Zaza strzela hat-tricka, a i tak zostaje w cieniu. Koncert Messiego i coraz lepszy Paulinho

Są takie ligi, że szansa na zaistnienie i przebicie się w mediach na pierwszą stronę trafia się raz na kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt meczów. Wczoraj o godzinie 22 wydawało się, że Simone Zaza będzie w centrum zainteresowań, po tym jak trzykrotnie pokonał bramkarza Malagi, ale dwie godziny później już wiedział, że poker, czyli cztery gole Leo Messiego, rozwiewa wątpliwości, kto będzie bohaterem numer 1. Znowu!

Simone Zaza do końca kariery prawdopodobnie będzie nosił swój krzyż w postaci karnego z Euro 2016, którego parodiował – w świetny sposób – Dirk Novitzki. Ale trzeba przyznać, że odkąd przyszedł do Valencii, to wyraźnie odżył. W ubiegłym sezonie niby tylko sześć goli w 20 meczach, ale również ogrom pożytecznej pracy wykonywanej na boisku. Teraz już cztery gole i drugie miejsce w klasyfikacji strzelców. Ale trzeba przyznać, że wtorkowy występ przeciwko Maladze był niebotyczny, wszak hat-trick klasyczny, w dodatku ustrzelony w ciągu ośmiu minut (!), to jest wynik rewelacyjny. Valencia nie może narzekać, bo ma na swoim koncie dziewięć punktów, nie przegrała meczu, a notowała remisy z Atletico czy Realem, i wreszcie są widoki na lepsze jutro na Mestalla. To samo Mestalla, na którym „Nietoperze” nie straciły gola w trzech kolejnych meczach, co udało się po raz pierwszy od dwóch lat!

https://www.youtube.com/watch?v=-RIT7B9YXo4

Występ Messiego z jednej strony był czymś szczególnym, a z drugiej, to kolejne bramki w jego karierze, więc czy ktoś jeszcze się dziwi, że z taką łatwością Argentyńczyk strzela? W Hiszpanii zwykło mawiać się „poker” na strzelenie czterech bramek w jednym meczu i takich osiągnięć Messi ma już w swojej karierze… cztery. Wcześniej w 2012 aplikował gole Valencii i Espanyolowi, a rok później Osasunie. Rekordów można by wymieniać długo, bo jednocześnie strzelił 300. gola na Camp Nou, a ich rozkład na poszczególne sezony wygląda tak:

W lidze ma już dziewięć goli po pięciu kolejkach i tyle samo wynosi przewaga nad Cristiano Ronaldo, który dopiero wieczorem zadebiutuje w tym sezonie ligowym, a Antoine Griezmann czy Luis Suarez mają ledwie po jednej „sztuce”. Krótko mówiąc, Messi w ekspresowym tempie odjechał swoim najgroźniejszym konkurentom do Trofeo Pichichi.

Po raz kolejny z dobrej strony pokazał się Paulinho. W sobotę wejście smoka i decydujący gol przeciwko Getafe, a wczoraj grał już koncertowo. Gol, asysta oraz ogromny udział niemal przy każdej bramce zespołu. Przyjemnie się oglądało tego zawodnika i jeśli to nie zasługa słabości Eibar, to można wierzyć, że jednak nie będzie tak źle z jego pobytem w stolicy Katalonii. Oglądający ten mecz Dani Alves nawet stwierdził w swoich mediach społecznościowych, że „jeszcze okaże się, że »Barca« tanio go kupiła”. Dla byłego ełkaesiaka 19 września nie jest dniem obojętnym, bo tego dnia pięć lat temu strzelił swoją pierwszą bramkę w barwach reprezentacji Brazylii. Jeszcze za kadencji Mano Menezesa otrzymał powołanie do kadry złożonej z krajowych zawodników i w tradycyjnym meczu towarzyskim z Argentyną, a więc Superclasico de las Americas „Canarinhos” wygrali 2:1 po golach Paulinho i Neymara.

Zresztą rok 2012 był szczególny dla Paulinho, bo wtedy wygrał Copa Libertadores i klubowe mistrzostwa świata w barwach Corinthians, a sam odebrał kilka indywidualnych nagród – jedenastka sezonu ligi, Copa Libertadores, najlepszy pomocnik tych ostatnich rozgrywek, a urugwajski El Pais w tradycyjnym plebiscycie umieścił go w najlepszej jedenastce zawodników grających w Ameryce Południowej. W tym samym roku zdobył także druga bramkę w reprezentacji, którą strzelił we… Wrocławiu, podczas towarzyskiego meczu „Canarinhos” z Japonią.

Przy okazji Ernesto Valverde dołączył do Terry’ego Venablesa, Luisa van Gaala, Tito Vilanovy i Gerardo Martino, którzy również wygrywali swoje pierwsze pięć debiutanckich kolejek na ławce trenerskiej Barcelony.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł bonusu!