Dramat. Tym słowem wystarczy podsumować kolejny sędziowski popis w jednej z najlepszych lig świata. I nie – pomyłki arbitrów to nie jest element futbolu, który musi zostać. I nie – to wcale nie jest „całe piękno piłki”. To zabija piękno. Na szczęście geniusz pewnego Belga pozwolił nam zapomnieć o koszmarnym błędzie i zachwycać się piłką.
Dlaczego kochamy Premier League? Pewnie dlatego, że występuje w niej wiele znakomitych, uznanych drużyn, które od lat trzymają poziom i których rywalizację ogląda się zawsze z zapartym tchem. Coś jak Gran Derbi, tylko że w Anglii jest tego więcej. Jednym z takich szlagierów jest m.in. pojedynek najlepszych londyńskich ekip – Chelsea i Arsenalu. Dziś wczesnym popołudniem mieliśmy dostać to pyszne danie, więc apetyty były duże.
I dostaliśmy. Pyszne jak zwykle – zapach szybkiej piłki, niebieskie i czerwono-białe kęsy przyspieszające bicie serca, do tego napój, po którym chce się jeszcze więcej. Niestety to wszystko z małym dodatkiem, który zepsuł wszystko – mysz w samym środku potrawy. Tak kulinarnie można podsumować spotkanie. Zaczęło się dobrze, szybko, jak to zwykle w Anglii bywa. Chelsea na własnym boisku przejęła inicjatywę, ale Arsenal dobrze bronił i potrafił się odgryźć. Właśnie wtedy stało się to – brzydka, wstrętna mysz wpłynęła na odbiór całości w sposób, którego już nie da się cofnąć.
Sędziowie nie mają jaj – tak to trzeba podsumować. Ale mimo wszystko nie jest to ich obraza, lecz zrozumiała sytuacja. W końcu w takim meczu presja jest przeogromna, padł gol, został uznany, zawodnicy w walce o główkę często się zderzają. Bellerin po pojedynku z Alonso wyglądał jednak dużo gorzej niż większość obrońców po takich starciach, no ale co zrobić? Bez żadnego potwierdzenia gwizdnąć, że jednak cofa się bramkę uznaną pół minuty temu? Dość ryzykowne. To tylko pokazuje, jakim zbawieniem dla arbitrów byłyby powtórki wideo. Niedawno pisaliśmy o takim przełomie w Europie i anulowaniu rzutu karnego. Tam w pierwszej chwili sędzia się pomylił – podobnie jak dzisiaj. Wszystko też działo się bardzo szybko i można było całą sytuację źle zinterpretować. Pojawiły się wątpliwości, tak samo jak musiały się pojawić dziś w głowie Martina Atkinsona. Nie miał on jednak możliwości sprawdzenia całej sytuacji drugi raz, jak sędzia w Holandii.
W każdej innej części boiska to byłby faul. Co najmniej na żółtą kartkę. Przesadna agresja, łokcie pracujące nie tak jak powinny – zero kontrowersji. Również gdyby zawodnicy byli w odwrotnych rolach, należałby się wówczas rzut karny. Szkoda, że przez błąd ludzki i podchodzenie do nowych technologii jak pies do jeża wypaczane są wyniki tak emocjonujących spotkań. W drużynach powinna panować zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, a zespół powinien pracować jak jeden organizm. Tu zadziałało to aż zbyt dosłownie, bo cios otrzymany przez Bellerina odczuł cały Arsenal i grał jak zamroczony. W drugiej połowie taki obraz gry się utrzymał, a rywali golem a’la Messi dobił Eden Hazard, wprawiając cały stadion i ludzi przed ekranami w zachwyt.
Wyniku nie można uznać za niezasłużony, Chelsea była dziś dużo lepsza i należały jej się trzy punkty. Drugi gol jest dla tego meczu jak antidotum, które usunie powstały jad i skieruje uwagę na piękno piłki. Bo nie ma co ukrywać, pierwsza bramka mogła wypaczyć wynik spotkania. Gdyby tylko Arsenal grał po niej dobrze, stwarzał zagrożenie, zdobył gola i poległ nieznacznie po wyrównanym boju – to o nokaucie Bellerina mówiłoby się najgłośniej. Mecz był jednak głównie jednostronny, gracze w niebieskich koszulkach kontrolowali wszystko od początku do końca, jedynie czasem dopuszczając gości pod swoją bramkę. Potwierdzeniem tego był gol na 3:0 Cesca Fabregasa, który po koszmarnym błędzie Petra Cecha dobił w ostatnich minutach swoją byłą drużynę. Na ukojenie bólu fanów Arsenalu w 90. minucie honorową bramkę zdobył superrezerwowy Giroud, ale nie miało to już żadnego znaczenia dla rozstrzygnięcia pojedynku. Mimo to błędy takie jak ten z 17. minuty są niedopuszczalne. Sędziowie są tylko ludźmi i będą się mylić, dlatego trzeba im tę ciężką pracę ułatwiać i pomagać, jeśli jest taka możliwość. Rozwiązaniem i niejako koniecznością są właśnie powtórki wideo.