Real Madryt właśnie ukończył kwietniowy maraton. Co udało się osiągnąć?

Nieco ponad miesiąc temu pisaliśmy o trudnym kwietniu, jaki czekał Real Madryt. Zapytaliśmy też, z czym „Królewscy” zostaną na koniec tego maratonu? Czas to podsumować!

Kwiecień w kontekście Realu zapowiadany był jako walka o być albo nie być w końcowym rozrachunku. Podopieczni Zinedine’a Zidane’a roztrwonili przewagę punktową nad Barceloną i żeby wciąż liczyć się w walce o tytuł mistrzowski, musieli wygrywać wszystkie mecze. Podobnie było z Ligą Mistrzów, w której na drodze do Cardiff stanął Bayern Monachium.

BKJ

PECHOWA I GROŹNA KONTUZJA

Pierwsze dwa mecze z Alaves i Leganes nie były żadną przeszkodą i Real odniósł pewne zwycięstwa 3:0 i 4:2 (w tym drugim „Królewscy” złapali lekką zadyszkę, kiedy z prowadzenia 3:0 zrobiło się 3:2, jednak sprawę wyjaśnił Morata, jednocześnie kompletując hat-tricka). 8 kwietnia przyszedł czas na derby Madrytu, które ostatecznie zakończyły się remisem, m.in. dlatego, że Real po golu Pepe przestał grać w piłkę. Dodatkowo portugalski obrońca po pechowym zderzeniu się z Tonim Kroosem doznał kontuzji i wypadł na ponad miesiąc.

To sprawiło, że „Los Blancos” zostali z zaledwie dwoma środkowymi obrońcami, bo już wcześniej kontuzjowany był Raphael Varane. Jakby tego było mało, zdrowi Sergio Ramos i Nacho w przypadku obejrzenia żółtej kartki zostaliby zawieszeni na kolejne spotkanie – Ramos w Lidze Mistrzów, a Nacho w La Liga. Tego udało się uniknąć aż do mety i jest to mały sukces, bo obaj musieli wystrzegać się niebezpiecznych zagrań względem rywali. Mimo to interweniowali skutecznie i nie osłabili swojego zespołu na starcia z Bayernem czy Barceloną.

NIEZMORDOWANY MARCELO

Po remisie z Atletico przyszedł czas na pierwsze starcie w ćwierćfinale LM. W Monachium strzelecki koncert dał Cristiano Ronaldo i to Real po wyjazdowym spotkaniu był bliżej półfinału. Tyle dobrego, bo po tym samym meczu z powodu kontuzji wypadł Gareth Bale, który wrócił dopiero na El Clasico.

(Zdjęcie: CURTO DE LA TORRE/AFP/Getty Images)
(Zdjęcie: CURTO DE LA TORRE/AFP/Getty Images)

Niedyspozycję Walijczyka postanowił wykorzystać Isco, który rozegrał wspaniałe zawody ze Sportingiem Gijón, strzelając dwa gole, w tym jednego na wagę wygranej. Hiszpan wyszedł też w pierwszym składzie na rewanż z Bayernem, ale tam już nie miał tyle swobody. Znów doskonale zagrał Ronaldo, jeszcze lepiej Marcelo, który nie tylko wybronił dwie piłki lecące wprost do bramki, ale był też niezwykle aktywny w ataku – biegał na najwyższych obrotach nawet w dogrywce. Jednak głównym bohaterem widowiska został sędzia. Mylił się na korzyść i niekorzyść obu zespołów, były kontrowersyjne kartki i ich brak. Były też gole z pozycji spalonych – czy to te z dogrywki, czy samobójcza Ramosa, kiedy „palił” Robert Lewandowski. Ostatecznie to Real znalazł się w półfinale i już wiemy, że zagra z Atletico.

Na koniec El Clasico. Mecz ważny nie tylko ze względu na starcie Realu z Barceloną, ale również w kontekście ligowego triumfu. W sobotę było już pewne, że zdrowy jest Bale, a w niedzielę okazało się, że wystąpi od pierwszej minuty. Fakt, wyszedł na boisko od początku, ale szybko okazało się, że nie była to dobra decyzja Zidane’a. Walijczyk najpierw marnował dobre sytuacje, a do tego już w 39. minucie musiał zejść z boiska. Powód? Ten sam, znów uraz. Szkoda było i samego Bale’a, który musi to bardzo przeżywać, ale i drużyny, bo w tak ważnym meczu trzeba było wykorzystać jedną z trzech zmian. Wielu domagało się Isco, ale wszedł Marco Asensio, a potem James. Tu, jak się okazało, Zidane trafił, bo Kolumbijczyk po asyście Marcelo doprowadził do remisu. To działo się już po tym, jak z boiska wyleciał Ramos, Real nie zamierzał jednak bronić jednego punktu. I to „Królewskich” zgubiło, bo na sekundy przed końcem ostatnim tchnieniem Sergi Roberto przebiegł pół boiska z piłką przy nodze, a chwilę później Messi trafił na 3:2.

Real
Mecze Realu w kwietniowym maratonie (Grafika: Whoscored.com)

Pod tekstem o terminarzu, kiedy pytaliśmy, z czym Real zostanie po tych meczach, jeden z czytelników napisał: „Z 1 miejscem w lidze i 1/2 ligi mistrzow” (pisownia oryginalna). Z czym więc został?

  1. Przede wszystkim z miejscem w półfinale LM. Teraz przyjdzie mierzyć się z Atletico, a finały z 2014 i 2016 roku pokazały, jaki to może być mecz.
  2. Pierwszego miejsca w lidze nie ma, ale „Barca” zajmuje je tylko dlatego, że ma lepszy bilans bezpośrednich starć z Realem (1:1 i 3:2). Punktów więc po 75, a przypomnijmy, że madrytczycy wciąż mają zaległe spotkanie z Celtą w Vigo.
  3. Z bohaterami w postaci Isco i Marcelo. Kiedy drużyna sobie nie radzi, dobrze mieć w składzie tych dwóch gości, którzy wykrzesali z siebie to, co najlepsze. Isco pokazał, że Zidane może na niego liczyć, a Marcelo udowodnił niedowiarkom, że nie tylko świetnie atakuje, ale i broni. W dodatku te żelazne płuca…
  4. Z Cristiano, który obudził się w najważniejszym momencie. To jemu w głównej mierze należy przypisywać zasługi za awans do półfinału LM (abstrahując od poprawności decyzji sędziów, bo „CR7” zagrał genialnie już w pierwszym meczu). Portugalczyk udowodnił, że to jeszcze nie koniec.

Real został też z nadzieją na mistrzowski tytuł, bo jeszcze nie wszystko stracone. W środę mecz z Deportivo, a w nim nie zagra Sergio Ramos, który musi odpokutować czerwony kartonik. Są jednak dobre wieści w sprawie Varane’a, który już wrócił do treningów na pełnych obrotach i wiele wskazuje na to, że w La Coruni zagra. Na koniec kwietnia jeszcze spotkanie z Valencią. Teraz atmosfera będzie jednak spokojniejsza.

To były intensywne tygodnie dla „Królewskich”. W trudnych momentach było jednak sporo pozytywów, bo jak inaczej nazwać taką organizację w drużynie? Na zero żółtych zagrali środkowi obrońcy, którzy nie mieli zastępców – dopiero wczoraj nie wytrzymał Ramos. To spory sukces, a dochodzi do tego gra wspomnianej trójki Marcelo–Isco–Ronaldo, a przecież z dobrej strony pokazali się też Carvajal (pierwszy mecz z Bayernem na duży plus), Asensio czy Keylor, który wczoraj był dawnym sobą. Po tak trudnym miesiącu możemy stwierdzić, że Real sobie poradził – mecz z Barceloną wypuścił z rąk w ostatnich sekundach. O mistrzostwo i Ligę Mistrzów wciąż jednak trzeba walczyć, tym bardziej, że przed Ronaldo i spółką kolejny maraton.

Komentarze

komentarzy