Emocje po niedzielnej potyczce Chelsea z Manchesterem United powoli opadają. Jose Mourinho obrywa od angielskich mediów niemiłosiernie, a wszyscy zaczęli na poważnie zastanawiać się, czy urok Portugalczyka przeminął. Coraz więcej mówi się o kolejnych konfliktach, coraz mniej o sukcesach. Zamiast inspiracji i idących za nią wyników, dowiadujemy się o kolejnych rozczarowaniach. W tym pomeczowym medialnym wyścigu zapomniano pochwalić Antonio Conte, który ostatecznie stał się głównym winowajcą krytyki spadającej na Mourinho.
Jeszcze tydzień temu obwieszczano, iż Jose Mourinho nigdzie nie zaginął, a swój kunszt pokazał, powstrzymując będący w gazie Liverpool, prowadzony przez rzekomo nowoczesnego Jurgena Kloppa. W środku tygodnia Manchester pewnie pokonał Fenerbahce, bo aż 4:1. I dopiero ta nieszczęsna dla Portugalczyka niedziela sprawiła, że poważnie w niego zwątpiono. Wokół meczu na Stamford Bridge tworzono mnóstwo narracji, głównie dotyczących powrotu Portugalczyka na stare śmieci. To on miał być główną gwiazdą wieczoru, a ważniejsze od samego meczu miało być wszystko to, co działo się wokół. Ostatecznie było zupełnie odwrotnie.
Antonio Conte może czuć się odrobinę urażony, gdyż fantastyczna postawa jego podopiecznych została po prostu przemilczana. Zamiast koncentrować się na nim i na jego drużynie, postanowiono tylko i wyłącznie poddać krytyce Mourinho i jego Manchester United. Oczywiście Conte, jako człowiek skromny i pokorny nic sobie z tego nie robi, jednak należy oddać cesarzowi co cesarskie. Włoch pokonał Mourinho taktycznie, co już jest sporym osiągnięciem. Piłkarze Chelsea spisali się naprawdę znakomicie, sprawiając, iż jeszcze wyraźniej zaczęto kpić z kwot, jakie Czerwone Diabły wydały na nowych piłkarzy. A jeszcze miesiąc temu, ta sama Chelsea, prowadzona przez tego samego trenera, dostała od wengerowskiego Arsenalu lanie aż 0:3.
Włoch nie ma w Londynie łatwego życia. Od samego początku mówiono, że nie był pierwszym wyborem Romana Abramowicza, który wolał chociażby Diego Simeone. Zarząd klubu nie popisał się w trakcie letniego okna transferowego, nie dając rady sprowadzić na Stamford Bridge piłkarzy, których życzył sobie Conte. Co więcej, Włoch otrzymał w spadku zawodników wypalonych, wyniszczonych psychicznie, nie wiedzących, co było powodem tak nagłego zjazdu. Mówiło się o konfliktach z Jose Mourinho, ale także o banalnym nasyceniu się sukcesami. Powodów można wymyślać wiele, Conte miał za zadanie to wszystko naprawić. Jest jeszcze za wcześnie, by mówić o tym, że misja została zakończona powodzeniem, ale widać już ewidentną poprawę.
Początki nie były łatwe. Conte, jako taktyczny innowator, starał się wprowadzić swoje pomysły w życie. Piłkarze uczyli się nowego ustawienia, a także metod pracy trenera. Wyniki niby były w porządku, wszak w pierwszych trzech kolejkach ligowych Chelsea odniosła trzy zwycięstwa, jednak żadne z nich nie było na tyle przekonywujące, by móc obwieszczać wielki powrót londyńczyków. Zespół nie był w stanie zachować czystego konta, a gra mimo wszystko była szarpana. Wrzesień był w wykonaniu The Blues wręcz tragiczny, co paradoksalnie okazało się zbawienne w skutkach. Conte doszedł do wniosku, że jego obecne pomysły nie sprawdzają się i musi coś zmienić. Z podstawowego składu zniknął Branislav Ivanović, czyli ikona upadku Chelsea. Conte wprowadził w życie ustawienie 1-3-4-3 (1-3-4-2-1) i wszystkie problemy jakby nagle zniknęły.
Ustawienie to jedno, ale praca nad głową piłkarzy to drugie. Dziś, kiedy wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku, piłkarze chwalą swojego trenera w niemal każdym wywiadzie. Psychiczna przemiana była widoczna już wcześniej. Conte przede wszystkim potrafił zainspirować swoich rzekomo wypalonych i nasyconych sukcesami piłkarzy. Nowy system gry niemal dla każdego w tym zespole jest totalną nowością. Piłkarze uczą się wszystkiego od podstaw, a jednoczesnie widzą, że to przynosi efekty. Chcą pracować więcej i ciężej. Cieszą się każdym kolejnym treningiem, z którego wychodzą lepsi. Pasja trenera przenosi się na zawodników, którzy na boisku wyglądają jak wygłodniałe bulteriery. Conte zaufał zawodnikom, których Jose Mourinho pomijał, a odstawił tych, którzy wydawali się być nietykalni. Odkryciem Włocha wydaje się być Victor Moses, którego Portugalczyk namiętnie ignorował. Transfer Marcosa Alonso był poddany ogromnej krytyce, a Conte zrobił z niego naprawdę solidnego bocznego pomocnika. Nemanja Matić, w nowym ustawieniu, grając u boku N’Golo Kante, w końcu przypomina piłkarza sprzed dwóch lat, a o znakomitej formie Diego Costy wspominać wręcz nie wypada. W tym wszystkim są także przegrani, z Branislavem Ivanovicem i Ceskiem Fabregasem na czele, jednak dopóki są wyniki, nikt nie może mieć o to pretensji.
Od czasu wstydliwej porażki z Arsenalem minął miesiąc, a już odnosimy wrażenie, że mamy do czynienia z zupełnie inną drużyną. Czy z kandydatem na mistrza, trudno powiedzieć. Antonio Conte natchnął nawet kibiców zasiadających na trybunach Stamford Bridge, za co Jose Mourinho miał mieć do niego pretensje. Podczas niedzielnego meczu, przy wyniku 4:0, Antonio Conte w stylu Diego Simeone zagrzewał kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu. Zdaniem Mourinho, było to niepotrzebne i upokarzające. Włoch nie chciał jednak dobijać rywala. Chciał, by jego zawodnicy czuli, iż cały świat docenia ich ciężką pracę. Chciał upewnić się, że wszyscy są świadomi pracy, jaką wykonali jego podopieczni. W ten sposób buduje się atmosferę w zespole i pewność siebie piłkarzy.
W 2013 r., kiedy ogłoszono powrót Jose Mourinho do Chelsea, zaczęły się obietnice o budowaniu zespołu na lata, budowane na gwarancji długoletniej współpracy Portugalczyka z klubem. Do pierwszego zespołu mieli wchodzić piłkarze wychowani przez miejscową szkółkę, na co naciskał Roman Abramowicz. Jak się skończyło, wszyscy wiemy. Antonio Conte tego rodzaju obietnic nie składał. Zapewnił jednak swoje pełne oddanie pracy na Stamford Bridge, a piłkarzom wpoił, że nie nazwiska, a umiejętności i forma będą decydowały o tym, kto gra. Tym samym dziś kibice Chelsea przecierają oczy ze zdumienia, patrząc, jak walecznej kibicują drużynie. Jakby tego było mało, Conte, ku zdziwieniu, ale i uciesze, daje szanse wychowankom, z Nathanielem Chalobahem na czele.
One of the better images from yesterday… #CFC pic.twitter.com/G3n9Dt0s6T
— Read Chelsea (@ReadChelseaFC) October 24, 2016
Wydaje się, że Włochowi już udało się zmienić mentalność zawodników. Z piłkarzy teoretycznie przeciętnych (Moses, Alonso) zrobił silne punkty drużyny, a oni w ramach wdzięczności gryzą trawę, by wygrywać dla swojego bossa. Z drużyny zniknął słaby punkt – Branislav Ivanović – którego nikt wcześniej nie miał odwagi posadzić na ławce rezerwowych. Piłkarze uczą się futbolu od nowa, i co ważniejsze, chcą się uczyć. Ufają swemu nauczycielowi. Dziś Chelsea traci zaledwie punkt do prowadzącego w lidze Manchesteru City. I choć jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, by mówić, że Chelsea w pełni odżyła, to mecz z Manchesterem United pokazał, iż metody Conte sprawdzają się, a jego praca idzie w dobrym kierunku. W natłoku krytyki skierowanej w stronę Mourinho, a także Guardioli, nie zapominajmy docenić pracy tych, którzy przecież na to zasługują.
Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!
Takie promocje dla Polaków nie zdarzają się często. Żeby odebrać bonus wystarczy założyć konto >>> Z TEGO LINKU <<<, uzupełnić wszystkie potrzebne dane, a bonus zostanie automatycznie dodany do konta.