Czarne chmury nad Czarnymi Kotami – ciężkie życie w Sunderlandzie

moyes

Piłka nożna ma to do siebie, że mały procent jej kibiców jest szczęśliwych, a zdecydowanie większa część przechodzi katusze. Ma to rzecz jasna związek z sympatiami i antypatiami klubowymi. Nie każdy kibicuje Bayernowi Monachium, by rok w rok móc cieszyć się z co najmniej dwóch trofeów, a odpadnięcie z półfinału Ligi Mistrzów traktować jako rozczarowanie. W tej chwili klubem, który robi ze swoich kibiców godnych współczucia męczenników, jest Sunderland. W tym roku fanom Czarnych Kotów nie było jeszcze dane zaznać smaku ligowego zwycięstwa, a umówmy się, nie takie były przedsezonowe zapowiedzi.

Kiedy w poprzednim sezonie na ławce trenerskiej Sunderlandu zasiadł w końcu Sam Allardyce i zdołał utrzymać zespół w lidze, wszystko wskazywało na to, iż dalej będzie już tylko lepiej. Big Sam dostał jednak ofertę z tych nie do odrzucenia i został selekcjonerem reprezentacji Anglii. Jego przygoda z kadrą, z wiadomych względów (KLIK), nie potrwała długo. Allardyce Anglików już nie prowadzi, a w Sunderlandzie jak jest, każdy widzi.

W lipcu klub zatrudnił na stanowisku menedżera Davida Moyesa. Wówczas wydawał się to całkiem sensowny ruch, wszak w klubie mierzono w zbudowanie solidnego ligowego średniaka, a Moyes miał idealnie pasować do tej roboty. Nie dajmy się zwieść jego niepowodzeniem w Manchesterze United. Praca na Old Trafford przerasta niejednego czołowego trenera, a co dopiero takiego pana średniaka, jakim jest Moyes. Szkot nieźle radził sobie w Evertonie i właśnie inspirując się jego pracą przy Goodison Park, Sunderland zdecydował się na jego zatrudnienie. Czy dziś żałują tej decyzji? Trudno powiedzieć.

Moyes pracuje w naprawdę trudnych warunkach. Permanentny chaos, próby zbudowania czegoś na podstawie pewnych planów, które za chwilę lądują w koszu na śmieci, a do tego zwykły pech objawiający się w wielu urazach ważnych graczy. Dla klubu pokroju Sunderlandu każda kontuzja piłkarza z podstawowego składu jest odczuwalna, nie mówiąc już o kilku tego rodzaju urazach. Piłkarski klub to jednak okrutny pracodawca, a kibic to najbrutalniejszy recenzent pracy. Przykro Panie Moyes, wszystkiego na pecha zwalić nie można.

Jeśli opuszczał Everton jako menedżer perspektywiczny, mający szansę na zdobycie szczytu, tak teraz, po doświadczeniach z Manchesteru United i Realu Sociedad wydaje się błądzić po dolinach. Gdyby zrobić dziś casting na człowieka o najsmutniejszym wyrazie twarzy, Moyes znajdowałby się w czołówce. Od czasu odejścia z Evertonu kariera zawodowa doświadcza go niemiłosiernie, a obecna sytuacja w Sunderlandzie odbiera mu ostatnie powody do uśmiechu. Dziewięć kolejek ligowych i zaledwie dwa zdobyte punkty. Żadnego zwycięstwa, tylko dwa remisy i bilans bramkowy 6:16. Istna tragedia. Na dokładkę dołóżmy odpadnięcie z Pucharu Ligi, a w najbliższej perspektywie mecz z Arsenalem. Jeśli Czarne Koty nie ugrają z Kanonierami punktów, wyrównają rekord najgorszego startu w historii Premier League. Nie o taki Sunderland w zeszłym sezonie walczono.

W klubie widać jednak tak niepopularne dzisiaj zaufanie do trenera. Moyes ma wotum zaufania ze strony zarządu i kibiców, mimo iż sytuacja wygląda tragicznie. W takich warunkach można próbować walczyć dalej, jednak trudno ocenić, na ile zaufanie wynika z faktycznej wiary w jego umiejętności, a na ile z braku alternatywnych opcji. No bo skoro z końcem października drużyna nie ma na swoim koncie jednego ligowego zwycięstwa, trudno uwierzyć w bezgraniczne zaufanie do pracy trenera. Ktoś w końcu musi za to beknąć. Moyes nie ma jednak wyjścia – musi wyciągnąć drużynę z dołka, w czym pomóc ma powrót kilku ważnych zawodników. Szkot walczy po pierwsze o poprawienie sytuacji klubu, po drugie o własny stołek, a po trzecie, i kto wie czy nie najważniejsze, o własną reputację. Jeśli znów zostanie zwolniony i okaże się, że jego trzy ostatnie przygody z klubami to ciągłe pasmo niepowodzeń, jego kariera poważnie podupadnie.

Zwolnić Moyesa oznacza mieć jakiegoś asa w rękawie. Zablefować nie wolno, nie w tej sytuacji. A rynek trenerów nie dość, że ubogi, to i na dziś dzień, perspektywa pracy przy Stadium of Light jest po prostu mało kusząca. Dostępny jest chociażby Sam Allardyce, który jeszcze pół roku temu utrzymywał Czarne Koty w lidze. Ryan Giggs to opcja bardzo ryzykowna, a ludzie pokroju Andre Villas-Boasa, Roberto Manciniego czy Marcelo Bielsy wydają się być nierealni. Sytuacja doprawdy patowa i chyba zgodzicie się, że 27 października 2016 r. mało kto chciałby być na miejscu kibiców Kotów.

Na dziś Sunderland nie wygląda źle. Wyglądają po prostu na drużynę, która straciła nadzieję. W ostatnich latach zarządzanie tym klubem przypominało grę w football managera przez gracza dopiero raczkującego. I dziś, kiedy ktoś w końcu chce spoważnieć i dać trenerowi czas na pracę, bardzo trudno jest ocenić, czy jest to dobra decyzja. A kolejki, punkty i rywale uciekają.

forbet728x90

Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!

Takie promocje dla Polaków nie zdarzają się często. Żeby odebrać bonus wystarczy założyć konto >>> Z TEGO LINKU <<<, uzupełnić wszystkie potrzebne dane, a bonus zostanie automatycznie dodany do konta.

Więcej informacji na temat nowego bukmachera. 

Komentarze

komentarzy