Zidane może zostać zwolniony. Prezes już ma listę z potencjalnymi następcami

670523902.0
Zidane siedzi na najgorętszym krzesełku świata

Nadchodzi chwila prawdy dla Zinedine’a Zidane’a. Hiszpańskie media donoszą, że Florentino Perez pozostaje niepocieszony porażką i postawą drużyny w „El Clasico”. „Zizou” musi się obronić się w Lidze Mistrzów lub dowieźć ligę do końca. Jeśli nie wywalczy żadnego trofeum, może zostać zwolniony. Powstała już lista z jego potencjalnymi następcami. Dziwne i pochopne? Dla prezesa Realu takie słowa nie istnieją.

Doniesienia dziennika „AS” mogą wydawać się niedorzeczne, bo przecież Zidane okazał się strzałem w dziesiątkę. Przejął szatnię w styczniu zeszłego roku i już w debiutanckim sezonie wygrał Champions League. Udało mu się zjednoczyć szatnię po burzliwym okresie Rafy Beniteza, którego zawodnicy zwyczajnie nie lubili. Francuz radził sobie tak dobrze, że porównywano początek jego trenerskiej kariery do początków Pepa Guardioli w Barcelonie, jednak to, co wydawało się wspaniałe jeszcze kilka dni temu, dzisiaj budzi już sporo wątpliwości. Każdy zgodzi się, że Florentino Perez nie jest najcierpliwszym człowiekiem na świecie i część podejmowanych przez niego decyzji trzeba uznać za szalone.

Grzechy Zidane’a

Najbliższe tygodnie mają być dla Zidane’a kluczowe. Jeżeli nie zapewni klubowi trofeum, może pożegnać się z pracą na Santiago Bernabeu. Ostatni mecz w wykonaniu Francuza pozwolił na dopisanie kolejnych punktów do listy jego grzechów. Po pierwsze, po „El Clasico” można odnieść wrażenie, że Francuz odszedł od swojej filozofii. Nigdy bowiem nie ryzykował zdrowia piłkarza i nie przedkładał celów indywidualnych ponad kolektyw. Bale wracał po setnej już w tym sezonie kontuzji, a mimo to zaczął spotkanie od początku. Był to policzek wymierzony w Asensio i Isco, który w ogóle nie pojawił się tego dnia na murawie, chociaż od kilku tygodni imponuje formą. Decyzja okazała się błędna i Bale nie był w stanie kontynuować gry, a przez czterdzieści minut na boisku i tak nie zrobił nic pożytecznego. Kolejny razy powiedzenie „gra ten, kto jest w najlepszej dyspozycji” nie ma swojego odzwierciedlenia na boisku. Bliższe prawdy wydaje się stwierdzenie „gra ten, kto ma nazwisko”, ale tego nikt głośno nie powie. Zabrakło też chłodnej kalkulacji przy remisie w końcówce meczu. Jestem w stanie uwierzyć, że piłkarze dali się temu spotkaniu porwać i zapomnieli, że grają w dziesiątkę, a remis powala zachować pierwsze miejsce w tabeli. Dlaczego Zidane w porę nie zareagował i nie cofnął swoich piłkarzy za linię piłki, by uniemożliwili taki wypad jak ten Sergiego Roberto.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu! 

Kto następny?

Zwalnianie trenerów tuż po zdobyciu najważniejszego tytułu w Europie nie jest dla Pereza niczym nowym. Z Realu po wygraniu Ligi Mistrzów odchodzili już Heynckes, Del Bosque i Ancelotti. Powód zawsze się znalazł – zmiana systemu gry, brak zwycięstwa w lidze, a czasami wystarczała zachcianka prezesa. „AS” do zaskakującej z logicznego punktu widzenia informacji dorzuca jeszcze bardziej absurdalne nazwiska ewentualnych następców Francuza. Mówi się o Löwie, którego kontrakt z reprezentacją Niemiec wygasa dopiero w 2020 roku, a selekcjoner całkowicie skupia się na mistrzostwach świata w Rosji. Co prawda w jego umowie jest zapis mówiący o możliwości jej zerwania, gdy pojawi się możliwość pracy w wielkim klubie, ale odejście selekcjonera na rok przed wielką imprezą byłoby trochę nieprofesjonalne. Nie w niemieckim stylu. Kolejni kandydaci przedstawiani przez gazetę świetnie radzą sobie w lidze angielskiej – Pochettino z Tottenhamem i Conte z Chelsea. Wyjęcie Włocha z Londynu wydaje się niemożliwe. Drużyna budowana na Stamford Bridge robi wrażenie i wyrasta na jednego z kandydatów do zdobycia przyszłorocznej Ligi Mistrzów. W dodatku wiązałoby się to ze zmianą systemu gry, ponieważ Conte nie od dziś preferuje ustawienie z trójką stoperów. Transfer Pochettino wcale nie wygląda na łatwiejszy. Argentyńczyk świetnie odnalazł się w klubie i z każdym sezonem zalicza progres. W Hiszpanii nadal bliżej mu do Barcelony niż Madrytu, a sam klika lat temu zapewniał, że jego dzieci śpią w piżamach Espanyolu. Jeżeli dziennikarze losowali te nazwiska, to trafili nie najlepiej, bo wyszukanie argumentów potwierdzających takie doniesienia graniczy z cudem. Zidane nadal jest najlepszym trenerem mogącym prowadzić tę ekipę. Jego wady da się skorygować odpowiednimi ruchami na rynku transferowym, a powierzanie drużyny komuś innemu zawsze niesie za sobą ryzyko trafienia na minę – jak w przypadku Beniteza.

Trudno zdefiniować fenomen Francuza. Czy jest taktycznym umysłem potrafiącym rozegrać spotkania według swojej koncepcji? Czy umie zmotywować swoich piłkarzy tak, jak robi to Simeone? A może jest trenerem skrojonym dla tego Realu Madryt? Najłatwiej zgodzić się z ostatnim stwierdzeniem. „Zizou” jest starszym kumplem, który wysłucha opinii najważniejszych i na każdym kroku nie będzie demonstrował swojej wyższości. Na konferencjach mówi same banały – trochę jak Adam Nawałka. Chce być poprawny, nie dostarczać mediom tematów do skandali i tanich sensacji. Potrafi rozładować napięcie i do tej pory udawało mu się znakomicie zarządzać relacjami z zawodnikami, którzy po prostu go lubią i szanują – pytanie, czy za to, co osiągnął jeszcze na boisku, czy za dokonania trenerskie. „Zizou” osiąga świetne rezultaty, ale pojawiają się przed nim problemy, z jakimi dotąd nie musiał się mierzyć. Katem ma zostać Diego Simeone i jego żądny zemsty klub. Atletico to drużyna, która wybitnie nie leży „Królewskim”. Psychicznie są zdecydowanie lepsi, a motywacja, z jaką wyjdą na boisko w meczach Ligi Mistrzów, może przekroczyć istniejącą skalę. Francuz i jego ekipa mają przed sobą kluczowe mecze w Lidze Mistrzów i La Liga. Nadal są zależni tylko od siebie, ale oddech Barcelony jest już świetnie wyczuwalny. Zbliża się maj, więc czas na egzamin dojrzałości.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu! 

Komentarze

komentarzy