„Były takie dni, że spałem po dwie godziny” [WYWIAD]

Czy 23-letni zawodnik w Ekstraklasie może o sobie mówić młody? Pod pewnymi względami tak, ale do czasu… Aż zobaczy swojego rówieśnika w roli trenera. Póki co trenera-analityka. Norbert Onuoha od kilku miesięcy pracuje w Rakowie Częstochowa i wśród członków sztabów szkoleniowych jest najmłodszy w Ekstraklasie. Zapytaliśmy o pracę analityka od kulis, a także jak można w nieco ponad rok od ukończenia pierwszego kursu trenerskiego trafić na najwyższy poziom w Polsce. Zapraszamy!

Jesteś najmłodszym trenerem w sztabach ekstraklasowych drużyn

To jest dobre, bo jakiś czas temu dzwonił do mnie dziennikarz z TVP Sport i w trakcie wywiadu mówił mi, że jestem najmłodszym trenerem-analitykiem w Ekstraklasie. Wiedziałem, że jestem w czołówce, ale nie myślałem, że najmłodszy. Jeszcze lepiej byłoby, gdyby ten najmłodszy najwięcej wiedział. Jednak jestem na dole tej drogi analityków. Sporo pracy przede mną i dużo nauki.

Jak jesteś odbierany? Młody, który już coś osiągnął, gdyż jednak 23-letni trener w Ekstraklasie to jest „coś”. Były nieprzychylne komentarze?

Też się zderzyłem z tym, że ludzie patrzyli trochę inaczej niż się spodziewałem. Myślałem, że uznają – młody człowiek spełniający marzenia, to będzie motywacja dla wszystkich w moim wieku, którzy chcieliby się rozwijać. Generalnie jest to tak odbierane, ale zdarzają się też negatywne opinie. Typu „nie umie jeszcze na tyle, żeby być w tym miejscu” lub „to nie ten moment”. Najlepszy był komentarz „Czy ten Onuoha w ogóle ma 18 lat?”… To takie minusy.

Z drugiej strony ja też nie oceniam tego wszystkiego jako wielkie osiągnięcie. Sukcesem przede wszystkim było to, że się dostałem do Ekstraklasy, ale codziennie muszę płacić frycowe za to, że tu jestem. Nie da się tego zawłaszczyć dla siebie. Obecnie „wypożyczyłem” to i płacę za wynajem.

Nie wiem, co będzie dalej. Za rok może będę gdzie indziej. Może będę pracował na niższym poziomie albo jeszcze wyżej. Nie jest powiedziane, że jestem w Ekstraklasie i zawsze w niej zostanę.

Patrząc z perspektywy ścieżki trenerskiej, bardzo szybko awansowałeś. Pamiętając, że dwa lata temu kończyliśmy razem kurs UEFA Grassroots C, chyba nie mogłeś nawet myśleć, że w nieco ponad rok dotrzesz do Ekstraklasy.

Zdecydowanie nie. Pamiętam, że kończyliśmy kurs i chwilę później rozpoczynałem roczny staż w Legii jako analityk akademii. To mi otworzyło dużo ścieżek. Dużo czasu trzeba było poświęcić, żeby wstawać i jeździć dzień w dzień o piątej rano, za swoje środki. Zawsze babcia, dziadek czy mama wspomogli finansowo, bym mógł sobie pozwolić na codzienne podróże do Warszawy i korzystać z tej wiedzy. To długo trwało, w międzyczasie starałem się gdzieś rozwijać. Np. rozmawiając z trenerem Robertem Góralczykiem w Motorze Lublin w zakresie analizy. Gdy wtedy rozmawiałem z trenerem Góralczykiem, marzyłem – w kwietniu ubiegłego roku – by pracować np. w III lidze jako analityk czy asystent trenera.

Potem przyszedł czerwiec. Pomagałem przy rezerwach Radomiaka i pomyślałem, że jest szansa, ponieważ w pierwszej drużynie nie mieli analityka i może się uda dostać. Niestety, zaproponowali „tylko” drugą drużynę w IV lidze. Spróbowałem jednak czegoś innego. Napisałem do akademii Rakowa, która mnie przyjęła. Tak się złożyło, że trafiłem do Ekstraklasy, bo trener Kędziorek mnie dojrzał. W drużynie już był analityk, ale pracujący zdalnie. Oni chcieli mieć kogoś tutaj na miejscu, więc przyjąłem propozycję.

Z miesiąca na miesiąc zmieniały się moje plany. Marzyłem o rzeczach mniejszych, a dostawałem większe. Po prostu Bóg daje więcej niż to, o co prosimy.

Przypomniała mi się jeszcze taka anegdota. Byłem na finale Pucharu Polski, gdy Lechia grała z Jagiellonią. Od dziecka kibicowałem Lechii dlatego, że mój tata tam mieszkał, a mama studiowała w Gdańsku, więc było mi blisko do tego klubu. Przede wszystkim jednak był tam niegdyś Abdou Razack Traore, który mocno mi zapadł w pamięć. W Warszawie cieszyłem się ze zwycięstwa Lechii w PP. Pół roku później Raków wygrał w Gdańsku 3:0, a ja byłem członkiem sztabu!

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Jaka była reakcja zawodników Rakowa, gdy się pojawiłeś? W końcu przyszedł trener, który od wielu z nich jest młodszy…

To są świadomi ludzie. Nie patrzą na to, kto ile ma lat, kto kim jest. Ważne jest, jaką pracę wykonujesz i ile z siebie dajesz. Wiadomo, że ta praca w młodym wieku może jeszcze nie będzie dawała tyle, ile za jakiś czas, wraz z doświadczeniem. Od początku byłem bardzo zaangażowany i wszyscy też to widzieli, że staram się pracować jak najwięcej. Mieli i nadal mają pozytywny stosunek do mnie.

Nie miałem kłopotów, żeby wejść do szatni, gdyż w fajny sposób trener Papszun mnie przedstawił. Przed meczem z Koroną Kielce byliśmy w hotelu, bodajże przy okazji obiadu, przed odprawą. Trener powiedział, że będę odpowiedzialny za szeroko pojętą analizę i wspierał cały sztab. Chłopaki zobaczyli, że fajnie, ponieważ to będzie kolejna wartość merytoryczna w jakimś małym procencie.

Były obawy jak zostaniesz przyjęty?

Oczywiście, że były. Wychodzę jednak z założenia, żeby te wyzwania zawsze podejmować. W listopadzie miałem spore obawy, np. przy treningu stojąc obok boiska, ale teraz przy meczu z Pogonią już wychodziłem na rozgrzewkę z zawodnikami rezerwowymi i to normalne, traktuje to jako coś zwyczajnego, część moich obowiązków.

Po prostu mam tak wiele wyzwań codziennych i zadań od sztabu, że nie mam czasu nad rozmyślaniem, tylko trzeba po prostu pracować. Z czasem to jest wszystko coraz łatwiejsze.

Jaki jest twój zakres obowiązków?

Każdy ma swoją działkę i to jest fajne. Ja się zajmuje stricte analizą indywidualną przeciwnika. Przygotowuje proponowany skład wspólnie ze sztabem. Tam są wszystkie informacje o danym rywalu. Np. mówię, że może zagrać 15. zawodników z ich 23-osobowej kadry. Wtedy opisuje wszystkich piłkarzy – ich cechy szczególne, jak grają, plusy, minusy robiąc takie karty. Do tego tworze materiały wideo o danym przeciwniku. Zawodnicy mogą sobie przed meczem obejrzeć, jeśli mają jakiekolwiek wątpliwości.

Tydzień wygląda tak, że trener codziennie zaznajamia zespół z rywalem, ale jeśli ktoś chce się jeszcze bardziej zapoznać, ma taką podpórkę ode mnie, właśnie w postaci wideo.

Pomagam też trenerowi Makowskiemu w analizie zespołowej. Dostaje od trenera mecze, które mam obejrzeć, np. spotkanie z Zagłębiem Lubin i oceniam pod kątem faz gry, elementy szczególne, powtarzalne, słabe punkty czy szansę, których możemy wypatrywać w swojej grze. Wycinam też fragmenty na wideo, o które mnie poprosi.

Im bliżej meczu, tym pracy nie ubywa…

Jeśli chodzi o pracę dla pierwszego trenera, to przygotowanie odprawy przedmeczowej i pomeczowej. Bardzo lubię przedmeczową, ponieważ tam się mogę wykazać mega kreatywnością. Otrzymuje skład od trenera, na kartkach rozrysowuje mi, co chce dostać na animacjach. Na początku zajmowało mi to bardzo dużo czasu. Nawet dwanaście godzin, żeby zrobić animacje, które i tak nie wyszły idealnie. Dla porównania przed ostatnim meczem ze Śląskiem (który się nie odbył – przyp. red.) zrobiłem swoją pracę w kilka godzin i byłem z niej naprawdę zadowolony.

W tych prezentacjach przedmeczowych trener też mówi, co chciałby zawrzeć na koniec. Np. coś motywacyjnego, coś żeby pobudzić piłkarzy, ale też by pamiętali o tym, co było wcześniej. Trener powie jakie hasło chce, ja przygotowuje grafikę i wykonuje całość.

Poza tym do moich obowiązków należy nagrywanie meczów. Mamy drona i przed spotkaniem z Legią wpadłem na pomysł, żeby mecz nagrać za jego pomocą. Tam jest super kamera. Teraz to już standard i przesyłamy obraz z drona na ławkę i mamy podgląd na bieżąco.

Do tego jeszcze pomagam przy treningach indywidualnych czy sprawach bieżących.

To nie jest robota w godzinach 8-16, ale czy liczyłeś, ile czasu przeznaczasz na pracę w tygodniu?

Liczyłem bardziej, ile spałem i to był wyznacznik. Grudzień, styczeń i luty były trudnymi miesiącami pod względem organizacji pracy. Nie chodziło o zakres obowiązków, gdyż pozostali sobie z tym radzili o wiele szybciej. Dla mnie to było bardzo dużo, bo dopiero wchodziłem. Obowiązki to jedno, ale szczegółowość była ważna. Dzisiaj te rzeczy robię kilka razy szybciej, ale wtedy schodziło mi bardzo długo.

Jak wyglądał tydzień?

Grudzień. Sobota i mecz, więc w niedzielę dzień w połowie wolny. W połowie, ponieważ niegrający mieli trening regeneracyjny. Poza tym szedłem do kościoła i częściowo odpoczywałem, ale też wiedziałem, że nie mogę sobie na to do końca pozwolić. Poświęcałem wtedy czas, by nadrabiać rzeczy, które ktoś umie, a ja jeszcze nie. Jeśli nie siedzisz w Ekstraklasie, też nie zawsze to śledzisz, więc trzeba było nadrobić.

W poniedziałek miałem na ósmą i wychodziłem z klubu o godzinie osiemnastej. Przychodziłem do domu, jadłem i pracowałem dalej. Chciałem przygotować te analizy dokładniej, zrobić trochę więcej i długo mi z tym schodziło. Siedziałem czasem do godziny trzeciej, a wstawałem przed siódmą, gdy jeszcze coś trzeba było zrobić.

Nastawiając budzik patrzyłem, ile czasu mi zostało do pobudki. Gdy były cztery godzin, mówiłem sobie „jest w porządku, mogę się przespać”. Ale były dni, że bywały dwie godziny snu, a trzeba było zapierdzielać na pełnych obrotach. Nie ukrywam, że traciłem na tym, bo trener wymaga od ciebie, żebyś był żywy, dawał jakąś wartość, a ty jesteś zamulony i nieprzytomny.

Po kilku nocach wszystko się odbije na organizmie.

Człowiek był też bardziej zdenerwowany, a przecież musisz podchodzić do wszystkiego z chłodną głową. Nie mówię, że tak było dzień w dzień, ale zdarzały się takie tygodnie, że najlepszym momentem na odpoczynek był powrót w autokarze po meczu. Ale też nie zawsze, często korzystałem też z tego czasu, by… przygotować analizę na kolejny mecz. Wszystko musiało być zaplanowane. Chodziło o organizacje pracy i trzeba było sobie wybrać priorytety. Nie ukrywam, że chciałem coraz więcej robić, podejmować kolejne wyzwania. Na tej zasadzie, że już pewne rzeczy zaczynasz robić dobrze, więc bierzesz się za kolejne.

Przed wspomnianym meczem ze Śląskiem już było inaczej. Wszystko zrobiłem, ale też się wyspałem. Po prostu na początku musiałem się więcej poświęcić, żeby dzisiaj mieć łatwiej.

Dzisiaj liga nie gra. Analitycy mają wakacje czy dostali konkretne zadania?

Zadanie od trenera jest takie, żeby poświęcić ten czas na dokształcenie się. To jest dobry czas na to.

Jeśli chodzi o typowo analityczne rzeczy, staram się codziennie oglądać mecze. Np. dzisiaj oglądałem dwa mecze Bayernu U18. Jeden w Youth League, a drugi bodajże z Borussią. Ale nie ograniczam się do tych najlepszych, przekrój jest ogromny. Piłka kobieca, I liga, II liga czy nawet III ligą.

Jak widzisz siebie w przyszłości – stricte analityk czy jednak trener w stylu Marka Papszuna?

Bardzo chcę być analitykiem, ale trenerem-analitykiem. Przychodząc do drużyny myślałem, że będę tym pierwszym. Analizował, żeby pomóc drużynie i sztabowi w pracy. Teoria, która miała zostać wykorzystana w praktyce.

Trener Papszun jednak powiedział, że moje stanowisko to trener-analityk. Bardzo mu dziękuje, gdyż jestem też na boisku. Mogę być większym wsparciem dla zespołu. To jest dla mnie idealna funkcja. Gość, który ma mega analityczny umysł, który potrafi zebrać wszystko w całość, ale też nie boi się boiska i lubi trenować – do tego dążę, ale wiem, że sporo drogi przede mną.

Fajną rzecz powiedział Daniel Wojtasz, analityk Korony, który stwierdził, że wszystko można przeanalizować, wybór sposobu należy do nas, jednak kluczem jest wprowadzenie tego do treningu, na boisko.

W zupełności się zgadzam z Danielem. Nie czuję czegoś takiego, żeby być analitykiem tylko z teorią. Wszystko musi być podparte praktyką. Dzięki temu sama teoria jest na jeszcze wyższym poziomie.

Raków ma swój styl, jako nieliczna ekipa w lidze. Czy wchodząc do drużyny dostałeś wytyczne, żeby to szybko nadrobić, by łatwiej później było pracować?

Jeśli chcesz coś zaproponować i porozmawiać ze sztabem, musi to być podparte merytoryką. Równa się, że musisz znać zespół. Przychodząc od razu oglądałem te mecze, starałem się jak najszybciej nadrobić. Otrzymałem też model gry, by łatwiej zrozumieć wszystkie procesy.

Przemysław Łagożny opowiadający o pracy w Legii, wspominał, że trenerzy oczekiwali od niego różnych rzeczy. Sa Pinto mocno skupiał się na przeciwniku, zaś Vuković stawia przede wszystkim na swój zespół.

Twój zespół ma zawsze dobrze funkcjonować. Jeśli będziemy dobrze wyglądać, mniej będziemy się obawiać przeciwnika. W okresie przygotowawczym głównie przygotowaliśmy swoje granie, ale bliżej meczów wiadomo, że trzeba też sprawdzić, co u rywala. W trakcie ligi, również skupiamy się na naszym fundamencie. One muszą być opanowane, timing wszystkich zachowań. Jeśli to funkcjonuje, jesteśmy dużo spokojniejsi.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

W mikrocyklu trenujecie pod kątem rywala w określone dni czy jednak skupiacie się dalej głównie na sobie?

Każdą fazę gry musimy przerobić. Na zasadzie konfrontacji. Np. w poniedziałek dzień poświęcony obronie. Wtedy nasza obrona ustawia się pod atak przeciwnika. Ważne jest, żeby ten kolejny mecz wygrać, więc poświęcasz wszystko pod to. Dlatego bez sensu byłoby trenując defensywę, bronić naszych ataków. W meczu mogłoby to nie mieć kompletnie przełożenia. Dlaczego? Inne przestrzenie są atakowane, gdzieś indziej pojawiają się  luki, centrum gry itd. Wychodzimy z tego założenia, żeby zawsze konfrontować to z pomysłem przeciwnika. Później łatwiej mamy w meczu. Trener Papszun chce, żeby na mecz wyjść spokojnym, a spokojny będziesz tylko wtedy, gdy się do tego przygotujesz.

Jak wyglądała twoja nauka – samemu w domu czy na jakimś kursie?

Analizę tak naprawdę robi każdy świadomy trener. Czy analizujesz swoich zawodników po meczu, przed meczem. Nagrywasz czy nie, ale jesteś w stanie spisać wszystkie momenty. Każdy trener robi to po swojemu i na innym poziomie. Ja się uczyłem od początku. Nawet, gdy byliśmy na kursie UEFA C, trener-edukator prowadził trening, już analizowaliśmy sposób jego pracy, więc jakoś to nas rozwijało.

W Legii zajmowałem się analizą typowo statystyczną, ale ode mnie zależało, ile ja wyciągnę. Nasz koordynator, Kacper Marzec umożliwiał nam tyle, że w zasadzie jedynym ograniczeniem dla nas, byliśmy my sami. Gdy przyjeżdżałem do Warszawy korzystałem dużo podczas treningów akademii. Jeśli chodzi o analizę programową, tez dużo skorzystałem w Legii, bo tam się uczyłem tego pod kątem technicznym. Poza tym trzeba to wszystko zebrać w całość i jakoś umieć przedstawić, opowiedzieć o tym. Poza tym rozwijały mnie rozmowy z różnymi trenerami. W Lublinie z trenerem Góralczykiem, w Radomiaku itd.

Rozmawiał Rafał Szyszka

Komentarze

komentarzy