Kiedy 11 marca – po niemal całkowitym przegraniu sezonu – ogłoszono pożegnanie Santiago Solariego i ponowne zatrudnienie Zinedine’a Zidane’a, świat kibiców Realu znów nabrał koloru. Ich „cudotwórca” wrócił i istniała szansa, że rzeczy zaczną się układać. Może nie od razu tak, jak w poprzednich latach, ale chociaż sugerując, że wielki Real niebawem może wrócić.
Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!
Tak się nie stało. Zidane zastał drużynę diametralnie inną od tej, jaką przejmował za pierwszym razem. Również zupełnie inną od tej, jaką zostawił. Jego powrót miał zadziałać jak czarodziejska różdżka, która kiedy tylko stanie w progu, odmieni atmosferę i beznadziejne morale. Liczono na cud, ale o tym nie może być mowy.
Zidane był dużą, obiecującą chmurą, ale jak na razie przyniósł nie tylko mały, ale i brudny deszcz. Nie poprawił wyników, nie poprawił nastrojów i naprawdę nie wiadomo, czy za drugim podejściem uda mu się zbudować równie mocną drużynę. Po nieco ponad dwóch miesiącach wiemy, że jego Real w tym okresie (11 spotkań) był… ósmą siłą La Liga.
Obecnie można się zastanawiać, czy decyzja o wcześniejszym zatrudnieniu Francuza (zamiast na koniec sezonu) była właściwa. Można jednak założyć, że Perez poczekałby, gdyby wiedział, jak to się skończy. Zidane miał przygotować podwaliny pod letnią przebudowę, tymczasem ma po prostu noż na gardle. Dostanie ogromne pieniądze, może dobrać zawodników tak, jak chce, a potem ułożyć to wszystko w sprawnie funkcjonujący organizm.
Trenerów czasem się przesadnie gloryfikuje, czasem przesadnie się im ujmuje. Zidane znalazł się w sytuacji, w której wszystko dostaniemy niemal na tacy. Ma drużynę zagubioną, ale może ją wzmocnić i zbudować jak chce. Przekonamy się, czy potrafi gasić pożary, zaszczepiać w zawodnikach pewność siebie i budować coś od podstaw. Jego pierwszy okres na Santiago Bernabeu był magiczny i niezapomniany. Pytanie, czy kolejnym podejściem potwierdzi swoją klasę, czy ją podważy… Początek może wskazywać na drugą opcję, ale na choć trochę miarodajne wnioski musimy poczekać jeszcze conajmniej pół roku.