Dziś dla reprezentacji Polski każdy mecz powinien być meczem o wszystko. Po historycznej wygranej z Niemcami, we wtorek – również na Stadionie Narodowym – drużyna Adama Nawałki podejmie Szkotów. Ogólnonarodowa euforia potrwa pewnie parę dni, ale może szybko się skończyć, jeżeli pojutrze coś pójdzie nie tak.
Niedziela, dzień po burzy. W tym momencie o futbolu dyskutuje każdy, ludzie mówią o „narodzinach wielkiej drużyny”, „nadejściu lepszych czasów” i „przełomowym momencie dla całej polskiej piłki”. Mówią też, że za 10, 20, a może i za 50 lat, wczorajszy pojedynek stanie się klasykiem puszczanym dzieciom i wnukom. Oby nie. Oby była to po prostu jedna z wielu głośnych wygranych, jakie czekają nas w niedalekiej przyszłości.
No właśnie: „głośnych” to chyba najwłaściwsze określenie. Mecz z Niemcami wcale nie był w wykonaniu naszych piłkarzy wielki, nie było fantastycznej, pełnej polotu gry – bo być nie mogło. Tylko kamikadze nakazałby swoim piłkarzom prowadzenie otwartej wymiany przeciwko drużynie, która trzy miesiące wstecz cieszyła się ze zdobycia Mistrzostwa Świata. Na Narodowym schowaliśmy się za podwójną gardą, ale to właśnie taka gra jest we współczesnej piłce najlepszym, a może i jedynym sposobem na zniwelowanie technicznej przewagi przeciwnika.
Nawałka nieraz pokazywał, że kamikadze nie jest. Selekcjoner wydaje się być człowiekiem, który zdaje sobie sprawę, iż jego rola we wczorajszej wygranej wcale nie była kluczowa. Wybitny włoski fachowiec, Fabio Capello, stwierdził kiedyś, że najważniejsze w pracy trenera jest „znaleźć się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie”. Czyli obejmować drużyny, których potencjał daje nadzieje na odnoszenie wielkich sukcesów. Dziś reprezentacja Polski jest jedną z takich drużyn, zawodnicy powoływani na zgrupowania grają w mocnych europejskich klubach. Wczoraj w wyjściowej jedenastce znaleźli się: niekwestionowany numer jeden Arsenalu Londyn, silny punkt niemieckiej Borussii, podstawowi stoperzy Torino i Steauy Bukareszt, i lewy defensor rosyjskiego Amkara Perm – a przecież to formacja obronna zebrała najwięcej batów za niepowodzenia w poprzednich eliminacjach.
Do pewnego momentu (no dobrze, do wczoraj…) Nawałka zdawał się popełniać masę błędów. W podstawowy skład próbował wepchnąć piłkarzy przeciętnych (Olkowski, Mączyński), testował zbyt wielką ilość graczy, zdawał się nie mieć określonego pomysłu na grę drużyny. Dziś wszystkie grzechy Nawałki nie mają dla mediów znaczenia. Oddajmy mu więc co jego: opiekun Polaków dokonał właściwego wyboru wystawiając w ataku Arkadiusza Milika, który do tej pory rzadko wykorzystywał szanse na grę od pierwszej minut – nawet w spotkaniach z rywalami takimi jak San Marino. W sobotę otworzył wynik po dośrodkowaniu niezniszczalnego Łukasza Piszczka. W środku pomocy zagraliśmy dwójką defensywnych zawodników, i mimo, że Jodłowiec momentami grał bardzo nerwowo, wykonał pracę, na jaką nie byłoby stać bardziej kreatywnych zmienników.
Piłkarze wykorzystali swoje szanse. Trzy strzały na bramkę Neuera skończyły się dwoma trafieniami. Niemcy oddali ponad 20 prób, osiem z nich zatrzymał Szczęsny, kilka na ciało przyjął cichy bohater Glik, a po świetnym strzale Podolskiego uratowała nas poprzeczka. Marginalizowanie roli szczęścia we wczorajszym spotkaniu byłoby przejawem pychy graniczącej z głupotą, jednak… Jakie to ma dziś znaczenie?
Przed reprezentantami, działaczami i społeczeństwem trudne zadanie. Jeżeli trzy punkty zdobyte wczoraj posłużą jako koło zamachowe, w najbliższym czasie czeka nas wiele szczęśliwych wieczorów nie przy okazji meczów reprezentacji, ale także z zespołami klubowymi. Legia jest przecież liderem swojej grupy w Lidze Europy, w spotkaniach przeciwko niezłym rywalom nie traci bramek, a finansowo powoli dobija do europejskiej klasy średniej. PZPN funkcjonuje inaczej niż dotychczas, Boniek, Sawicki i cała reszta robią wszystko, by związek działał transparentnie, nastawienie ludzi do futbolu ewoluuje. I tylko piłkarze tonują nastroje doskonale wiedząc, że wygrana z Niemcami straci swoją praktyczną wartość, jeżeli zawiodą podczas kolejnych gier. Oni powinni sobie poradzić, tymczasem każdy stara się zabrać ze stołu swój kawałek tortu, a za komentowanie wygranej biorą się między innymi politycy. W międzyczasie Bogdan Rymanowski pyta Kubę Błaszczykowskiego czy „wczoraj objawił się geniusz Nawałki”, na co kontuzjowany kapitan odpowiada ze zdziwieniem: „widzę, że uderzamy w mocne tony…”.
Poczekajmy. Mecz ze Szkocją może okazać się trudniejszy niż ten przeciwko naszym zachodnim sąsiadom, bo jeżeli mamy ochotę na zgarnięcie kolejnego kompletu punktów, musimy zaatakować. We wtorek to my najprawdopodobniej wystąpimy w roli podopiecznych Loewa, a nie ma we współczesnej piłce nic trudniejszego niż umiejętność prowadzenie efektywnej gry w ataku pozycyjnym. Sześć lat czekaliśmy na wygraną w meczu o punkty z poważnym przeciwnikiem, teraz będziemy oczekiwać ich regularnie. Ale zachowajmy spokój, nie zapraszajmy piłkarzy do Familiady na pojedynek z siatkarzami. Nie prowadźmy jałowych dyskusji o tym, który sport powinien być dyscypliną narodową. Niech sprawy toczą się swoim rytmem. We wtorek kolejny wielki wieczór.
only allowing the maid
rob kardashian weight loss How to Measure Shoe Width Size
quick weight lossRobert Pattinson Beats David Beckham for Fashion Award
youjizz buff internet goth shoulder complex battle suits
The 7 Rules of Upward Communication
free gay porn I swear she pees every 20 minutes or more
When Buying Motorcycle Boots Safety Takes First Place Over Fashion
cartoon porn as it helps you appreciate the good that much more
The Making of a Mogul Through Dance
gay porn See Figure 1 below
The life of a star at Barbie games
quick weight loss Before she can make these choices
Look Fashionable in Trendy Woman Clothes
snooki weight loss For print catalogs
Fiscal Aid without the Need of Collateral
miranda lambert weight loss making him just a face in the crowd
Paintball Sticker Catches Your Eyes
christina aguilera weight loss a healthy bar