Historia Futbolu: Najgorszy finał w historii?

Pamiętacie te czasy, gdy trzy włoskie drużyny w fazie pucharowej Ligi Mistrzów nikogo nie dziwiły? Trochę czasu musiało minąć. Ale trzy ekipy z Italii grające w półfinale… Takie sprawy to niby najnowsza historia, ale jednocześnie trochę odległa, w końcu od wiosny 2003 minęło niemal dokładnie 17 lat, czyli taki Eduardo Camavinga miał dopiero jakieś pół roku. Tym razem „Historia Futbolu” zagląda do sezonu 2002/03, w którym odbył się – chyba – najnudniejszy finał LM w historii.

Znowu Barca

Tym razem drużyną, która stanęła w szranki walki o Ligę Mistrzów była Legia Warszawa. Drużyna Dragomira Okuki pewnie sięgnęła po tytuł i dostała możliwość batalii o powrót do LM, wszak wszyscy w Warszawie jeszcze pamiętali boje z sezonu 1995/96. Na początek dobre losowanie i macedoński Vardar Skopje. W stolicy Macedonii pewna wygrana 3:1 po golach Cezarego Kucharskiego, Moussy Yahayi i Stanko Svitlicy. W rewanżu tylko remis, ale formalności stało się za dość.

Kłopot w tym, że rundę później czekała już Barcelona. Chciałoby się powiedzieć znowu. Rok wcześniej Blaugrana wyeliminowała Wisłę, a teraz miała chrapkę na warszawian. W przeciwieństwie do dwumeczu z krakowianami, tym razem jednak obyło się bez kłopotów dla Katalończyków. Legia dwukrotnie przegrała – 0:3 i 0:1 – i niestety kolejny raz trzeba było odłożyć nadzieje na Ligę Mistrzów.

Polityka nie przeszkodziła

Napięta sytuacja w Izraelu, a konkretnie Strefie Gazy nie przeszkodziła w awansie do fazy grupowej Maccabi Hajfa. Izraelczycy najpierw pokonali dwukrotnie mistrza Białorusi Biełszyne Bobrujsk 4:0 i 1:0, a później Sturm Graz 2:0 i 3:3. Co ciekawe ekipa z Izraela swoje „domowe” mecze rozgrywała odpowiednio w Nikozji oraz Sofii, a wszystko dlatego, gdyż UEFA w obawie o bezpieczeństwo nakazała wyjazd Maccabi spoza kraju.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Dalej wstydu nie przynieśli, bo w fazie grupowej zdobyli aż siedem punktów. U siebie, czytaj: w Nikozji, pokonali Olympiakos i… Manchester United. Obie ekipy odprawili w stosunku 3:0! Głównym bohaterem izraelskiej ekipy był Yaubu Ayegbeni, który później zrobił karierę w lidze angielskiej.

Co ciekawe niewiele brakowało, by do fazy grupowej nie awansował Milan. Filippo Inzaghi jednak zapewnił udział w elitarnych rozgrywkach. Najpierw Włosi pokonali na San Siro Slovan Liberec 1:0, by w rewanżu przegrać 1:2. Czesi, co prawda dopiero w 87. minucie rewanżu strzelili gola na wagę prowadzenia, ale nie zmienia to faktu, że drużynie naszych południowych sąsiadów zabrakło jednej bramki, by wyeliminować przyszłego zwycięzce!

Legendarne Newcastle

W fazie grupowej zdecydowanie najlepiej wypadła Barcelona, która jako jedyna zgarnęła komplet punktów. Blaugrana dwukrotnie pokonała, powiedzmy sobie szczerze, nie najmocniejszych przeciwników, jakimi byli Lokomotiw Moskwa, Club Brugge i Galatasray.

Jednak drużyną, która przyćmiła wszystko wśród 32. ekip było Newcastle. Nie chodzi o sam awans ekipy z północy Anglii, ale styl w jakim to zrobili. Pierwsze trzy mecze i… zero punktów. Dość powiedzieć, że w meczach z Dynamem Kijów, Feyenoordem i Juventusem nie strzelili nawet gola. Pozostałe ekipy punktowały solidnie – Juventus 7 oraz Dynamo i Feyenoord po 4. W rewanżach jednak nastąpiło przebudzenie i komplet zwycięstw dający awans do 1/8 finału! Co ciekawe decydującego gola strzelili dopiero w doliczonym czasie ostatniego meczu na The Kuip. Wówczas na 3:2 trafił Craig Bellamy. Holendrom nie robiło to dużej różnicy, bo i tak kończyli na ostatnim miejscu w grupie, ale podopieczni xxx rzutem na taśmę wyprzedzili Ukraińców i jako jedyna drużyna w historii zameldowali się w fazie pucharowej uprzednio przegrywając trzy pierwsze spotkania.

Same hity

Do fazy pucharowej dotarli tym razem najwięksi. W zasadzie nie było jakiejkolwiek niespodzianki. Zdecydowanym hitem 1/4 finału było starcie Realu z Manchesterem United. Czerwone Diabły miały chrapkę na tytuł przede wszystkim dlatego, że finał był rozgrywany na Old Trafford. To się jednak nie udało, bo już w Madrycie ekipa Sir Alexa Fergusona poległa 1:3, a w rewanżu mimo wygranej 4:3, kibice mogli podziwiać głównie spektakl Ronaldo. Brazylijczyk zaliczył hat-tricka dla Królewskich i wprowadził ich do półfinału.

Tam już czekała cała zgraja włoskich ekip. Tak jak w ostatnich latach nikogo nie dziwiły półfinały, w których najpierw dominowali Hiszpanie, a ostatnio Anglicy, tak na początku wieku takie osiągnięcia zdarzały się Włochom.

Juve za sprawą swoich największych gwiazd odprawiło Real, a Milan dzięki bramkom na wyjeździe, co dość paradoksalne – skoro oba derbowe mecze z Interem tradycyjnie odbyły się na San Siro – dołączyło do turyńczyków w finale.

Kolejne karne

Ten, jak już wspomnieliśmy, odbył się w angielskim mieście włókniarzy, czyli Manchesterze. Mecz nie zachwycił, bo po 120. minutach widniał remis 0:0. Aż przyszły rzuty karne. W nich lepsi byli zawodnicy Milanu w dużej mierze, dzięki Didzie. Brazylijski golkiper obronił strzały Davida Trezegueta, Marcelo Zalayety i Paolo Montero. Oczywiście nie brakowało kontrowersji, wszak kibice Juve narzekali na to, że Dida zbyt wcześnie wyruszał z linii bramkowej.

Juventus: Buffon; Thuram, Ferrara, Tudor(42′ Birindelli), Montero; Camoranesi(46′ Conte), Tacchinardi, Davids(65′ Zalayeta), Zambrotta; Trezeguet, Del Piero

Milan: Dida; Costacurta(66′ Roque Junior), Nesa, Maldini, Kaładze; Gattuso, Pirlo(71′ Serginho), Seedorf; Rui Costa(87′ Ambrosini); Szewczenko, Inzaghi

Zapewne mieli racje, zwłaszcza przy uderzeniu Montero, gdy Dida – w momencie strzału – był niemal w połowie pola bramkowego. Tyle że Buffon nie był dużo świętszy, gdy wyjmował strzały Seedorfa i Kaładze. Tak czy siak, to były rzuty karne należące do bramkarzy, którzy obronili połowę egzekwowanych jedenastek. Kluczem jednak był fakt, że Buffon był lepszy dwukrotnie od swoich rywali, a Dida trzy razy i dlatego to Milan wracał do Włoch z trofeum.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

***

Poprzednie odcinki cyklu:

Pierwszy finał XXI wieku

Legendarny gol Zidane

Komentarze

komentarzy