Jeśli dzisiejsze otwarcie sezonu w wykonaniu Chelsea jest zapowiedzią dalszej jego części, jej kibicom wypada poniekąd zazdrościć, a poniekąd współczuć. Zazdrościć, bo kompletnie nie wiadomo, czego się spodziewać, no może poza wolą walki. Współczuć, bo emocjonalny rollercoaster może być doprawdy nie do wytrzymania, a dla kibiców w sile wieku, ze słabszym już serduchem… tfu, tfu, odpukać, nie chcemy sprowadzać żadnych nieszczęść!
Powiedzieć, że aktualny mistrz Anglii wszedł w sezon nie najlepiej, to nic nie powiedzieć. Porażka na własnym boisku z drużyną, która bądź co bądź ma walczyć o utrzymanie w Premier League, a na deser dwie czerwone kartki przed wyjazdowym starciem z Tottenhamem? Antonio Conte nawet w najstraszniejszych snach nie mógł tego przewidzieć. „The Blues” mają jednak to, na co „zapracowali” na boisku. Pierwsza połowa była istną katastrofą i w podsumowaniu występu londyńczyków niech nikogo nie zwiedzie walka do samego końca, jaką zaprezentowali w drugiej odsłonie gry.
W 14. minucie meczu czerwoną kartkę otrzymał kapitan Chelsea, Gary Cahill. Sędzia z owej decyzji jak najbardziej się wybroni, więc dyskusja nad słusznością wykluczenia Anglika z gry jest zbędna. Burnley poczuło krew i w stu procentach wykonało plan na pierwszą połowę – zdobycie trzech bramek, nie tracąc przy tym ani jednej. Stracić bramki nie mogło, wszak w pierwszej części gry podopieczni Antonio Conte nie oddali ani jednego strzału w światło bramki Heatona. Szansę na grę od włoskiego szkoleniowca otrzymał Jeremie Boga, który w przedsezonowych spotkaniach pokazywał się z naprawdę dobrej strony. Iworyjczyk miał okazję, by zaprezentować się przed fanami „The Blues” podczas nieobecności kontuzjowanych Hazarda i Pedro. Czerwona kartka Cahilla wymusiła jednak zmianę, której ofiarą stał się właśnie Boga.
Druga połowa to już zupełnie inna historia, za którą londyńczykom należą się brawa. Do 81. minuty grali w osłabieniu, a mimo to byli w stanie stłamsić grające w komplecie Burnley. W tejże minucie czerwoną kartkę otrzymał Cesc Fabregas i „The Blues” od tej pory byli zmuszeni radzić sobie w dziewiątkę. W końcówce spotkania David Luiz wpakował piłkę do siatki i gdyby nie spalony przy nieuznanym golu Moraty (Christensen uderzał i gdyby Morata odpuścił piłkę, prawdopodobnie padłby gol), być może teraz mielibyśmy okazję rozmawiać o Chelsea w zupełnie innych okolicznościach.
David Luiz v's Burnley, world class assist from Alvaro Morata. pic.twitter.com/Ad2JP0QSjT
— Throwback Chelsea (@ThrowbackCFC) August 12, 2017
W sezonie 2015/2016 Chelsea również rozpoczynała rozgrywki jako obrońca mistrzowskiego tytułu. Wówczas zremisowała na własnym boisku ze Swansea. To spotkanie przez wielu było uważane jako początek końca przygody Jose Mourinho z Chelsea. Słaba gra, niekorzystny wynik, a także spór z ówczesną fizjoterapeutką drużyny Evą Carneiro.
Na dziś trudno porównywać obie sytuacje. Zespół nie wygląda na zdemotywowany, śladów ewentualnych wewnętrznych konfliktów również na próżno szukać. Problemy jednak są i nie można pozostać na nie ślepym. Antonio Conte wciąż domaga się od włodarzy klubu, by ci wzmocnili kadrę. Włoch wie, że z obecnym zespołem nie będzie w stanie skutecznie walczyć na kilku frontach. O tym, jak skromnym zespołem dysponuje Conte, pisaliśmy już tutaj (KLIK).
W powietrzu wisi także sytuacja Diego Costy, który w oczach włoskiego szkoleniowca Chelsea jest już poza klubem. Fakty są jednak takie, że napastnik reprezentacji Hiszpanii wciąż jest piłkarzem Chelsea, a sytuacja może się zaognić, o czym informowaliśmy Was tutaj (KLIK). Kwestia napastników nie powinna jednak spędzać snu z powiek. Dobry debiut w Premier League zaliczył Alvaro Morata, który w pół godziny zdołał zdobyć bramkę i wspaniale asystować przy golu Davida Luiza. W przedsezonowych sparingach z dobrej strony pokazał się Michy Batshuayi, więc jeśli szukać problemów, to na pewno nie w ataku.
Kubeł zimnej wody został na londyńczyków wylany bardzo szybko. Być może okaże się to szczęściem w nieszczęściu, wszak lepiej zdiagnozować problemy teraz, póki transferami można jeszcze reagować, aniżeli w trakcie sezonu, budząc się z ręką w nocniku. Przed całą Chelsea – począwszy od Antonio Conte, przez zawodników, po włodarzy klubu – naprawdę pracowite tygodnie. Nie chcąc powtórki z sezonu 2015/2016, należy jak najszybciej wyciągnąć wnioski. I pierwsze efekty zaprezentować być może już za tydzień, w starciu z Tottenhamem.