli trafić.

– Twoja sytuacja w futbolu błyskawicznie się zmienia. Wygraliśmy siedem trofeów i poczułem, że nie mogę popchnąć dalej obecnego Celtiku do przodu. Jednak, jeśli miałbym odejść, to musiałby być to odpowiedni klub, a Leicester było właśnie taką okazją. Czas nie był idealny, ale zostawiłem drużynę w dobrym miejscu. Spojrzałem na Lisy i uznałem, że możemy opracować pewien sposób pracy nad ulepszeniem zespołu. Spojrzałem na takich graczy jak Maddison, Chilwell czy Barnes, którzy są fenomenalnymi talentami. Również są tutaj starsi gracze, tacy jak Vardy, Morgan, Schmeichel, Simpson czy Albrighton – wspomina Rodgers.

W ponad pół roku 46-latek doprowadził do tego, że obecnie jego kadrę ocenia się wyżej aniżeli tę Manchesteru United czy nawet Arsenalu. A przecież przed sezonem trudno byłoby nam o uargumentowanie takiej tezy. Taki pogląd to największy sukces trenera, który od rozpoczęcia pracy na King Power Stadium zdobył najwięcej punktów w lidze, nie licząc Liverpoolu oraz Manchesteru City.

Jego wpływ na ten zespół deprecjonuje się jednak argumentując to zdolnym pokoleniem piłkarzy jakie otrzymał. Czy jednak Maddison przed pracą z nowym trenerem wyglądał na tak kapitalnego piłkarza? To samo możemy powiedzieć o Tielemansie, Ndidim czy nawet Vardym, który ponownie straszy bramkarzy rywali. Należy wspomnieć także o Ricardo Pereirze, jednym z odkryć tego sezonu, który w końcu zaczął spłacać zainwestowane w niego spore pieniądze, jak na obrońcę. Nikt dodatkowo nie wspomni, że latem wyrwano mu serce defensywy i zastąpiono elektrycznym Soyuncu, którego powoli stara się okiełznać.

Rodgersa cechuje także jedno – narzucenie własnego stylu gry. Brytyjscy trenerzy rzadko to robią, często z tego powodu schodzą na boczny tor. Klopp, Guardiola czy Pochettino są oceniani dużo wyżej i oczywiście ze względu na sukcesy (z wyjątkiem Argentyńczyka) trudno z tym polemizować. Mimo to, jego osiągnięcia wymagają przede wszystkim szacunku. Udowodnienie swojej klasy w klubie pokroju Leicester na dłuższą metę będzie jednak trudne. Sprzedaż Maguire’a jest tego najlepszym dowodem. Ile można bowiem przekonywać graczy pokroju Maddisona, Chilwella czy Tielemansa, że „Lisy” powtórzą sukces z 2016 roku? Głównie dlatego już niebawem przyjdzie odpowiedni czas, aby wykonać kolejny krok ku szczytowi. Nie dajemy Brendanowi gwarancji powodzenia, ale mając o wiele większe doświadczenie, tym razem powinno się udać. Kto wie, może na Old Trafford szukają właśnie kogoś takiego?

Komentarze

komentarzy