Można kupować drogo i modlić się, żeby piłkarz się „spłacił”. Można też brać za pół darmo i cieszyć się mianem klubu, który daje paliwo na zrobienie dużej kariery. Do tego drugiego grona należy Borussia Dortmund, która od wielu lat sięga po piłkarzy często nieznanych, na których albo zarabia duże pieniądze, albo korzysta z ich kapitalnej formy sportowej. Połączyliśmy jedno z drugim i wyszło nam, że zamiast kupować Joao Felixa za 120 milionów euro, można połowę tej kwoty wydać na… całą „11”, która spokojnie może walczyć o najwyższe cele w Bundeslidze i europejskich pucharach.
Tutaj nie będzie transferów Roberta Lewandowskiego, Shinjiego Kagawy czy Juliana Weigla, gdyż ich już w Dortmundzie nie ma. Wybraliśmy jednak obecnych piłkarzy ekipy Luciena Favre’a, ale klucz doboru do naszej jedenastki był specyficzny. Zestawiliśmy piłkarzy, którzy po prostu najmniej kosztowali – pod kątem opłaty transferowej – i wyszła nam naprawdę drużyna godna uwagi.
Uprzedzamy, nie ma w niej kilku zawodników, którzy dzisiaj mogą lub wyjdą w podstawowym składzie na Schalke. Nie ma Emre Cana, Thorgana Hazarda, Juliana Brandta, Manuela Akanjiego, gdyż okazali się… zbyt drodzy. Przy czym, kto kojarzy ceny, jakie zapłaciło BVB za tych zawodników, ten wie, że chodzi o nieduże kwoty patrząc na dzisiejszy rynek transferowy. Skoro wspomniany kwartet nie kosztował nawet 100 milionów euro!
To nie jest ekipa najlepsza, to nie jest skład, który dzisiaj zobaczymy w Revierderby, ale po prostu skład, który można było zbudować niskim nakładem finansowym, ale jednocześnie zachowując ogromną jakość piłkarską. W końcu najdrożsi w tym gronie są Erling Haaland czy Axel Witsel, na których Borussia wydała raptem po 20 milionów euro.
Transfery Borussii za darmo albo… z zyskiem
Jest grupa piłkarzy, którzy dali Borussii ogromną jakość, są nadal w klubie, a BVB… zyskało na nich. Jak to możliwe? Łukasz Piszczek przywędrował do Dortmundu za darmo z Berlina. Miał być zmiennikiem Patricka Owomoyeli, ale szybko wygryzł ze składu swojego rywala i w ten sposób ze średniego skrzydłowego/napastnika, został topowym bocznym obrońcą na świecie. Ewolucja Piszczka to najlepszy przykład na to, jak wszystko się zmienia w piłce. W końcu rozpoczynał jako napastnik, a dzisiaj często gra jako prawy środkowy obrońca w trójce!
Mats Hummels wychowywał się w Monachium, ale uznano, że z 20-latka niewiele już będzie, więc bez żalu oddano go do Borussii Dortmund. Najpierw roczne wypożyczenie, a później sprzedaż za… 4,5 miliona euro! Decyzji mocno żałowali, gdyż po siedmiu latach wrócił do domu, ale już za ponad siemiokrotność tej kwoty, a w międzyczasie został mistrzem świata! Trzy sezony pograł i wrócił do Dortmundu za jakieś 30,5 miliona euro, co oznacza, że Borussia wyszła na zero w jego przypadku. Oczywiście mowa o kwotach transferowych, ale tak czy siak narzekać w Dortmundzie nie mogą.
Odejście Mario Gotze latem 2013 roku z Borussii do Bayernu było jednym z najgłośniejszych transferów. W końcu wychowanek dortmundzkiego klubu poszedł do znienawidzonego rywala. Nie trzeba chyba tłumaczyć, jak kibice zareagowali na „ucieczkę” swojego – dotychczasowego – pupila. Z ulubieńca publiczności, stał się wrogiem numer jeden trybun Signal-Iduna Park i był notorycznie wygwizdywany przy okazji każdego ze spotkań. Zresztą, wiele osób odradzało mu ten ruch, uprzedzając, że Guardiola może nie znaleźć dla niego miejsca na boisku. Tak się faktycznie stało i Gotze po trzech latach wrócił, trochę z podkulonym ogonem, do domu.
Kibice nadal byli nieufni wobec niego, ale czas goi rany, więc dzisiaj już fani BVB i Gotze „są przyjacioły” mówiąc językiem Franciszka Smudy. Tutaj interes jeszcze lepszy, gdyż finalnie Borussia jest 15 milionów euro na plusie!
Wyciągnięci z akademii
Borussia Dortmund niemal do perfekcji opanowała wyciąganie zawodników z topowych akademii, którzy mieli małe szansę na grę w swoich zespołach. Tak było z Jadonem Sancho, który chciał regularnie występować u Guardioli. Na to jednak szansy nie dostał, więc poszedł do BVB, gdzie jego talent rozkwitł na tyle, że ewentualny powrót do Manchesteru City oznaczałby wydatek – ze strony The Citizens – grubo ponad 100 milionów euro, czytaj: ponad 12 razy tyle, ile dostali za niego w wieku 17 lat!
Dan Axel Zagadou podobnie, jak wielu jego kolegów szansy na grę w PSG nie otrzymał i było mało prawdopodobne, że takową dostanie. Konkurencja ogromna, klub posiadający niemal nieograniczony budżet, więc dla młodego chłopaka trudno znaleźć miejsce, choćby do rotacji. Dlatego kilka tygodni przed przyjściem Sancho, Zagadou już mógł „zwiedzać” Zagłębie Ruhry.
Nieco innym przykładem jest Achraf Hakimi, a więc zawodnik, który jest tylko wypożyczony do Dortmundu. Gdy przychodził latem 2018 roku, wówczas nie miał najmniejszych szans nawet na bycie pierwszym rezerwowym w Realu. Jednak Królewscy zamiast oddawać za bezcen, wypożyczyli Marokańczyka i zrobią na tym bardzo dobry interes. Latem wróci do nich zawodnik ograny na najwyższym poziomie, który dodatkowo udowodnił, że może być przydatny na obu bokach obrony i potrafiący grać w systemie z czwórką w linii oraz jako wahadłowy. Krótko mówiąc, powtórka z rozrywki, gdy Carvajal rozwinął się w Leverkusen, a później zabezpieczył prawą stronę Realu na lata.
Poza głównym nurtem
Dla kibiców, którzy poza topowymi drużynami nie oglądają ligowych rozgrywek, dwa nazwiska mogły być no-namemami. Jeśli ktoś Bundesligę ograniczał do Bayernu, obu Borussii czy Schalke, to mógł nie wiedzieć, kim był w 2015 roku Roman Burki. Szwajcar przyszedł, gdy numerem 1 był Roman Weidenfeller, ale szybko zluzował bardziej doświadczonego imiennika i dzisiaj jest pewnym punktem drużyny. Przyszedł zaledwie za 3,5 miliona euro z Freiburga!
Raphael Guerreiro miał większą renomę, którą zapewniło Euro 2016, w którym był podstawowym lewym obrońcą reprezentacji Portugalii. Tyle że, gdyby zapytać przeciętnego kibica, gdzie gra Guerreiro, prawdopodobnie 95% nie miałaby pojęcia. Obok w defensywie byli rozpoznawalni Ricardo Carvalho czy Pepe, którzy święcili wielkie sukcesy w swojej karierze, a na lewej stronie biegał piłkarz… Lorient. To właśnie klub z Bretanii wypromował wychowanka Caen. Tak czy siak kwota zapłacona za – było nie było – mistrza Europy, była z dzisiejszej perspektywy po prostu śmieszna – 12 milionów euro.