Średnia wartość piłkarza? 30 milionów euro. FC Porto kolejnym wykładowcą transferowej ekonomii

Wysyłasz kilku, kilkunastu skautów w świat, kupujesz za kilka milionów, sprzedajesz za kilkanaście albo kilkadziesiąt. Teoria prosta, praktyka dużo trudniejsza. Są jednak kluby, które mają swoje sprawdzone metody, wiedzą jak i gdzie szukać, a później czerpać na tym latami. FC Porto zyskało setki milionów euro na znalezionych piłkarzach, w tym na „11”, którą dzisiaj przedstawiamy prawie 330 milionów europejskiej waluty!

W ostatnich tygodniach pisaliśmy już o innych klubach, które słyną z bardzo dobrego skautingu czy też akademii. Pora na następną ekipę. Nieprzypadkowo wybieramy Porto. Być może nie sprzedali swojego najdroższego zawodnika za takie pieniądze jak Benfica wzięła za Joao Felixa. Nie zmienia to jednak faktu, że Smoki naprawdę potrafią szperać w różnych częściach świata.

Uważam, że nie ma lepszego klubu od FC Porto, jeśli chodzi o dryg ściągania utalentowanych graczy z terenów Ameryki Południowej. Dla Porto pracuje około 300 skautów – swego czasu zdecydowana większość z nich przebywała w Brazylii, Kolumbii czy Argentynie. Skauci mieli narzucone konkretne wytyczne, np. niektórzy z nich mieli za zadanie obserwować graczy z ustalonego wcześniej rocznika. Porto w tej materii różni się od Benfiki przede wszystkim tym, że działa na masową skalę. Szczególnie na początku dekady sprowadzali z wspomnianej części świata dużą liczbę piłkarzy. Opłacało się – Porto w branży importowej i przede wszystkim eksportowej jest prawdziwym potentatem. Oczywiście nieoceniona jest pomoc superagentów z Jorge Mendesem na czele, ale i tak za wszystkim stoi prezydent klubu Jorge Nuno Pinto da Costa. Chodząca ikona tej instytucji. Przez ponad 30 lat budował potęgę, często używając niedozwolonych chwytów. Traktuje klub jak przedsiębiorstwo, dla którego głównym celem jest maksymalizacja zysków – mówi Radosław Misiura, kibic Benfiki, który bardzo dobrze orientuje się w portugalskich realiach.

Kogo sprzedadzą w przyszłości?

W tym tekście mowa o piłkarzach, których już w Porto nie ma, ale należy pamiętać, że na Estadio do Dragao nadal biega niejaki Alex Telles, który cztery lata temu przyszedł z Galatasaray za nieco ponad 6 milionów euro, a ewentualne odejście wiązałoby się z pięciokrotną przebitką ze strony nowego pracodawcy! Kto poza Brazylijczykiem?

Za kilka lat grube miliony powinna zapewnić sprzedaż Fábio Silvy – 17-letniego napastnika, który został okrzyknięty najbardziej utalentowaną „9” w portugalskim futbolu od zamierzchłych czasów. Obecna kadra FC Porto składa się z dużej liczby doświadczonych graczy, którzy wchodzą w najlepszy dla piłkarza okres. Przymierzani do odejścia są np. Alex Telles (27), Jesús Corona (27) czy Danilo Pereira (28). Są to zawodnicy w sile wieku, na których Porto zarobi góra 40 mln euro. Pamiętajmy o nadciągającym krachu na rynku transferowym, który niekoniecznie będzie korzystny dla klubów pokroju Benfiki, Sportingu czy właśnie FC Porto. Warto mieć na uwadze fakt, że Porto nie już tak skuteczne w sprowadzaniu graczy, jak miało to miejsce kiedyś. Niech za przykłady służą nazwiska Renzo Saravii (przeciętniak bez perspektyw) czy Mateusa Uribe, który swój peak już dawno ma za sobą. Éder Militão był tylko przyjemnym wyjątkiem. Paradoksalnie Porto ma pecha, że największe transakcje przeprowadzało w latach 2011-2015, w których kwoty transferowe nie były tak wygórowane jak obecnie – kontynuuje Misiura.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Gdzie szukają? Już wiemy, że głównie w Ameryce Łacińskiej. Spośród jedenastu zawodników, na których najwięcej zyskali, ponad połowa pochodzi z tamtej części świata. Co ciekawe trzech z sześciu to Kolumbijczycy, przy czym żaden z nich nie przyszedł ze swojej krajowej ligi: James i Falcao z Argentyny, a Jackson Martinez z Meksyku. Do tego nieźle opanowany rynek lokalny, skoro można było w słabszych klubach portugalskich znaleźć perełki później warte grube miliony euro. Najciekawszym jednak kierunkiem była Japonia w przypadku Hulka, skoro przyszedł z… drugiej ligi!

Największe zyski FC Porto na piłkarzach ściągniętych, dzięki klubowemu skautingowi

Zawsze najdroższymi zostawali napastnicy, czasem pomocnicy, ale Porto najwięcej zyskało na… dwóch obrońcach. Wygrywa Eder Militao. Podobnie, jak do wielu zawodników Benfiki, jego droga była bardzo szybka. W Sao Paulo zdążył rozegrać 37 meczów, a w Portugalii ledwie dziesięć więcej i już był wart 50 milionów euro. Póki co nie zachwycił w Madrycie, ale fakt jest taki, że przechodząc do Realu został najdrożej sprzedanym piłkarzem FC Porto! Tuż za nim Eliaquim Mangala, który przyszedł ze Standardu Liege. Trzeba przyznać, że najlepsze portugalskie kluby miały nosa do zawodników ściąganych z miasta słynącego z kolarskiego klasyku. Witsel w Benfice byłem strzałem w dziesiątkę i podobnie było z Mangalą.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Kolumbijczycy jak w domu

Na najniższym stopniu podium w końcu czas na ofensywnego zawodnika. Gdyby przeciętny europejski kibic miał wymienić dziesięć argentyńskich klubów, zapewne pominąłby Banfield, a to właśnie stamtąd przywędrował do Europy James Rodriguez. 19-letni Kolumbijczyk chwilę musiał poczekać, by zostać wiodącą postacią Porto. Jednak pierwszy sezon zakończył z przytupem. Sześć asyst w ostatnich trzech ligowych meczach, a kolejną dorzucił w finale Taca Portugal, w którym ustrzelił także hat-tricka z Vitorią Guimaraes. To był zwiastun kolejnych dwóch dobrych sezonów, jak choćby mistrzowskiego 2011/12, gdy James dał popis swoich możliwość na da Luz z Benfiką. Wszedł przy stanie 1:2 w 58. minucie, a po chwili wyrównał i asystował przy zwycięskim golu Maicona. Na koniec Smoki wyprzedziły Orły o 6 punktów, czyli właśnie o tyle, ile odwrócił losy spotkania James.

Latem 2013 roku odszedł do AS Monaco. Porto na nim zarobiło ogromne pieniądze, ale… gdyby poczekało rok, do brazylijskiego mundialu, zgarnęłoby jeszcze więcej. W końcu klub z księstwa sprzedał go do Realu Madryt prawie za 80 milionów euro!

Czas na dwóch innych Kolumbijczyków, którzy błyszczeli w Porto, ale ich późniejsza kariera była diametralnie różna. Radamel Falcao przyszedł z River Plate za… 5 milionów euro. Grosze! Jednak statystyki na do Dragao miał kosmiczne.

87 meczów, w których strzelił 72 goli i zaliczył 17 asyst! Zresztą demolował od początku. Najpierw 25 goli w lidze po przyjściu do Portugalii, a sezon później był gwiazdą zespołu, który sięgnął po Ligę Europy. Najpierw 7 goli w fazie grupowej, później kilka meczów spokoju i od 1/4 finału ruszył. Cztery gole ze Spartakiem, pięć z Villarrealem i jedno w finale z Bragą na wagę tytułu.

Dwa lata wystarczyły do transferu do Atletico. Chwila przerwy i w Porto był kolejny Los Cafeteros – Jackson Martinez. Statystyki równie imponujące – 133 meczów i 92 bramki. Wejście miał jeszcze mocniejsze od Falcao, bo strzelił 26 goli. Co ciekawe w każdym z trzech sezonów przekraczał granicę 20 goli w Liga NOS, a przecież mowa o rozgrywkach, które trwają tylko 30. kolejek! Do tego w ostatnim roku dorzucił 7 trafień w Lidze Mistrzów, a sezon kończył z opaską kapitańską na ramieniu. Niestety, od lata 2015, gdy trafił do Atletico zaczęła się równia pochyła. W Madrycie nie odpalił, tak jak rodak, do którego był wielokrotnie porównywany. Potem transfer do Chin, a dzisiaj gra w niedużym Portimonense. Zjazd potężny i trzeba przyznać, że to był zawodnik, którego szczyt przypadł właśnie na grę w Porto.

Potężny jak Hulk

Niektóre pseudonimy piłkarzy trudno racjonalnie wyjaśnić, ale Givanildo Vieira de Souza znany jako Hulk jest po prostu idealnym oddaniem stanu faktycznego. Muskulatura, której na siłowniach mogłoby pozazdrościć wielu kulturystów. Do tego połączenie takiej muskularności z kapitalną grą, to coś rzadkiego. U wielu budowa masy mięśniowej odbijała się na dynamice i szybkości. Brazylijczyk był tego zaprzeczeniem. Kapitalna technika, młotek w nodze, szybkość i przebojowość. Miał naprawdę dużo, bo nie wszystko, żeby zrobić jeszcze większą karierę. Podobnie do Witsela wybrał wschód. Najpierw Rosję, gdzie spotkali się w Zenicie, a później Shanghai SIPG.

Przyszedł do Porto za 5,5 miliona euro z… japońskiego Tokyo Verdy. Kompletnie nieznany w Brazylii, wyjechał w wieku 19 lat i świat dopiero mógł go poznać, gdy przyjechał do Portugalii. Przez pierwsze dwa sezony się rozgrzewał, ale jak w sezonie 2010/11 ruszył z kopyta… To było coś niesamowitego. Gdy Porto zdobywało Ligę Europy i wygrywało mistrzostwo, błyszczał nie tylko Falcao czy James. Hulk w lidze 35 goli i 27 asyst w 52 meczach to było szaleństwo, a na udział przy golu potrzebował 71 minut!

Zapomniani

W gronie naszej jedenastki znalazło się miejsce choćby dla Jose Bosingwy, dobrze pamiętającego triumf Smoków w Lidze Mistrzów 2003/04. Prawy obrońca przybył z Boavisty Porto, a przecież  to nie jedyny piłkarz upolowany na własnym podwórku. Ricardo Pereira trafił z Vitorii Guimaraes, a Pepe z Maritimo.

Do tego Anderson przychodzący z Gremio jako ofensywny pomocnik, któremu nie obce było pojęcie jogo bonito, ale kibice Manchesteru United – do którego później odszedł – pewnie chwytają się za głowę. To właśnie Sir Alex Ferguson zrobił z niego zawodnika na pozycji 6/8, choć wcześniej był to brylantowy technik. Lisandro Lopez trafił na Dragao trochę przed erą Kolumbijczyków, ale również lawinowo strzelał gole. Dzisiaj wrócił do macierzy, czyli argentyńskiego Racingu.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Nie załapali się

Co ciekawe do tego grona nie załapało się wielu piłkarzy, których FC Porto sprzedało za naprawdę solidne pieniądze. Nie ma tutaj dwójki bocznych obrońców wziętych z Santosu – Alexa Sandro i Danilo. Obaj odeszli mniej więcej za podobne pieniądze – około 30 milionów euro – ale Smoki musiały zapłacić za nich ponad dziesięć, dlatego ten zysk nie predestynował Brazylijczyków do miejsca w jedenastce. To samo się tyczy dwójki zwycięzców Ligi Mistrzów z czasów Jose Mourinho. Deco i Paulo Ferreira odchodzili za pokaźne kwoty, ale to nadal zbyt mało, żeby się dostać do czołówki. Ciekawym przypadkiem jest Joao Moutinho, który przyszedł od jednego z największych rywali – Sportingu – za 11 milionów euro. W Porto na tyle się rozwinął, że inwestycja opłaciła się podwójnie.

Udany transfer, ale bez zysków finansowych

Nasz ekspert zapytany o najciekawszy transfer zwrócił uwagę na piłkarza, który pod kątem finansowym był daleki od ideału, o których pisaliśmy wyżej. Sportowo jednak obronił się w 100%. – Wiadomo, że mógłbym pójść na łatwiznę i przytoczyć transakcje z udziałem Radamela Falcao, Jamesa Rodrígueza czy Alexa Sandro, ale ja zawsze byłem zwolennikiem transferów nieoczywistych, które niekoniecznie muszą przynieść zysk pod względem ekonomicznym czy sportowym. Jednym z takich transferów był Héctor Herrera – meksykański pomocnik, mający wówczas 23 lata, pozyskany za 11 mln euro. Herrera idealnie wpasował się do filozofii drużyny i przez niemal 8 lat był fundamentalną postacią dla każdego szkoleniowca. To na jego plecach Porto przerwało mistrzowską serię Benfiki oraz 3 razy z rzędu awansowało do fazy pucharowej Champions League. Odszedł dopiero w ubiegłym roku, dołączając do drużyny Diego Simeone. Co prawda, Porto nie zarobiło na nim ani jednego euro, ale Herrera spłacił się świetnymi występami na boisku. Rzadko kiedy zawodnicy o takiej jakości przebywają w lidze portugalskiej przez tak długi czas – kończy Misiura.

***

Inne kluby, które potrafią szukać piłkarzy i dobrze na tym zarabiać:

Szachtar lepszą wersją Pogoni. TOP10 Brazylijczyków

Benfica objaśnia: Jak łatwo zarobić 300 milionów euro?!

Benfica i jej kolejne 300 milionów. Tym razem za wychowanków