Manchester United skazany na porażkę? Czas na „Bitwę o Anglię”!

Trudno być na szczycie przez cały czas. Przekonują się o tym na własnej skórze kibice Manchesteru United. Zespół z Old Trafford nie przypomina obecnie drużyny sprzed dekady. Podobnie jak Liverpool, jednakże w tym przypadku zmiana jest zdecydowanie na plus. W niedzielę angielska piłka będzie żyć spotkaniem „Czerwonych Diabłów” z „The Reds”. Czy rzeczywiście podopieczni Ole Gunnara Solskjaera nie mają żadnych szans na własnym obiekcie?

Nie zaskoczy nikogo stwierdzenie, iż obie ekipy podchodzą do tego spotkania w zupełnie innych nastrojach. Liverpool jest niekwestionowanym liderem Premier League. Zawodnicy Juergena Kloppa wygrali wszystkie z ośmiu spotkań i z kompletem punktów zajmują pierwsze miejsce w tabeli. Nie w każdym meczu było jednak łatwo i przyjemnie. U „The Reds” zdarzały się już takie rywalizacje, gdzie zwycięstwo wisiało na włosku. Za każdym razem piłkarze Liverpoolu wychodzili obronną ręką. To jest właśnie najsilniejsza strona triumfatora Ligi Mistrzów. Co by się nie działo w tym sezonie, drużynie z Anfield i tak na koniec dopisujemy trzy oczka.

Idealnym przykładem jest chociażby ostatnie spotkanie tego zespołu na własnym obiekcie. Choć Liverpool całkowicie kontrolował mecz z Leicester, to bramka Jamesa Maddisona na dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry mocno namieszała. Większość ekip zapewne nie zdołałoby strzelić zwycięskiego gola. „The Reds” ta sztuka się udała za sprawą Jamesa Milnera w 95. minucie potyczki. Oczywiście przy trafieniu 33-latka pojawiło się sporo kontrowersji, gdyż doświadczony Anglik wykorzystał rzut karny przyznany po faulu na Mane. W tej sytuacji wydaje się jednak, że arbiter podjął słuszną decyzję. Zawodnik Leicester popełnił karygodny błąd, faulując w takim miejscu i w takim momencie Senegalczyka. Dodatkowo Sadio nie miał klarownej sytuacji.

Nikt o problemach Liverpoolu w końcówce spotkania zapewne nie będzie pamiętać. Liczy się fakt, iż zespół Kloppa nadal kontynuuje swoją serię zwycięstw. Mecz z Manchesterem United będzie o tyle ważny dla ekipy z Anfield, gdyż drużyna może zanotować 18 triumf z rzędu. Taki wyczyn pozwoli „The Reds” zrównać się z Manchesterem City. Można przypuszczać, że w szeregach Liverpoolu nikt jednak nie myśli o takich osiągnięcia. Liczy się przede wszystkim wygrany mecz nad Manchesterem United, który byłby kolejnym, ważnym krokiem w kierunku mistrzostwa.

Bardzo źle

Na drugim biegunie są natomiast „Czerwone Diabły”. Tuż po porażce z Newcastle, przedstawiliśmy kilka statystyk, którymi może „pochwalić” się Ole Gunnar Solskjaer. Można się szybko domyślić, że nie są to wyniki budzące podziw. Największą bolączką jest oczywiście niechlubna seria zespołu w kontekście wyjazdowych spotkań. Dziesięć meczów z rzędu bez zwycięstwa dla takiego klubu to wielki powód do wstydu. Kibice mogą nieco odetchnąć, gdyż hitowe spotkanie zostanie rozegrane na Old Trafford. Na własnym obiekcie drużyna prezentuje się lepiej, choć trudno mówić o fajerwerkach. Do tej pory Manchester United rozegrał w tym sezonie sześć rywalizacji u siebie (bierzemy pod uwagę wszystkie rozgrywki). Trzy spotkania zakończyły się zwycięstwem gospodarzy (pamiętny triumf nad Chelsea 4-0, wygrany 1-0 mecz z Leicester oraz komplet punktów w starciu z Astaną). W dwóch potyczkach padł remis (wynik 1-1 w Carabao Cup, który zakończył się ostatecznie awansem do kolejnej rundy oraz podział punktów w rywalizacji z Arsenalem), a w jednym meczu „Czerwone Diabły musiały uznać wyższość rywali (niespodziewana porażka 1-2 z Crystal Palace).

Żaden z wymienionych rywali nie prezentuje jednak takiego poziomu, jak Liverpool. Będzie to największe wyzwanie zawodników Solskjaera w tym sezonie. Z jednej strony o mobilizacje w drużynie przy takim meczu i sytuacji w tabeli nie powinno być ciężko. Manchester zajmuje dopiero 14. lokatę w lidze, mając zaledwie jeden punkt więcej od drużyny, która jest w strefie spadkowej. Z drugiej strony, nastroje w szeregach „Czerwonych Diabłów” mogą nie być idealne. Patrząc na start sezonu w wykonaniu ekipy z Old Trafford, być może w zespole pojawiają się pierwsze myśli zwątpienia w cały projekt. Przy ewentualnej wysokiej porażce z Liverpoolem, atmosfera może być jeszcze gorsza.

Jedna wielka niewiadoma

Żeby tego było mało, ze sporymi problemami kadrowymi musi mierzyć się Ole Gunnar Solskjaer. Co prawda do składu ma wrócić Anthony Martial, którego ewidentnie brakowało w ostatnich meczach Manchesteru United. Wielce prawdopodobne jest, że Aaron Wan-Bissaka wybiegnie w wyjściowym składzie. Dodatkowo, dość niespodziewanie w kadrze zespołu znalazł się David de Gea, którego występ w hitowym starciu raczej nikt się nie spodziewał (Hiszpan doznał kontuzji w ostatnim spotkaniu reprezentacji). Będą to jednak występy „na styk”. W takich sytuacjach, szkoleniowcy muszą racjonalnie ocenić sytuację. Zdarza się bowiem, że zbyt szybkie wprowadzenie do drużyny może bardzo źle skończyć się dla samego zawodnika.

Przekonał się o tym Frank Lampard, który własnie w meczu z Liverpoolem postawił na Emersona od pierwszych minut. Lewy obrońca „The Blues” zszedł szybko z boiska i do tej pory nie rozegrał żadnego spotkania (wspominana potyczka miała miejsce 22 września).

Można zatem spodziewać się, że na bramce „Czerwonych Diabłów” zobaczymy Sergio Romero. Argentyńczyk niejednokrotnie podczas swojej przygody na Old Trafford udowodnił, iż może być ważnym ogniwem zespołu. Biorąc pod uwagę formę Davida z ostatnich tygodni czy miesięcy, ewentualna nieobecność Hiszpana nie powinna aż tak zaboleć.

Na boisku nie zobaczymy na pewno Paula Pogbę. Francuz nie znalazł się w kadrze na spotkanie z Liverpoolem. Jest to spora strata dla „Czerwonych Diabłów”. O występach pomocnika można mówić sporo, lecz 26-latek to typ zawodnika, który w trakcie meczu potrafi popisać się jednym lub dwoma kluczowymi zagraniami. Często takie piłki decydowały o zdobyciu bramki przez Manchester United.

Nawet w sprawie kontuzjowanych graczy, Liverpool znajduje się w lepszej sytuacji. Tutaj pod znakiem zapytania stoją trzy występy – Salaha, Matipa oraz Alissona. Cała trójka trenowała jednak z zespołem, więc występ tych piłkarzy jest jak najbardziej możliwy. Być może Juergen Klopp nie będzie ryzykować w kontekście gry Alissona, który swój ostatni mecz zagrał na początku sierpnia.

Gdzie zatem nadzieja?

Praktycznie wszystkie argumenty (prócz własnego boiska) stoją po stronie Liverpoolu. Czy zatem możemy spodziewać się innego rezultatu, niż zwycięstwa „The Reds”? Premier League bywa nieprzewidywalna i być może tym razem pozwoli o sobie przypomnieć. Taką ostatnią deską ratunku dla Manchesteru United jest bilans spotkań przeciwko ekipie Kloppa na Old Trafford. Liverpool w trakcie ostatniej dekady tylko dwukrotnie wywiózł trzy punkty z obiektu „Czerwonych Diabłów”. Były to spotkania rozgrywane w ramach właśnie Premier League.

W 2009 roku „The Reds” dość niespodziewanie wygrali 4-1, a bramki dla triumfatora LM strzelili tacy gracze jak Torres, Gerrard, Fabio Aurelio czy Dossena. Druga wygrana przypadła na 16 marca 2014 roku. W tym przypadku Liverpool także zanotował wysokie zwycięstwo, wygrywając 3-0 po dwóch golach Gerrarda z rzutu karnego oraz trafieniu Suareza.

Wspomniany wynik sprzed pięciu lat wydaje się w niedzielę całkiem możliwy. O końcowym rezultacie może zadecydować przede wszystkim nastawienie Manchesteru United na ten mecz. Choć „The Reds” wygrali wszystkie mecze w lidze od początku kampanii, to w potyczkach z Leicester, Sheffield czy Chelsea mogliśmy zauważyć, że jest to drużyna, z którą można jak najbardziej zremisować. Potrzebne jest odpowiednie zaangażowanie i determinacja, a tutaj w przypadku „Czerwonych Diabłów” nie jest tak kolorowo.

 

 

Komentarze

komentarzy