Janusz Wójcik niegdyś zaalarmowany przez swojego asystenta, że jego piłkarze piją alkohol powiedział, że to nie libacja, tylko integracja… W dobie coraz większej profesjonalizacji piłki nożnej tego typu „metody” odchodzą – przynajmniej oficjalnie – na bok. Jednak nadal najlepszą integracją pozostają obozy w trakcie okresu przygotowawczego. A jeśli obóz zagraniczny, to zawsze podnosi jego prestiż, zwłaszcza gdy dotyczy klubów z niższych lig, które coraz chętniej korzystają z wszechobecnej globalizacji.
Przyzwyczailiśmy się do zagranicznych wojaży naszych ekstraklasowych klubów. Pieniądze w najwyższej lidze są największe, więc wszystkich stać na południe Europy i szlifowanie formy na naturalnej murawie przy świecącym słońcu i kilkunastu stopniach na termometrach. Tyle że w I lidze oraz niżej również pojawiają się coraz większe pieniądze pozwalające na komfortowe warunki poza granicami naszego kraju, choć czasami wiąże się to nawet z… oszczędnościami!
Integracja
Wspomniana integracja może służyć jako słowo klucz. Jedziesz na kilka, czasem kilkanaście dni, i spędzasz czas w tym samym gronie. Jeśli grupa nie znajdzie wspólnego języka, nie tylko pobyt na obozie będzie męczący. Po powrocie do klubu wcale lepiej nie będzie, gdyż czas na treningach i meczach, a także związanych z nimi wyjazdach, musicie spędzać razem.
– Generalnie wspólny pobyt jest szansą, żeby się lepiej poznać, skonsolidować. To zawsze jest dużym plusem takich wyjazdów. Przebywamy ze sobą 24h/dobę przez kilka dni, więc jest czas na rozmowy o piłce, ale też lepiej można poznać kolegów czy trenerów jako ludzi – mówi Artur Bożyk, trener trzecioligowych Orląt Radzyń Podlaski. Jednocześnie wtóruje mu Marcin Wołowiec z Wólczanki Wólka Pełkińska występującej w tej samej klasie rozgrywkowej. – Taki wyjazd jest nie tylko pracą nad jakością piłkarską, ale również szansą na złapanie więzów między osobami w drużynie – powiedział trener ekipy z okolic Jarosławia.
Obóz na Białorusi
Myśląc stereotypowo brzmi niczym forma kary i zesłanie. Z innego założenia wyszły jednak III-ligowe Orlęta Radzyń Podlaski, które wybrały na kilkudniowe zgrupowanie białoruski Brześć. Miejsce zgrupowania zlokalizowane poza Unią Europejską i strefą Schengen może być kłopotem, ale nie w przypadku radzynian, którzy mieli wszystko wcześniej ustalone z drugą stroną. – Żadnych kłopotów na granicy nie mieliśmy ani w jedną, ani w drugą stronę. Jedyny zgrzyt pojawił się pierwszego dnia przy kwestiach wyżywienia, ale jasno wyartykułowaliśmy swoje racje i później wszystko było w porządku. Kwestia dogadania się. Poza tym dobre warunki, hotel blisko boiska ze sztuczną nawierzchnią, dostęp do siłowni w okolicy – powiedział Bożyk.
Skąd zatem pomysł na taki kierunek? – To wynik współpracy klub z klubem z Białorusi. Najpierw miała miejsce latem wizyta Ruchu Brześć, który został tydzień w Radzyniu, a teraz my pojechaliśmy z rewizytą. Na razie współpraca dotyczy pierwszych zespołów, właśnie na bazie sparingów i możliwości przyjazdu do Brześcia i Radzynia – kontynuuje szkoleniowiec. Dużym plusem takich wyjazdów jest przede wszystkim okazja na spróbowanie czegoś nowego, a to jak wiadomo bodziec do pracy dla zawodników. – Ruch Brześć właśnie wszedł do białoruskiej ekstraklasy. Jeśli chodzi o ich poziom sportowy, mogę się wypowiedzieć jedynie na podstawie sparingu. Oni wtedy też testowali wielu zawodników, ale byli wśród nich gracze z bardzo wysoką jakością piłkarską i dało się odczuć. Jakość to jedno, sama możliwość sprawdzenia się z zespołem, który gra inny futbol jest wartością dodaną. Stawiają inne warunki w grze, do których trzeba się zaadaptować i przystosować – zakończył.
Południowi sąsiedzi
Dwa razy dalej miał inny III-ligowiec, Wólczanka Wólka Pełkińska. Klub z małej miejscowości pod Jarosławiem wybrał się na Słowację do Sabinova. Wydawać by się mogło, że w kraju, w którym obowiązującą walutą jest euro, pobyt musi generować koszty. Nic bardziej mylnego! – Wszystko zaczęło się od tego, że moim grającym asystentem jest Słowak Peter Basista. Doświadczony zawodnik mający trochę kontaktów w Polsce i u siebie. Zaproponował nam Słowację i z tych wszystkich opcji wyszło nam trochę… taniej – mówi Wołowiec
Wólczanka na miejscu skorzystała i rozegrała z lokalnym trzecioligowcem sparing. – Mieliśmy pełnowymiarowe boisko ze sztuczną nawierzchnią, do tego w hotelu sauna, odnowa biologiczna i to wystarczyło. Dotychczas pracowałem w klubach, gdzie każdą złotówkę ogląda się dwa razy i tutaj też udało się znaleźć coś nowego, przetrzeć szlaki, co wyszło finansowo nie najgorzej – zakończył Wołowiec.
Jeśli zima, to gramy na hali
Na Litwę wybrali się z kolei zawodnicy Wigier Suwałki, którzy spędzili kilka dni w Marijampolu. Co ciekawe mieli okazje rozegrać mecze w… hali! Oczywiście Wigry nie przeszły na futsal ani żadną wersje zbliżoną do tej dyscypliny, ale rozegrali mecz na normalnym pełnowymiarowym boisku, tyle że pod dachem. W Polsce dopiero coraz większą popularność zdobywają boiska pod balonem, a na wschodzie czy północy Europy, gdzie panuje dużo surowszy klimat od naszego, takie kryte, całoroczne boiska, są od wielu lat normalnością i standardem, który można wykorzystać nawet w meczach ligowych.
Liga Mistrzów na horyzoncie
Drugi rok z rzędu Radomiak wybrał na zimowe zgrupowanie południe Europy. – Radomiak już przed rokiem, jako drugoligowiec, był na obozie we Włoszech. Zwykle jeżdżą na północ kraju, bo to najbliżej, a w końcu poruszają się autokarem. Wiadomo że budżet klubu nie jest taki, by latać do Turcji czy Hiszpanii, więc wybierają tańszą opcję. Pogoda lepsza niż w Polsce, ośrodek ponoć w porządku, koszta relatywnie niewielkie, więc wszystko pasuje – powiedział Marcin Borzęcki, dziennikarz TVP Sport, a prywatnie kibic Radomiaka.
Kilkudniowy obóz miał być zwieńczony dwoma sparingami. Najpierw drugoligowe Chievo, a później czwartoligowiec Caravaggio. Robi wrażenie? Raczej nie. Ale to wszystko nieaktualne, ponieważ radomska ekipa pierwszy sparing rozegrała z Atalantą Bergamo! Za kilka dni La Dea rozegra mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów, a w miniony poniedziałek mierzyła się z Radomiakiem. Oczywiście zabrakło podstawowych zawodników, ale występy takich piłkarzy jak Luis Muriel czy Rusłan Malinowskij były kapitalną okazją dla „Warchołów” na sprawdzenie swoich możliwości. Porażka 3:6 wstydu nie przynosi, zwłaszcza że drużyna z czołówki I ligi nawet doprowadziła do remisu 3:3! – Nie wiem dokładnie skąd wzięła się ta Atalanta, ale czytałem, że dla włoskich klubów luźniejsze sparingi w tygodniu są czymś normalnym, a w okolicach Bergamo przebywa właśnie Radomiak. Początkowo miało być Chievo, z jakichś powodów się to wysypało i wskoczyła Atalanta – zakończył Borzęcki. W międzyczasie Radomiak dorzucił jeszcze sparing z drużyną Parmy do lat 19.
Polski mecz w Chorwacji
Chorwacki kierunek wybrało dwóch pierwszoligowców. Zagłębie Sosnowiec pojechało do Medulina, zaś Sandecja Nowy Sącz do Istrii. Oba zespoły z zaplecza Ekstraklasy zagrały również w turnieju Arena Cup, w którym brały udział głównie kluby z Bałkanów, a także czeski rodzynek SC Znojmo. Co ciekawe dwa polskie zespoły spotkały się w meczu o trzecie miejsce wspomnianego turnieju!
Jak informowała w styczniu oficjalna strona Sandecji, wyjazd na zgrupowanie w całości pokrył prywatny sponsor. Dla niewtajemniczonych nadmienimy, że to koszta kilkunastu, a czasem nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych, w zależności od liczebności drużyny i wszelkich udogodnień od podróży zaczynając i kończąc na tym, co jest na miejscu docelowym.
Turcja też dla okręgówki
O ile krótkie wypady III-ligowców za granicę oraz nieco dalszy drużyny aspirującej do Ekstraklasy można łatwo wyjaśnić, o tyle ciekawym przypadkiem jest Wieczysta Kraków. Na dzisiaj prawdopodobnie najbardziej znana drużyna z ligi okręgowej w Polsce. Klub, w którego pieniądze „pompuje” Wojciech Kwiecień to prawdziwa kraina mlekiem i miodem płynąca. Dzisiaj mogą mierzyć w miano, co najwyżej, piątej ekipy Krakowa. Plany właściciela są ambitne i w najbliższych latach celem jest zdystansować Hutnik czy Garbarnię. W tym celu Wieczysta ściągnęła trenera – Przemysław Cecherz – oraz zawodników z wyższych lig, a wszyscy za kilka dni wylatują ładować baterię do ciepłej Turcji!
Skąd pomysł na taki kierunek? Wracamy do naszego tekstu z października, w którym wszystko wytłumaczył Jacek Ścigalski, wiceprezes ds. organizacyjnych klubu. – Jeździ się do Zakopanego, do Krzeszowic, a my jedziemy do Turcji. To rzeczywiście wygląda trochę niespotykanie. Zmieniła się troszkę sytuacja w klubie – sponsor pierwszej drużyny wraz z trenerem Cecherzem, który był tam wcześniej oraz sztabem szkoleniowym doszli do wniosku, żeby udać się właśnie do Belek – wyjaśnił.
Brzmi jak scenariusz science-fiction, ale tak właśnie się dzieje. Zresztą, nie pierwszy to obóz drużyny z tak niskiego poziomu ligowego w Turcji. Kilka lat temu podobnego wyboru dokonała GKS Tarnovia Tarnowo Podgórne z IV ligi.
Żeby nie było, że tylko drużynę z nizin małopolskiego futbolu stać na takie „luksusy”, warto wspomnieć o czterech innych klubach, które wybrały Turcję na miejsce przygotować. Termalica Nieciecza, Miedź Legnica, Stal Mielec i Widzew Łódź również wybrały się do państwa leżącego na dwóch kontynentach. Co ciekawe dwa ostatnie kluby rozegrały nawet sparing, który padł łupem mielczan.
***
Poprzednie odcinki cyklu Kolebka Futbolu:
Kolebka Futbolu: Emerytura czy życie po życiu?
Kolebka Futbolu: Mówili: “Wracaj do siebie, nie jesteś Polakiem, jesteś Arabem”
Kolebka Futbolu: „Chcę dać szansę młodym zawodnikom, której ja nie miałem” [WYWIAD]