Wyścig wuefistów się zakończył. Zwyciężył w nim Mikel Arteta, który jako jedyny z trójki: Arteta, Lampard, Solskjaer, jeszcze nie poleciał ze stanowiska. Kilka dni temu minęły równe 2 lata od jego zatrudnienia. Nie da się ukryć, że z perspektywy dwuletniej Kanonierzy pod jego wodzą są lekkim rozczarowaniem i to pomimo tego, że wygrali FA Cup i Tarczę Wspólnoty. Ostatnio Arsenalowi się powodzi – nabrali świeżości, widać ich plan na grę, a na święta wrócili nawet do top4. Pamięć kibiców jest dobra, ale krótka, więc obecnie Mikel nie znajdzie wielu krytyków po rozegranej dobrej serii meczów ligowych. Kanonierzy nabierają rozpędu i chyba robią to w najlepszym momencie, bo patrząc na to, jak długo Arteta budował drużynę i przez co przeszedł w trakcie procesu, to dla niego ostatni gwizdek. A dlaczego?
Po pierwsze, spójrzmy na Arsenal sprzed Artety, czyli na kadencję Unaia Emery’ego. Pierwszy sezon po odejściu z klubu Arsene’a Wengera to 18/19 – otarcie się o top4 (totalne frajerstwo pod koniec) i finał Ligi Europy. Jak na pierwszy sezon, teoretycznie nie najgorzej. Z tym że Unai w następnym roku totalnie się posypał. Zostawił Arsenal w drugiej części tabeli, z wyraźnymi niedokładnościami kadrowym, które wymagały uporządkowania. W tym celu sprowadzono ówczesnego asystenta Pepa Guardioli i byłego pomocnika m.in. Arsenalu i Evertonu, czyli Mikela Artetę.
Arteta skończył ligę dwukrotnie na 8. miejscu, przy czym dwukrotnie szanse na wysokie miejsce niesamowicie utrudnił sobie już na starcie kampanii. Hiszpan piastuje stanowisko kierownicze w zespole z big6 o ogromnych ambicjach. Tymczasem, Arsenal przez większość jego kadencji wyglądał jak średniak, był obiektem żartów. W zeszłym sezonie Arsenal do ok. 10. kolejki był w ostatniej piątce tabeli, aby ostatecznie pierwszy raz od 25 lat nie zagrać w europejskich pucharach. W skrócie, wyniki co najmniej niepokojące. Proces to rzecz długotrwała i cierpliwość w takich przypadkach jest znamienna, Arteta jednak przez większość czasu wyglądał gorzej, grał gorzej w porównaniu do poprzedników, nie miał pomysłu, a nowo sprowadzeni gracze nie spełniali oczekiwań.
Arteta rządzi twardą ręką, tego ujmować mu nie można. Aby odsuwać kapitana i najważniejszego zawodnika od meczu, gdy ten spóźni się na odprawę przedmeczową, trzeba mieć przysłowiowe jaja. Co z tego jednak, skoro bezpośredniość Mikela przerodziła się w domniemaną arogancję i władczość? Arteta od początku swojej kadencji pokłócił się z Salibą, Guendozzim, Aubameyangiem, Torreirą, Maitlandem-Nilesem, Bellerinem, Mustafim, dlaczego nikt o tym nie mówi? To ma być człowiek spajający zespół i dbający o morale?
Ogólny obraz gry Arsenalu znacząco się poprawił, pytanie tylko na jak długo i czy nie jest to tylko kolejna chwilowa zwyżka formy przed kryzysem moralnym i sportowym. Kanonierzy wracają do top4 w połowie sezonu, co może budzić dodatkowy podziw biorąc pod uwagę katastrofalny początek sezonu w lidze. To, czy uda im się skończyć kampanię 21/22 na miejscu premiującym grę w Lidze Mistrzów, jest zależne od wielu czynników. Między innymi od tego, czy ściągną kogoś na pozycję napastnika. W obliczu niedojeżdżającej głowy Aubameyanga i zagubionego Lacazette’a, zakontraktowanie typowej 9 może okazać się kluczowe. Mówiło się o Jonathanie Davidzie, Dusanie Vlahoviciu, Alexandrze Isaku – prawdziwość tych plotek zweryfikowana zostanie całkiem niedługo.
Plusem kadrowym Kanonierów jest zbiór ambitnych, młodych zawodników. Saka, Martinelli, Smith-Rowe, Ramsdale, White, Tierney. Oni wszyscy mają stanowić w obecnym i najbliższym czasie o sile Arsenalu, a żaden z nich nie ma nawet 25 lat. Na Emirates już pieją z zachwytu nad rekordami klubu i ligi w najmłodszej jedenastce meczowej i, szczerze mówiąc, ciężko się tym zachwytom dziwić, bo owa młodość w ekipie The Gunners zdaje się zaskakująco mocno dysponować doświadczeniem.
Kolejną kwestią przemawiającą za sukcesem Arsenalu jest to, że liga to ich jedyne zmartwienie, w Europie w tym sezonie nie grają o nic. Z drugiej strony, takiemu Tottenhamowi też została tylko Premier League, a Koguty pod wodzą nowego menedżera wydają się wchodzić na falę wznoszącą.
Arsenalowi ciężko złapać oddech i stabilizację. Kiedy wydaje się, że wszystko jest tam na dobrej drodze, nagle sprawy zaczynają się komplikować. W takiej dogodnej sytuacji ekipa z Emirates nie była jednak od dosyć dawna, a szansa wejścia do „czwórki” może się nie powtórzyć w najbliższym czasie. Dla słynnego „procesu” Mikela Artety wydaje się to być ostateczny sprawdzian, bo ciężko wyobrazić sobie, że Arsenal nie wchodzi na przykład do top6, a Hiszpan zostaje na stanowisku. Teraz wymówek już nie ma. Dostał pieniądze, zawodników jakich chciał, zaufanie zarządu po słabych okresach, przyszedł więc czas aby wszedł na ostatnią prostą.
Jeśli mu nie wyjdzie, to nikt nie powinien miec wątpliwości, że Arteta będzie pierwszy do odstrzału. Chociaż z drugiej strony, w Arsenalu działy się takie rzeczy, że już naprawdę nic nie wiadomo.