Zbigniew Boniek może mówić, że mamy czołowych napastników na świecie, ale powiedzmy sobie szczerze, do najlepszych brakuje nam naprawdę wiele. Sztandarowym przykładem reprezentacji, która gra powyżej swojego potencjału – ludzkiego, pieniężnego itd. – są Urugwajczycy, którzy w tym sezonie mają ogromny urodzaj wśród napastników, a jeśli tak dalej pójdzie, coraz trudniej będzie znaleźć ligę bez Urugwajczyka w czołówce klasyfikacji strzelców.
Jeśli Wenezuela ma wielkie zasoby ropy, a wiele innych państw Ameryki Południowej może pochwalić się bogactwami naturalnymi, tak Urugwaju największym bogactwem są piłkarze, a w obecnych rozgrywkach napastnicy, seryjnie strzelający gole.
Oczywiście wstęp był nieco przesadzony, ale mimo wszystko mówimy o kraju, którego populacja liczy 3,5 miliona, a niemal połowa żyje w obszarze metropolitalnym Montevideo i też całe życie społeczno-biznesowo-polityczne dzieje się w najmniejszej południowoamerykańskiej stolicy. Pisaliśmy o tym w listopadzie przy okazji towarzyskiego meczu Polska-Urugwaj. Jeśli czytaliście Futbonomie, to zapewne pamiętacie wyliczenia potencjału poszczególnych reprezentacji. Składowymi częściami tych działań matematycznych była populacja kraju, jego dochód oraz doświadczenie piłkarskie. Właściwie tylko w tym trzecim aspekcie możemy mówić o potędze, wszak dwa tytuły Mistrza Świata oraz obecność na największych turniejach już przed okresem II wojny światowej. Populacje poruszyliśmy – 133. miejsce na świecie – ale jeśli mowa o PKB, to według notowań Międzynarodowego Funduszu Walutowego mowa o 76. kraju na świecie, jeśli weźmiemy pod uwagę PKB ogółem oraz 49. według PKP per capita (na osobę).
Tymczasem w dwóch czołowych europejskich ligach oraz czołowej spoza Starego Kontynentu w czołówce strzelców są Urugwajczycy. Za przykład niech służy poniższa ściągawka sprzed kilku dni.
Leading scorers, worldwide:
??: 3 our first 5 are from Uruguay
??: The leader is Uruguayan
??: The 1st & 2nd are UruguayansUruguay ??
3.5 million residents
4 million strikers.via @dorhoffman pic.twitter.com/CGwT82CCxJ
— BabaGol (@BabaGol_) February 24, 2018
Żeby nie było, sytuacja nieco się pogorszyła i w LaLiga Maxi Gomez oraz Christian Stuani spadli o jedną lokatę, ale mimo wszystko trzech z sześciu najlepszych napastników najmocniejszej ligi świata pochodzi z kraju, którego populacja równa jest Warszawie i jej okolicom!
To właśnie Maxi Gomez i Christian Stuani są największymi bohaterami tego sezonu. Wyniki strzeleckiego Edinsona Cavaniego i Luisa Suareza robią wrażenie – po raz kolejny – ale przywykliśmy do nich. Prawdziwymi objawieniami są właśnie Gomez i Stuani. Oczywiście więcej uwagi przyciąga Gomez i ten fakt nie może dziwić. Przede wszystkim jest młodszy, do tego debiutuje w LaLiga i za niedługo może być bohaterem transferu opiewającego na „-naście” albo raczej „-dziesiąt” milionów euro. Zresztą już w minionym okienku transferowym mógł zamienić deszczowe Vigo na Chiny i zasilić klubową kasę kilkukrotnością kwoty, którą Celta zapłaciła Defensorowi za młodego reprezentanta Urugwaju – 4 miliony euro latem.
Stuani swoje lata ma, kilka sezonów w LaLiga spędził, ale nigdy nie był kilerem na miarę dwudziestu bramek w sezonie, a w obecnych rozgrywkach idzie na wynik z dwójką z przodu. Dodatkowo nigdy nie był gwiazdą zespołu i napastnikiem numer jeden. W Levante był w cieniu Felipe Caicedo, a w Espanyolu był Sergio Garcia. Jedynie w Racingu Santander grał jako podstawowa „9”, tyle że w… ostatnim sezonie Kantabryjczyków w LaLiga. W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o Gironie, więc również siłą rzeczy znalazło się miejsce dla jednej z dwóch największych gwiazd klubu z północy Katalonii, która w obecnych rozgrywkach strzela gola średnio, co 127 minut i jest to jego najlepszy wynik w karierze, a mowa o piłkarzu, dla którego Girona jest dziewiątym klubem, a w za kilka miesięcy stukną mu 32 lata.
Na koniec warto kilka słów poświęcić dwójce z Argentyny. Na pozycji lidera strzelców ex-aequo są: gwiazdor Boca Juniors i świeżo upieczony reprezentant Argentyny – Dario Benedetto oraz Sebastian Ribas z dziewięcioma bramkami. Drugą lokatę okupują Nicolas Fernandez i Santiago Garcia. To właśnie Ribas i Garcia są urugwajskimi rodzynkami na argentyńskim torcie. Obecność tego pierwszego w gronie najlepszych snajperów to duże zaskoczenie, wszak od wielu lat snuł się po wielu różnych klubach, a dopiero teraz przekroczył dwucyfrową liczbę bramek – doliczając jedną bramkę z jesieni w barwach Karpat Lwów. Za niecałe dwa tygodnie skończy 30 lat i właściwie w tym momencie reaktywuje swoją karierę, po tym jak w sezonach w latach 2009-2011 seryjnie strzelał gole dla Dijon na poziomie Ligue2 we Francji.
Santiago Garcia, a więc El Morro można uznać za niespełniony talent urugwajskiego futbolu. W sezonie 2010/11 był uznawany za jeden z największych talentów w Ameryce Południowej. Ponad 20 goli, średnia niemal 0,8 bramki na mecz robiła wielkie wrażenie, ale odkąd odszedł do Atletico Paranaense wszystko poszło w zapomnienie. W Kurytybie stworzył jeden z najbardziej atletycznych duetów z Ekwadorczykiem Joffre Guerronem, ale jeden i drugi zawiedli. Dopiero w sezonie 2015/16 odbudował się w urugwajskim River Plate i zbliżył się do tego prawdziwego po transferze do Godoy Cruz. W Argentynie, co prawda prochu nie wymyślił, ale kilka goli w każdych rozgrywkach strzela, więc jako tako może być zadowolony z obecnej sytuacji. W ramach ciekawostki można dodać , że w dwóch ubiegłych sezonach do tego grona dodalibyśmy byłego kolegę Garcii z Nacionalu Montevideo – Bruno Fornaroliego. Urugwajczyk strzelał na potęgę w australijskiej A-League – odpowiednio 25 i 17 goli dla Melbourne City, w którym aktualnie gra Marcin Budziński.
Wczoraj pisaliśmy o wpisie Zbigniewa Bońka na Twitterze odnośnie naszych napastników. Najłatwiej oceniać napastników poprzez pryzmat strzelanych goli, a tych sekstet – Cavani, Suarez, Stuani, Gomez, Ribas i Garcia strzelili 88 w rozgrywkach ligowych 2017/2018. W tym samym czasie siódemka naszych napastników – Lewandowski, Milik, Teodorczyk, Wilczek, Kownacki, Niezgoda i Świerczok strzelili 56. Krótko mówiąc starcie zdecydowanie na korzyść Urugwaju, a dodajmy do tego fakt, że aż 26 z nich wpadło na boiskach Ekstraklasy, a więc ligi zdecydowanie słabszej od tych, w których strzelają wymienieni Latynosi.