Lincoln City pisze historię. Takie rzeczy tylko w Pucharze Anglii!

lincoln
Zapewne są wśród Was tacy, którzy dzisiejsze wczesne popołudnie zdecydowali się spędzić, oglądając klasyczny mecz dla hipsterów: Burnley–Lincoln. Być może nie byliście świadkami wielkiego piłkarskiego widowiska, ale w zamian za to mogliście oglądać, jak pisze się historia. Ekipa z tak zwanej non-league (piąta liga angielska!) wywalczyła awans do ćwierćfinału Pucharu Anglii.

To pierwszy taki przypadek od 1914 roku, kiedy podobnego wyczynu dokonali piłkarze Queens Park Rangers. A że w futbolu nie ma nic przyjemniejszego od takich smaczków dodajmy, że wówczas Puchar Anglii trafił do… Burnley! Dla jednych dzisiejszy wynik to rodzaj cudu, dla innych nic szczególnego. Faktem jest jednak, że takie historie piszą się tylko w legendarnych już rozgrywkach FA Cup. Dzisiejsza wygrana Lincoln City nie wynikała z totalnej nieporadności Burnley. Absolutnie. Goście byli dobrze zorganizowani, rozegrali bardzo solidny mecz, swój plan wykonali w stu procentach i mogą cieszyć się z awansu. Historycznego awansu.

Niedawno pisaliśmy o znakomitej postawie Burnley na własnym boisku. Spotkanie z Lincoln City miało być formalnością. Wielu myślami było już w ćwierćfinale, wszak kto o zdrowych zmysłach stawiałby na wygraną Lincoln w miejscu, w którym niedawno nie potrafiła poradzić sobie Chelsea? Miejscu, gdzie w ostatnim czasie zwyciężał jedynie Arsenal czy Manchester City?

Podopieczni Seana Dyche’a ewidentnie wyczuwali, że coś może pójść nie tak. Joey Barton to piłkarz, który najbardziej słynie z zachowań, których wolelibyśmy nie pokazywać młodym piłkarskim adeptom. Dziś Anglik znów dał o sobie znać, kolejnymi nurkami próbując osłabić piątoligową drużynę. Jeśli piłkarz o umiejętnościach Bartona musi posuwać się do takich zachowań, by uzyskać przewagę nad rywalem, można śmiało przyznać, że Lincoln odwaliło dziś kawał świetnej roboty. A Barton? Zobaczcie sami:

Lincoln zagrało dziś przede wszystkim skutecznie. Nie byłoby dużym nadużyciem stwierdzenie, że jego zawodnicy zagrali tak, jak zwykło to robić Burnley na własnym boisku. Oddali zaledwie jeden celny strzał, w 89. minucie meczu. I to wystarczyło. Piłkarze dograli mecz na buzującej adrenalinie i na marzeniu, które za chwilę może się ziścić. Na Turf Moor słychać już było tylko i wyłącznie 3000 przyjezdnych kibiców, dla których dzisiejszy mecz był prawdopodobnie najpiękniejszą kibicowską chwilą w ich życiu. A gdzieś w okolicach godziny 15:27 (czasu polskiego) w uszach piłkarzy Lincoln zabrzęczał najprzyjemniej brzmiący gwizdek sędziego kończący spotkanie.

Bohaterem spotkania i strzelcem jedynego gola został Sean Raggett. Anglik przyznaje, że to wielka sprawa i wielkie zwycięstwo, ale nie ma czasu na świętowanie, bo we wtorek czeka ich powrót na [non-]ligowe boiska: – Brak mi słów, to czyste szaleństwo! Po zdobyciu gola nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić, jak celebrować. To drużyna z Premier League, która tydzień temu zremisowała z Chelsea! Nie przyjechaliśmy tu na wycieczkę, przyjechaliśmy po zwycięstwo. To szalone! Ekipa z non-league w ćwierćfinale Pucharu Anglii, słyszeliście kiedyś coś takiego?! Nie mamy jednak czasu na świętowanie, bo już we wtorek gramy wyjazdowy mecz z North Ferriby.

Wzruszenia nie ukrywał trener Lincoln, Danny Cowley. Anglik zdawał sobie sprawę, że szansa jest jedna na tysiąc, a mimo to udało się. Wyjątkowa grupa piłkarzy ze skromnym trenerem na czele dokonała niemożliwego: – Wiedzieliśmy, że mamy szansę jedną na tysiąc. I tak było. Być w ósemce drużyn walczących o Puchar Anglii? Brzmi nieźle. Rzadko odejmuje mi mowę, ale dziś nie wiem, co powiedzieć. Jestem bardzo, bardzo dumny. Kilku naszych piłkarzy po meczu powtarzało: wtorkowy wieczór, wtorkowy wieczór. Wtedy jedziemy na wyjazdowy mecz z North Ferriby. To wiele mówi o tym, jak wyjątkową grupę piłkarzy mogę prowadzić.

Nie ukrywamy, że lubimy takie historie. Wewnątrzkrajowe pucharowe rozgrywki to szansa dla klubów, które bardzo rzadko mogą mierzyć się z najlepszymi, o wygrywaniu z nimi nie wspominając. Dziś mogliśmy być świadkami historii, o której będzie się opowiadało jeszcze przez długi czas. A na sam koniec należy wymienić wszystkich zawodników Lincoln City, którzy doprowadzili do tej sytuacji. Panowie, ogromny szacunek!

Lincoln City: Paul Farman, Bradley Wood, Luke Waterfall, Sean Raggett, Sam Habergham, Nathan Arnold, Alex Woodyard, Alan Power, Terry Hawkridge, Matthew Rhead, Jack Muldoon.

Ławka rezerwowych: Adam Marriott, Sean Long, Richard Walton, Jack McMenemy, Jamie McCombe, Joe Ward, Dayle Southwell.

Komentarze

komentarzy