Piłka X lub Y stoi młodzieżą. Takich odniesień do różnych klubów i państw czytaliśmy tysiące, ale chyba nigdzie nie pasują tak dobrze, jak do Holandii. W szczególności do klubu z Amsterdamu. Ajax od wielu lat jest miejscem, w którym młody wiek nie jest przeszkodą do grania, a zaletą! W tych warunkach rozwinęły się nie dziesiątki, a setki piłkarzy, na których klub zarobił setki milionów euro! Jednak nie tylko na ich wychowaniu, ale również na dobrym skautingu.
O tym, że dobry skauting to naprawdę przydatna rzecz, mogliście się przekonać na Zzapołowy w ostatnich tygodniach. Prezentowaliśmy kilka klubów, które zrobiły z tego po prostu maszynkę do zarabiania pieniędzy, przy jednoczesnym podniesieniu jakości sportowej. Tak jest z brazylijskim Szachtarem, a także dwoma portugalskimi klubami, które pełnymi garściami korzystają z latynoskich talentów. Chodzi o Benfice i Porto.
Ajax stawia głównie na swoich wychowanków, którzy w akademii de Toekomst pograli kilka lat. Czasem są to chłopcy przechwyceni w wieku 10-12 lat, a czasami wypatrzeni w starszym wieku, ale który daje im jeszcze prawo bycia – według przepisów – wychowankami klubu. Poszukaliśmy jednak takich zawodników, którzy takiego statusu nie posiadają, a mimo tego dali zarobić trochę w Amsterdamie.
– Ajax przeznacza około 6 milionów euro rocznie na swoją szkółkę. To więcej niż Arsenal, Bayern, Sporting czy Schalke. I warto o tym wspomnieć, bo nawet jeżeli piłkarze tacy jak Frenkie de Jong czy Kasper Dolberg do Amsterdamu przychodzili będąc już na dosyć zaawansowanym etapie swojej kariery, to początek ich przygody miał miejsce w drugoligowych rezerwach, w Jong Ajax. I tam też ląduje najpierw większość nowych zawodników. Często kosztujących nawet parę milionów euro, takich jak Kik Pierie czy Perr Schuurs. Tam zazwyczaj nowi piłkarze „lepieni” są na ajaksową modłę i to zazwyczaj wychodzi klubowi na dobre. Może zresztą dlatego, że Razvan Marin czy Edson Alvarez w drugiej drużynie nie pograli obydwaj okazali się być niewypałami, ale to już dygresja. Zmierzam w każdym razie do tego, że szkółka i scouting to naczynia połączone i nie można mówić o jednym bez drugiego. Chyba, że mówimy o wielkich transferach czy sprowadzaniu bardziej doświadczonych zawodników – rozpoczyna Tomasz Weinert, kibic Ajaksu.
To nie oznacza, że system szkolenia nie miał w tym żadnego udziału. Raz, że skauting można zaliczyć do jednego z filarów szkolenia, a dwa to fakt, że Arkadiusz Milik wspominał, ile dały mu lekcje od trenera napastników Dennisa Bergkampa. W końcu trudno o lepszego szkoleniowca w tym fachu.
Najdroższy i najlepszy
Frenkie De Jong przyszedł do Ajaxu latem 2015, ale grę rozpoczął tak naprawdę pół roku później, dlatego już nie traktujemy go jako wychowanka. Przychodził jako piłkarz, który rozegrał ledwie 22. minuty w dorosłym zespole Willem II. Jednak z perspektywy czasu widać, że w Amsterdamie dobrze wiedzieli, co robią i kogo biorą. Nie jest jednak tak, że od razu błyszczał w nowym miejscu, zwłaszcza że od razu poszedł na wypożyczenie do macierzystego klubu. Nawet po jego powrocie trafił do drugiej drużyny. Tam dokończył sezon i tam grał również całe rozgrywki 2016/2017. Dopiero pod ich koniec rozegrał cztery mecze, a w ostatniej kolejce sezonu dostał szansę gry 90. minut przeciwko… Willem II. To był przełom, gdyż później powoli, ale stawał się coraz ważniejszą postacią w Ajaksie. Resztę historii znamy bardzo dobrze…
Milik wyrzutem sumienia Bayeru
Arkadiusz Milik to dowód na to, że czasem potrzeba komuś zaufać, by ten się odpłacił dobrą grą. Tak było z Arkadiuszem Milikiem. W Bayerze Leverkusen się nie przebił, później wypożyczenie do Augsburga, podczas którego również nie zachwycał. Aż przyszedł Ajax Amsterdam i wypożyczył polskiego napastnika. Rok wypożyczenia i transfer za… 2,8 miliona euro. Tyle było w klauzuli, więc amsterdamczycy po prostu za pół darmo pozyskali zawodnika, który w trakcie wypożyczenia strzelił dla nich 23 gole! Tyle w pierwszym sezonie, a w drugim było o jednego gola lepiej, przy czym wtedy zdecydowanie poprawił osiągi w lidze – 21 trafień. To wystarczyło, by Napoli wyłożyło za niego 32 miliony euro!
Bardzo dobry interes Joden zbili na Davinsonie Sanchezie. Przyszedł latem 2016 z Atletico Nacional, czyli w trakcie edycji Copa Libertadores, którą kolumbijski klub ostatecznie wygrał. Wystarczył jeden sezon w Amsterdamie, osiągnięty finał Ligi Europy i po dwunastu miesiącach w Holandii przeniósł się do Anglii. Ajax zainwestowane 5 milionów euro pomnożył razy siedem, gdyż tyle wynosi czysty zysk transferowy za podstawowego stopera reprezentacji Kolumbii!
Co prawda sezon 2019/20 jeszcze trwa, ale w Holandii uznano, że takowy się nie odbył i anulowano wyniki. Skoro jest po wszystkim, więc można śmiało umieścić w tym gronie Hakima Ziyecha. Marokańczyk od 1 lipca, a więc za niecałe półtora miesiąca będzie już oficjalnie zawodnikiem Chelsea. Rok temu kwota 40 milionów euro, które zapłacą Anglicy, byłaby wyrównaniem rekordu Davinsona Sancheza. Teraz wobec odejść De Jonga i De Ligta aż takiego wrażenia nie robi. Jednak wciąż mowa o zawodniku, który przyszedł za 11 milionów do Ajaxu. Właśnie tyle za niego otrzymało Twente Enschede, które dwa lata wcześniej trzykrotnie mniej zapłaciło macierzystemu klubowi Ziyecha – Heerenveen. To właśnie piękny przykład działania wewnętrznego rynku transferowego.
Dawno temu też zarabiali
Jest też grupa piłkarzy, na których Ajax zarobił dobre pieniądze w przeszłości. W końcu od transferu Klaasa-Jana Huntelaara do Realu Madryt minęło już ponad dziesięć lat, nieco mniej czasu od odejście Luisa Suareza do Liverpoolu. Ale w tym gronie jest choćby Christian Chivu. Gdy Rumun odchodził do Romy, De Jong biegał z kolegami do piaskownicy, a piłką bawił się z rodzicami. To samo z Ibrahimoviciem, którego Juventus kupował latem 2004 roku! A kto jeszcze pamięta takich zawodników jak Finidi George i Sunday Oliseh? Obaj odchodzili tuż przed końcem XX wieku, odpowiednio do Betisu i Juventusu!
W tym wszystkim warte uwagi są kluby, z których przychodzili. Huntelaar i Suarez to efekt skautingu krajowego, odpowiednio Heerenveen i Groningen. Chivu z Universitatei Craiova, Ibrahimovic z Malmoe, zaś dwójka Nigeryjczyków z Koln, to Oliseh oraz rodzimego Sharks FC w przypadku George’a.
– Priorytetem pozostaje zawsze Holandia. To dosyć oczywiste, choćby ze względu na to, że odpada ryzyko związane z ewentualnym nieprzystosowaniem nowych twarzy do holenderskiej rzeczywistości, ale poszczególni skauci pracują zazwyczaj w najlepiej sobie znanych rejonach świata. Legendarny John Steen Olsen chociażby skupia się na Skandynawii i to za jego sprawą do klubu trafiały takie nazwiska jak Grønkjær, Erisken, Ibrahimović czy Dolberg. Są oczywiście pewne miejsca, jak na przykład Dania właśnie, które tradycyjnie penetrowane są intensywniej, ale co do zasady Ajax interesuje się całym światem – dodaje nasz ekspert.
Kierunek Ameryka Południowa
Wydaje się jednak, że w niedalekiej przyszłości powinniśmy się „pozbyć” starszych zawodników z listy, w końcu Ajax mocno ruszył na łowy w Ameryce Południowej. Obok Sancheza przychodził Mateo Casierra, który się jednak nie sprawdził. Ale od jakiegoś czasu bardzo dobrze sobie radzi David Neres, a od lata będzie kolejny wychowanek Sao Paulo – Antony. Formacje bliżej bramki Andre Onany trudno sobie wyobrazić bez Argentyńczyków Nicolasa Taglafico i Lisandro Martineza, których transfery kosztowały nieco ponad 10 milionów euro, a już dzisiaj wiadomo, że obaj są warci razem przynajmniej pięć razy tyle!
– Dotychczas z transferami z Meksyku i krajów położonych jeszcze bardziej na południe w Holandii znane było przede wszystkim PSV, ale teraz się to wyraźnie zmieniło. Ajax nie dość, że jest tam coraz mocniej obecny, to jeszcze dodatkowo nie boi się wydawać naprawdę potężnych jak na holenderskie warunki pieniędzy. Dość powiedzieć, że Antony będzie potencjalnie kosztował ponad 20 milionów euro. Neres również był poważnym wydatkiem. Trudno powiedzieć, jak na to wszystko wpłynie obecna sytuacja na świecie, bo cały świat będzie się musiał na nowo odnaleźć w postwirusowej rzeczywistości, ale myślę, że przed tym trzęsieniem ziemi Ajax należało już traktować jako jednego z największych graczy na południowoamerykańskim rynku transferowym. Klub pokazał, że nie boi się tam wydawać pieniędzy, że piłkarze tacy jak Neres czy Davinson mogą z miejsca stanowić o sile ekipy i osiągać z nią imponujące wyniki na arenie międzynarodowej. Sam klub zresztą może czuć się zachęcony tym, co dają Ajaksowi latynoskie nabytki. Nawet jeżeli Cassierrę, Orejuelę, Magallana czy Edsona nie sposób uznać za udane transfery (w przypadku tego ostatniego można się jeszcze łudzić, ale ja sam wielkich nadziei nie mam), to i patrząc na ogólny bilans transferów z tamtych okolic zdecydowanie warto było. Świat się zmienia, zmienia się też Ajax i jego priorytety. Skandynawia nadal jest istotna, ale inne rzeczy się zmieniają – mówi fan Joden.
Zmiana polityki w Afryce
Być może latem albo w niedalekiej przyszłości do tego grona dołączy Andre Onana. Kameruński bramkarz przyszedł w 2015 roku z Barcelony za… 150 tysięcy euro. Gdyby posiłkować się jego wartością z portalu Transfermarkt, dzisiaj Ajax powinien dostać za niego 240 razy więcej! Trudno się dziwić, skoro Onana ma w zasadzie wszystko, czego potrzeba na najwyższym poziomie. Młody wiek, jak na bramkarza, dający nadzieję na przynajmniej 10 lat gry na topowym poziomie. Wzrost – 190cm oraz bardzo wysokie umiejętności, te bramkarskie, ale również czysto piłkarskie.
– Coraz częściej mówi się o tym, że klub może się pozbyć udziałów w filialnym Ajaksie Kapsztad, co łatwo zrozumieć, bo pomijając wewnętrzne problemy afrykańskiego klubu, trudno mówić o stałym napływie talentów. Przez 21 lat lat współpraca zaowocowała transferami Stevena Pienaara, Enyonga Enoha i Thulaniego Serero. I ostatnio Lassiny Traore, który wywalczył w tym sezonie miejsce w pierwszej drużynie. Zgaduję, że większość czytelników kojarzy tylko pierwszego z wymienionych. To chyba dosyć wymowne – kończy Weinert.