Historia Futbolu: Narodziny legendy Mourinho

Drużyna z Portugalii ogrywa w finale Francuzów. Brzmi jak Liga Europy, wszak dzisiaj – nie licząc PSG – trudno sobie wyobrazić taki mecz w Lidze Mistrzów. Tyle że szesnaście lat temu było to równie niespodziewane rozstrzygnięcie. Jednak wówczas rodziła się legenda trenerska naszych czasów. To wtedy cały świat miał okazje poznać FC Porto i Jose Mourinho, który siedział za sterami Smoków.

Polskie podejście numer…

Wszystko rozpoczęło się od strzelaniny na Reymonta. U siebie Omonia Nikozja została rozbita 5:2, a w rewanżu remis 2:2 dał przepustkę do decydującej fazy eliminacji. To były jeszcze czasy, gdy ścieżka mistrzowska i niemistrzowska nie były znane. Dlatego trzeba było liczyć na farta. W końcu poprzednie dwie edycje dobitnie o tym pokazały, ile znaczy losowanie… Traf chciał, że Wisła dostała najłatwiejszego – teoretycznie – rywala, jakim był Anderlecht. Belgijska ekipa miała najniższy współczynnik wśród ekip rozstawionych.

Gdy kibice z Polski przypominali sobie boje krakowian z Barceloną, a także kapitalną przygodę w Pucharze UEFA, mieli ogromne nadzieje na powrót polskiej drużyny do Ligi Mistrzów. Nic bardziej mylnego. Niedoceniane Fiołki dwa razy, bez większych kłopotów, ograły Wisłę i czas oczekiwania na LM w Polsce trzeba było wydłużyć o kolejny rok.

Bałkańskie niespodzianki

W eliminacjach niespodziankę sprawił Vardar Skopje, który najpierw wyeliminował CSKA Moskwa, a rundę później mógł sprawić sensacje. Takową byłby udział macedońskiej ekipy w fazie grupowej, ale do niej zabrakło bramki. Vardar przegrał pierwszy mecz ze Spartą 2:3, a w rewanżu prowadził w Pradze 2:1 i  był o krok od wielkiego sukcesu. Ostatecznie zakończyło się remisem 2:2. Dlatego miano największej niespodzianki eliminacji trafiło do Partizana Belgrad. Serbska ekipa, m.in. za sprawą gola Ivicy Ilieva, który kilka lat później zameldował się właśnie w Wiśle Kraków, wyeliminowała… Newcastle. Ta sama ekipa, która dwanaście miesięcy wcześniej dokonała niemożliwego w grupie.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Zmiana zasad

Do tej pory była faza grupowa, po niej druga faza grupowa i dopiero pucharowa, w której grało się od ćwierćfinałów. Tym razem jednak doszło do znaczącej zmiany formatu na ten, który znamy dzisiaj. Krótko mówiąc 32 ekipy, z których połowa trafia już do 1/8 finału. Wśród najlepszej szesnastki zabrakło m.in. Interu. Kilka miesięcy wcześniej w derbach Mediolanu przegrali walkę o finał, a w grudniu 2003 musieli uznać wyższość Arsenalu i – dość nie oczekiwanie – Lokomotivu Moskwa. Zresztą Inter nie był jedyną włoską ofiarą fazy grupowej, bo katastrofalnie spisało się Lazio, które zdobyło ledwie pięć punktów. O ile dwie porażki z Chelsea nikogo nie dziwiły, o tyle 5 punktów na Besiktasie i Sparcie Praga jak najbardziej tak. To właśnie Czesi zajęli drugie, premiowane awansem, miejsce.

Dla odmiany Hiszpanie wprowadzili komplet – czterech – ekip do 1/8 finału, w tym dwóch debiutantów. Co prawda w TOP16 zakończyła się przygoda Realu Sociedad i Celty Vigo, ale z dzisiejszej perspektywy trudno sobie wyobrazić taki zestaw drużyn z Hiszpanii w Lidze Mistrzów. Zwłaszcza, że wśród nich zabrakło Barcelony.

Sprawcy najlepszych spotkań

Wśród meczów fazy grupowej chyba najlepiej, w całej historii, zapisało się starcie Monaco z Deportivo La Coruna. Jedni i drudzy, gdy przystępowali do gry 5 listopada na Stade Louis II w Księstwie nie podejrzewali, że stworzą niesamowite widowisko. Już do przerwy Monaco prowadziło 5:2. Ostatecznie stanęło na 8:3! Co ciekawe dopiero występy… Legii Warszawa w fazie grupowej przebiły ten wynik pamiętanym 4:8 w Dortmundzie.

Mecz z grupy był bolesną traumą dla drużyny z Galicji, ale Hiszpanie zrobili coś jeszcze bardziej szalonego i – tym razem – szczęśliwego dla nich. W 1/4 finału Depor trafiło na broniący trofeum Milan. W pierwszym meczu, na San Siro, strzelanie rozpoczął Walter Pandiani, ale później pałeczkę przejęli Rossoneri, którzy wygrali 4:1. Wydawało się, że to kolejny krok drużyny Ancelottiego w kierunku obrony trofeum. Nic bardziej mylnego!

W drugim meczu znowu wszystko rozpoczęło się od Urugwajczyka Pandianiego, ale kolejne ciosy zadawali już tylko jego koledzy. Kolejno: Juan Carlos Valeron, Albert Luque oraz Fran i sensacja stała się faktem, a wieczór 7 kwietnia 2004 na El Riazor jeszcze długo siedział włoskim fanom w głowie.

https://www.youtube.com/watch?v=b3nJMn5PPbE

Najlepsi trudną drogą

Gdyby patrzeć na ówczesny współczynnik obu finalistów, aż trudno byłoby uwierzyć, że taki skład najważniejszego meczu mógł mieć miejsce. Porto znalazło się w drugim koszyku, zaś Monaco w ostatnim. Krótko mówiąc drużyna numer 10 spotkała się z drużyną numer 29! Przekładając to na obecną edycję byłoby to starcie Borussia Dortmund – Slavia Praga, choć z drugiej strony w ubiegłym sezonie na tych miejscach były… Manchester United i Inter Mediolan.

W 1/8 finału FC Porto trafiło na Manchester United i tam było o krok od odpadnięcia. Na Estadio do Dragao był wieczór pod znakiem… RPA. Chyba nigdy w historii tych rozgrywek nie było meczu, w którym gole strzelali tylko reprezentanci tego państwa. Benni McCarthy dwa dla gospodarzy, a Quinton Fortune jednego dla gości. W rewanżu MU prowadziło po golu Paula Scholesa do 90. minuty. Wtedy Costinha dał awans Smokom.

Monaco wówczas wygrało bramkami na wyjeździe z Lokomotivem, ale rundę później mieli znacznie trudniejszą przeprawę z Realem Madryt. Królewskich pogrążył Fernando Morientes, którego kilka miesięcy wcześniej wypożyczono do Monaco… W Madrycie Real wygrał 4:2, a w rewanżu prowadził 1:0, by przegrać 1:3 i zakończyć rywalizacje. Niechciany na Bernabeu Morientes w obu meczach trafił po razie i zemścił się na swoim dotychczasowym pracodawcy.

Finał bez historii

Półtora roku wcześniej Wisła Kraków świętowała na pachnącym nowością obiekcie wyróżniającym się w Zagłębiu Ruhry wygraną nad Schalke. W finale w 2004 roku jednak radość mieli zawodnicy w niebieskich strojach, co miejscowych kibiców mogło w małym stopniu cieszyć ze względu na sentyment do barw.

Finał jednak bez większych emocji wygrała drużyna Jose Mourinho. To właśnie sezon 2003/2004 był biletem dla Portugalczyka do wielkiej piłki. Zresztą nie tylko dla niego. Wielu zawodników zabrał później ze sobą do Chelsea, a pozostali zrobili ciekawe kariery.

W dzisiejszej dobie internacjonalizacji futbolu trudno uwierzyć, że taki skład był możliwy. Przy dziewięciu nazwiskach podstawowego składu widniała portugalska flaga, a przy dwóch pozostałych brazylijska. Wiadomo, że tych ostatnich traktuje się – pod względem przepisów – w dużej mierze jak „swoich” w Portugalii, więc za jedynych obcokrajowców w kadrze meczowej można było uznać dwójkę z Europy wschodniej Dmitriego Aleniczewa, Edgarasa Janauskasa i wspomnianego McCarthy’ego.

Co ciekawe to był jedyny w historii Ligi Mistrzów, a piąty w całej historii Pucharu Europy finał, w którym nie było finalisty z czterech najlepszych lig(Niemcy, Anglia, Hiszpania, Włochy).

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

***

Poprzednie odcinki cyklu:

Pierwszy finał XXI wieku

Legendarny gol Zidane

Najgorszy finał w historii?