Premierowy występ Zlatana okraszony bramką (strzeloną z minimalnego spalonego) . Duet szwedzko-portugalski zapewnia czerwonej części Manchasteru pierwszą zdobycz do klubowej gabloty.
Czy można powiedzieć coś pozytywnego o występie Zlatana, pomijając oczywiście zdobytą przez niego bramkę? Niewidoczny w ofensywie, przydatny przy stałych fragmentach pod własną bramką. Najkrótsza recenzja dzisiejszego występu Szweda. Należy chyba przytoczyć wyświechtany już slogan: zawodnik potrzebuje czasu na wkomponowanie się do drużyny. Jednak dzięki wygranemu pojedynkowi główkowemu z Morganem żaden kibic nie będzie rozpamiętywać słabej postawy Ibrahimovicia.
Co do samego spotkania. W pierwszej połowie mecz nie zachwycał. Gra toczona raczej w leniwym, niedzielnym tempie. Ciekawych sytuacji jak na lekarstwo. Komentatorzy zdążyli nawet uraczyć nas pewną ciekawostką. Stadion Wembley posiada rekordową ilość toalet. Nie jest to może tak ciekawe jak skład Kaiserslautern, ale daje właściwy obraz przebiegu początku rozgrywek. Poprzeczka po stałym fragmencie Leicester (0 celnych strzałów w pierwszych 45 minutach) oraz fantastyczna bramka Lingarda – tylko tyle można umieścić w skrócie. Sama bramka? Krótki pokaz magii na najwyższym poziomie. Możecie ją zresztą zobaczyć na naszej stronie na Facebooku.
Drugie 45 minut znacznie ciekawsze. Grę Leicester ożywiło pojawienie się na placu gry Musy i Gray’a. Zawodnicy znacząco przyspieszyli grę mistrza Anglii. Zespół zaczął przeważać. Vardy strzelił bramkę, taką do jakich przyzwyczaił w poprzednim sezonie. Cudowną asystą popisał się… Fellaini. Najlepszy strzelec Lisów skrzętnie wykorzystał pomyłkę Belga i skierował piłkę do siatki. Ostanie słowo należało jednak do Man Utd.
Doskonale wiemy, że z takiego meczu nie można wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Wszyscy pamiętamy zwycięstwo Lecha w Superpucharze z Legią, czy zeszłoroczne zwycięstwo Arsenalu z których kompletnie nic później nie wynikało. Jednak kilku obserwacji mogliśmy z pewnością dokonać.