Wczorajszy hit ligi hiszpańskiej pomiędzy Barceloną a Atletico Madryt nakłonił mnie do pewnych refleksji. Zawsze wiedziałem, że liga angielska jest lepsza od hiszpańskiej, ale to widowisko mnie do tego jeszcze bardziej przekonało. Martwi mnie tylko, że i tak znajdą się osoby, które mają inne zdanie. Ale dlaczego?
Zacznijmy od kompletnej porażki marketingowej ze strony La Liga. Powiedzmy sobie szczerze, włodarze ligi hiszpańskiej mają świadomość, że w ciągu sezonu w ich lidze jest zaledwie sześć meczów, które przyciągną większą widownię, a w zasadzie zainteresują prawie każdego piłkarskiego kibica na świecie. Chodzi oczywiście o dwumecze pomiędzy Barceloną, Realem i Atletico. No i wczoraj odbył się jeden z tych meczów, wczoraj, a wczoraj była środa. Odbył się wczoraj, jak już ustaliliśmy w środę, i to o 22. Nie no super, pewnie wszyscy oglądali, świetna reklama hiszpańskiej piłki!
Losujesz ten terminarz La Liga, losujesz, a na końcu wychodzi Ci jeden z głównych hitów w kolejce środowej 😀 #BarcaAtleti
— Krzysztof Sędzicki (@ksedzicki) September 21, 2016
Jestem pewien, że dało się to jakoś zmienić, odkręcić, przeplanować. No bo chyba gdyby o tej porze wylosowało im Gran Derbi, to by tego tak nie puścili, co?
Przejdźmy jednak do samego meczu, w końcówce co prawda trochę się rozkręcił, ale na początku to była jakaś porażka. Oczywiście poziom sportowy był utrzymany, ale czy to się ciekawie oglądało? Barcelona szanująca piłkę i wymieniająca podania, nie mogąc się przedrzeć przez zasieki Atletico. Z kolei goście ustawiający się perfekcyjnie w obronie i powstrzymujący w zarodku każdą możliwą akcje. Żeby tak grać, trzeba poświęcić mnóstwo czasu na trening, przygotowanie kondycyjne, ale czy to było… hmm… fajne?
Skończyło się na 1:1, w drugiej połowie się trochę podziało, ale i tak zabrakło tej magii, wymiany ciosów, spektakularnych zwrotów akcji. Mnie to ani trochę nie kupiło, a co do samej ligi hiszpańskiej, muszę się odnieść do jeszcze jednego aspektu, który odbiega od głównego tematu. Ramos i jego skok do basenu w końcówce spotkania. Jak tak można? To jest coś, czego w La Liga nie lubię najbardziej. Kapitan drużyny, która zdobyła w ostatnich trzech latach dwa Puchary Europy, wieloletni reprezentant kraju, który był w ostatnich latach najlepszy na mundialu i dwóch Euro, a tu takie coś…
Zanim przejdę do ligi angielskiej i jej zachwalania, zwrócę jeszcze uwagę na jedną rzecz. W lidze hiszpańskiej grają najlepsze zespoły w Europie. Żaden z angielskich klubów nie może równać się poziomem z Barceloną, Realem i Atletico. Ponadto na Półwyspie Iberyjskim grają najlepsi piłkarze na świecie i nikogo z Premier League nie można nawet porównywać z Messim i Ronaldo. Nie upadłem na głowę, by uważać inaczej, mimo wszystko mam jednak argumenty na wyższość ligi angielskiej nad hiszpańską.
Przede wszystkim, zarówno w Premier League, jak i w La Liga nie gra po kilka zespołów, tylko po dwadzieścia. Potęgi ligi nie oceniamy więc przez jej lidera i jego najlepszego zawodnika. Nie porównujemy Manchesteru City do Barcelony i de Bruyne do Messiego. Musimy wziąć pod uwagę LIGĘ, a ona składa się w Anglii z takich drużyn jak Everton, Tottenham, Crystal Palace czy Sunderland. W Hiszpanii zaś z Villarrealu, Malagi, Realu Sociedad lub Espanyolu. I to tutaj upatruję zdecydowaną dominację Anglików. Zwróćcie uwagę na liczbę klasowych zawodników w słabszych klubach z obu lig. Jeśli spytasz fana Arsenalu lub Manchesteru United o kilku zawodników z Evertonu, Crystal Palace lub Stoke, to każdy poda przynajmniej kilku: Romelu Lukaku, Christian Benteke, Yohan Cabaye, Xherdan Shaqiri. A co jeśli spytasz fana Realu lub Barcelony o zawodników Malagi lub Athletiku Bilbao? Zawsze, jak pytałem, nie doczekałem się żadnego nazwiska albo pierwszy raz słyszałem o tym kimś.
Obrońcy La Liga od razu powiedzą w swoim stylu: „Spójrz, jak radziły sobie angielskie zespoły w europejskich pucharach”. Ale co to ma w ogóle do rzeczy? To jest zawsze najśmieszniejszy argument, którego nigdy nie rozumiem. Nad czym my się zastanawiamy – nad Ligą Mistrzów czy ligami angielską i hiszpańską? Z tego, co wiem, oceniamy mecze i drużyny grające w soboty i niedziele, a nie we wtorek i środę o 20:45. Champions League nie ma tutaj nic do rzeczy, Hiszpanie są lepsi, bo są najlepsi na świecie, Anglicy zawodzą i odpadają z często na papierze słabszymi rywalami, ale co to w ogóle ma do rzeczy? Skupiamy się na ligach krajowych i nie wychodzimy poza ich granice. A wydaje mi się, że liga angielska od hiszpańskiej jest po prostu dużo lepsza.
W tekście pomijałem już samą atrakcyjność i widowiskowość Premier League. Intensywność, w jakiej toczone są spotkania, nie może się równać z żadną inną. Polecam zobaczyć sobie przykładowo ostatnie derby Manchesteru i porównać je do wczorajszego spektaklu na Camp Nou. Dodatkowo w Anglii jest po prostu więcej wyrównanych zespołów i jakiś hit mamy tak naprawdę co tydzień, w Hiszpanii takich meczów jest dokładnie sześć. Za dużo w La Liga nokautów typu 6:0 i hat-tricków Suareza czy Bale’a. Nie ma tam drużyn, które mogłyby zaskoczyć faworytów i odebrać im co jakiś czas punkty. Dlatego uważam, że poziom sportowy ligi angielskiej jest znacznie wyższy niż La Liga. Na koniec zostawię tu tylko takiego Tweeta:
LFC vs Arsenal 4:3
Ktos tam potrafi bronić? Wiatrak w defensywie, zero organizacji
Sevilla vs Espanyol 6:4
Piekny mecz, otwarty futbol
— Krzysiek Czyż (@Czyz_K) August 21, 2016
Oczywiście zapraszam do dyskusji, tylko bardzo proszę, kulturalnie i bez napinki. Nie róbmy gównoburzy, błagam.
Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!
Takie promocje dla Polaków nie zdarzają się często. Żeby odebrać bonus, wystarczy założyć konto >>> Z TEGO LINKU <<<, uzupełnić wszystkie potrzebne dane, a bonus zostanie automatycznie dodany do konta.