Najpiękniejsza niespodzianka Napoli w tym sezonie – tak „La Gazzetta dello Sport” podsumowała ostatni występ Piotra Zielińskiego. Polak znajduje się obecnie na ustach wszystkich we Włoszech, komplementy sypią się z każdej strony i chyba nikt nie ma wątpliwości, że na Półwyspie Apenińskim dojrzewa nam talent na miarę światowej czołówki. Żyjemy w bardzo ciekawych i najlepszych od lat 70. i 80. czasach dla polskiej piłki, a 22-latek z Ząbkowic Śląskich jest kolejnym tego dowodem.
Jeszcze dekadę temu, gdy rodzimi zawodnicy przechodzili do zachodniego klubu, najczęściej byliśmy świadkami schematu – ławka, wypełnienie jak największej części kontraktu (dorobienie się) i powrót z podkulonym ogonem do kraju. Te czasy już dawno za nami, jednak nikt nie spodziewał się po Piotrze Zielińskim takiej eksplozji tuż po przejściu do Neapolu. Ba, nawet po pierwszych kolejkach na Stadio San Paolo niewiele wskazywało, że tylko tygodnie dzielą nas od narodzin nowej gwiazdy. Zieliński pokazał jednak, że cierpliwość to cnota, którą zdążył już sobie przyswoić.
Bo i niełatwo miał chłopak od początku pobytu w Italii. Wprawdzie trafił na starcie do Udinese, gdzie tradycje stawiania na młodych i promowania wielkich gwiazd są długie (patrz choćby Alexis Sanchez), ale długo miał problemy z przebiciem się. A gdy już dostawał szanse i nawet nie zawodził, to nikt nie postanowił postawić na dzieciaka z Ząbkowic. Zamiast tego wysłano go na przeszkolenie do Empoli… i nic lepszego nie mogło Zielińskiemu się przytrafić.
Dostał się bowiem pod skrzydła Maurizio Sarriego, który cofnął go i zrobił z Polaka bocznego pomocnika. Trzeba jednak zaznaczyć, że to nie obecny szkoleniowiec Napoli miał największy wpływ na obecną pozycję Piotrka. U Sarriego był bowiem jedynie chłopakiem od rotacji. Dopiero Marco Giampaolo dał mu prawdziwą szansę, postawił na niego, a Zielińskiemu więcej nie było potrzeba. Po bardzo dobrym sezonie zgłosiło się po niego Napoli, które zapłaciło Udinese 14 milionów euro. Sporo, ale Sarri nalegał, więc Aurelio De Laurentiis nie oponował.
Tutaj należałoby się na moment zatrzymać, chcę bowiem wyjawić, co najbardziej imponuje mi u Zielińskiego. To idealny wykładnik polskiego zawodnika nowoczesnego. W naszym kraju bardzo długo pokutowała opinia, że 24-latek to wciąż młody talent. Tak jakbyśmy nie dostrzegali, że w tym wieku w Europie gra się już pierwsze skrzypce w dużych klubach. I właśnie to jest tak istotne w przypadku Piotra. Zaledwie 22-letni chłopak to nie talent, to ważne ogniwo jednej z najmocniejszych drużyn w czołowej europejskiej lidze. W dodatku gracz o wciąż nie w pełni rozwiniętym potencjale, który może być tylko lepszy.
Gdy przychodził do Napoli, zdawało się, że Sarri ponownie bierze go do rotacji. Jednocześnie jednak wszyscy zdawali sobie chyba sprawę, że Empoli dla Zielińskiego już dawno stało się za ciasne. Umówmy się, w pewnym momencie trzeba było zagrać z losem w kości. Tuż po transferze cały czas miałem z tyłu głowy ubiegły sezon i to, że bycie rezerwowym w Neapolu nie oznacza wcale wielu szans na grę. Przynajmniej tak było do tej pory. Na szczęście dla nas, trener w końcu otrzymał drugi garnitur, którego nie wstyd założyć nawet w Europie i zaczął z tego korzystać. Początkowo nieśmiało, ale choć wprowadzał tylko jedną, dwie roszady na spotkanie, to niemal zawsze, gdy odpoczywał ktoś z pomocników, to „Zielu”, nie Rog czy Giaccherini, meldował się na boisku.
Widać było, że Maurizio ufa Piotrkowi i wie, na co go stać. Potwierdzał to zresztą w rozmaitych wywiadach. Jeszcze przed eksplozją formy Polaka, niejednokrotnie słyszeliśmy od Sarriego, że to materiał na czołowego pomocnika ligi. Jeśli pojawiał się jakiś przytyk, to dotyczył gry defensywnej. Faktycznie, nasz rodak miał problemy z odbiorami, grał zbyt delikatnie, bał się twardej walki. To dlatego na ważniejsze spotkania trener wystawiał najczęściej Allana. Być może mniej kreatywnego, dającego mniej w ofensywie, ale z całą pewnością przynoszącego spokój w destrukcji. Obecnie zmieniło się również to – przeciwko Genoi Zieliński nie tylko strzelił gola i szalał z przodu boiska. W oczy rzucała się przede wszystkim harówka w odbiorze, czyli aspekcie, który dotychczas kulał.
Spesso #Sarri gli ha preferito #Zielinski,
perché non è mai stato l’#Allan della scorsa stagione.
Ora è in pieno possesso delle sue capacità pic.twitter.com/dF4zlhbJvN— La mia sul Napoli (@lamiasulnapoli) 11 lutego 2017
To tylko pokazuje kolejną cechę piłkarza polskiego XXI wieku. Determinacja, ciężka praca i rozwój. Zachód to nie rodzime podwórko, gdzie wielu młodych osiada na laurach, bo przecież nie ma na nich mocnych. Nie wystarczy jechać na talencie i łatce zdolnego. Konkurencja jest zbyt duża, kto nie zapieprza na treningach, ten w najlepszym razie siedzi na ławie. Kto stoi w miejscu, tego nie ma. Doskonale widać to na przykładzie włoskich drużyn młodzieżowych, skąd rzadko przebijają się „gwiazdy”, najczęściej kariery robią pracusie i rzemieślnicy pokroju Marchisio.
Piotrek, wracając do naszego rodaka, prze do przodu i ani myśli się zatrzymać. Pochwały zdają się tylko motywować go do dalszej pracy, bo nikt się nie łudzi – ten facet może być jeszcze lepszy. Trafił w doskonałe miejsce do rozwoju, jest pod skrzydłami świetnego fachowca i tylko od niego zależy, co dalej.
Sarri nie bez powodu martwi się o przyszłość 22-latka. W końcu w lecie Zieliński nie ukrywał, że marzy o Premier League, a było mu zdecydowanie bliżej do Liverpoolu, niźli Neapolu. Z perspektywy czasu nie może żałować swojej decyzji – na Wyspy wyjechać jeszcze zdąży. Wszak na dobrą sprawę dopiero rozpoczyna prawdziwą karierę i jeśli wszystko pójdzie w dobrym kierunku, to przed nim co najmniej dekada gry na najwyższym poziomie. Oby wszystkie przyszłe ruchy Polaka były równie przemyślane, jak ten podczas letniego mercato. Mam ogromną nadzieję, że Piotrek nie będzie się już za wszelką cenę podpalał w sprawie transferu poza Italię i pozostanie w Napoli na dłużej. Jeśli jednak zgłosi się po niego taki Real Madryt, to nie będę go winił, jeśli zaryzykuje. Cholera, kto by nie zaryzykował? Taka szansa może trafić się raz w życiu, a nawet jeśli w Madrycie kariery by nie zrobił, to do końca życia miałby co opowiadać dzieciom i wnukom. A i ewentualne niepowodzenie nie powinno załamać kariery, powtórzmy to, 22-latka.
Klauzula wykupu na poziomie 70 milionów euro? Jeszcze kilka lat temu robiłaby wrażenie, fakt, ale obecnie? Przecież to drobne, tyle się płaci za zawodników aspirujących do czołówki. A Piotrek ma wszystko, by do absolutnego topu pukać. Już w środę będzie miał okazję potwierdzić swoją wartość. Mecz z „Królewskimi” w Lidze Mistrzów może być dla niego kolejnym punktem zwrotnym, podobnie jak miało to już miejsce w tym sezonie w lidze z Interem.
My znamy Zielińskiego od dawna, Włochy już zdążyły oszaleć na jego punkcie – czas na zwrócenie oczu całej Europy. Z pożytkiem tak dla zawodnika, jak i klubu. Każdy kolejny występ, każdy gol czy piękna asysta będzie zabierała argumenty powątpiewającym. Tych bowiem wciąż nie brakuje, choć mam wrażenie, że obecnie to głównie ignoranci, którzy Piotrka w akcji widzieli może ze dwa razy, a i to niekoniecznie w tym sezonie. A wiedzę na temat umiejętności pomocnika Napoli czerpią raczej z nieudanego dla niego Euro 2016, niźli włoskich boisk. Spokojnie jednak – czas na pierwsze skrzypce w reprezentacji jeszcze przyjdzie. LewanGOLskiego też nie od razu w kadrze zbudowano.
Wkrótce „Zielu” będzie także stanowił o sile drużyny Nawałki, nie mam co do tego wątpliwości. Wiecie dlaczego? Nie pamiętam za czasów świadomego zainteresowania piłką, które trwa już ponad 15 lat, by jakikolwiek polski pomocnik sprawiał tak „niepolskie” wrażenie. Jeszcze nikt nie był tak europejski, tak światowy. Stale szlifowany diament, sztandarowy przykład rodzimego kopacza na miarę XXI wieku, już w tym momencie wielki talent, a przy tym wielki zawodnik in spe.
Moi drodzy, to właśnie Pan Piłkarz, Piotr Zieliński.