Postanowiliśmy ruszyć z nowym cyklem z gatunku football fiction. Dość nietypowym, ponieważ czegoś takiego jeszcze nie było w polskich mediach sportowych. „Mecz o Życie”, bo tak nazywa się ta seria jest kryminałem, w którym głównymi bohaterami są osoby ze świata futbolu. By nie było jednak zbyt nudno, występują pod fikcyjnymi nazwiskami. Tym samym będziecie mieli dodatkową zabawę, by odgadnąć kim jest detektyw Sierniak, Janusz myśliwy, czy wiele innych postaci. Kolejne odcinki będziemy publikować, co jakiś czas. Intensywność zależy od tego, jak wam się spodoba ten pomysł… Zapraszamy do lektury szóstego rozdziału.
Jeśli nie czytałeś pięciu pierwszych rozdziałów „Meczu o Życie”, nie zaczynaj czwartego, ponieważ niewiele zrozumiesz. Zaległości można nadrobić tutaj:
1. rozdział – Wisielcy KLIK
2. rozdział – Nadzieja KLIK
3. rozdział – Złotówa KLIK
4. rozdział – Kraków KLIK
5. rozdział – Prywatne śledztwo KLIK
– Na dole znajduje się również ściągawka, w której szybko sprawdzicie imiona i nazwiska głównych bohaterów.
6. rozdział – Wolność
W hotelu zdjęliśmy szybkie śniadanie, podczas którego cały czas debatowaliśmy o sekcji zwłok. Nie szeptaliśmy, dlatego ludzie wokół dość dziwnie się na nas patrzeli. W pierwszej chwili mogli nas wziąć za świrów, ponieważ Andrzej tego dnia wyglądał, jak płatny zabójca, a ja chowałem się za kapturem od bluzy, by przypadkiem nikt mnie nie rozpoznał. Obawy miałem słuszne, ponieważ w hotelu przebywała grupka dzieciaków, która strzelam, że była w Krakowie na wycieczce szkolnej. Jeden z nastolatków nawet mnie rozpoznał i już szedł w naszą stronę ze smartfonem w ręku, ale poprosiłem go gestem ręki, by nie zdradził mojego kamuflażu, co o dziwo poskutkowało. Wiedziałem jednak, że trzeba szybko dopić kawę, wymeldować się i czym prędzej ruszyć do Wrocławia na rozmowę ze Złotówą, ponieważ ostatnią rzeczą jakiej teraz pragnąłem była sesja zdjęciowa.
Samochód prowadził oczywiście Andrzej, który był bardzo dobrym kierowcą. Miałem wrażenie, że w przeciwieństwie do mnie nawigacja mogłaby dla niego nie istnieć. Bardzo szybko wyjechał z Krakowa i wskoczył na A4, która prowadziła do Wrocławia. Na trasie debatowaliśmy przede wszystkim o tym co już wiemy i nadchodzącej rozmowie ze Złotówą, który jeszcze nawet nie wiedział, że będziemy jednymi z pierwszych osób, z którymi spotka się na wolności. Były prezes Śląska Wrocław skazany w ostatnim czasie m.in. za handel narkotykami miał opuścić mury więzienia o 14:00. My na miejscu mieliśmy być około 13:00, więc postanowiliśmy podjechać pod zakład karny trochę wcześniej. Powiem szczerze, że czułem przed tym spotkaniem lekki dreszczyk emocji, ponieważ co prawda Złotówa nigdy nie był moim prezesem, ale wiele o nim słyszałem w szatni Groclinu. Wówczas byłem młody chłopakiem, a do Śląska trafiłem dopiero kilka lat później, ale nawet wtedy w budynkach klubowych jeszcze wiele mówiło się o Witoldzie Biernackim zwanym Złotówą. Ba, mam wrażenie, że do dziś tak jest, ponieważ sprzątaczki, czy portier zawsze wspominali go z dużym sentymentem. I nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ Złotówa była człowiekiem brutalnym i bezwzględnym, ale miał też pewnego rodzaju klasę. Budził bowiem sympatię prostych ludzi i strach wśród tych, z którymi załatwiał interesy.
Do Wrocławia przyjechaliśmy zgodnie z planem. Zapas czasu wykorzystaliśmy na wskoczenie na stację benzynową po kawę i papierosy, bez których Kostrzewski nie wyobrażał sobie życia. Co najgorsze cały czas częstował mnie fajkami i po drodze do Wrocławia raz uległem. Teraz miałem ochotę złamać się kolejny raz, dlatego czułem, że lada moment mogę wrócić do nałogu. Tym bardziej że miałem obecnie tyle na głowie, iż niespecjalnie chciałem się przed tym bronić.
Zapaliliśmy przed zakładem karnym, gdzie za kwadrans mieliśmy zobaczyć Złotówę, który ostatnich siedem lat spędził w więzieniu. Byłem ciekawy, czy te lata go zmieniły, czy to nadal będzie ten sam człowiek z zawsze wysoko podniesioną głową, brylujący w mediach i wzbudzający sympatię wrocławskich kibiców, którzy od kilku lat w trakcie meczów ekstraklasy wysyłali mu pozdrowienia do więzienia.
No cóż, Złotówa nie potrzebował dużo czasu, by rozwiać moje wątpliwości, ponieważ już po kilku chwilach wiedziałem, że odsiadka go nie zmieniła. Pod zakładem karnym czekało na niego czarne Audi A8 z nieznajomym kierowcą, ale gdy Złotówa nas zobaczył od razu skierował się w naszą stronę z uśmiechem na twarzy. Do kierowcy machnął tylko ręką, a ten wówczas zgasił silnik.
– Wielki Andrzej Sierniak, którego bramkę w starciu z Niemcami oglądałem w więziennej świetlicy. Muszę ci powiedzieć, że cały zakład od morderców po gwałcicieli wspólnie wykrzykiwał twoje nazwisko. Piękna chwila, ale powiedz co cię do mnie sprowadza przyjacielu, bo chyba nie chciałeś zapytać, czy oglądałem zwycięstwo nad Niemcami? – zaczął rozmowę Złotówa.
Powiem szczerze, że Złotówa w pierwszej chwili trochę zbił mnie z tropu. Tym bardziej że Kostrzewski szturchnął mnie łokciem, ponieważ kierowca z czarnego Audi szedł w naszą stronę i był nim nikt inny, jak Adam Zielak. Mogliśmy więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
– Nie domyśla się pan? – odparłem nieco zdziwiony.
– A tak, tak… Słyszałem, że kilka dni temu w starej leśniczówce odnaleziono ciała Cichockiego, Korzucha i Mostowiaka. Smutna sprawa, mam nadzieję, że znajdziesz sprawcę albo sprawców – odparł Złotówa tym razem wyraźnie zatroskany.
– I zapewne nie słyszał pan, że w leśniczówce znaleźliśmy jeszcze dwa ciała?
Nim Złotówa zdążył odpowiedzieć, doszedł do nas Zielak, który wszystko już słyszał i wtrącił się w rozmowę: – Trudno żeby Witek nie wiedział o tym, że odnaleziono tam jeszcze ciała Łukasza i Pawła Mielcarów, jeśli policja prowadzi do tego stopnia nieudolne śledztwo, że media o tym huczą od kilku dni.
– Adaś ale po co te złośliwości? Panowie śledczy jako jedni z nielicznych zechcieli mnie przywitać na wolności, a ty wytykasz im błędy, które przecież zdarzają się najlepszym. Prawda panie komisarzu Kostrzewski? – odparł Złotówa.
Andrzej był trochę poirytowany tym, w którą stronę zmierzała ta rozmowa, dlatego zapytał wprost: – Jak rozumiem tracimy tutaj czas, bo niewiele się dowiemy, a pan zamierza bawić się z nami w ciuciubabkę?
Złotówa z tym samym spokojem odparł: – Chętnie spotkam się z wami wieczorem i odpowiem na wszystkie pytania, ale teraz marzę o tym, żeby położyć się na wygodnym łóżku i napić się soku z ananasa, który uwielbiam. A jak się domyślacie w więzieniu zbyt często go nie piłem, a jeśli już, to taki niezbyt smaczny z kartonika. Zapraszam więc wieczorem na kolację do najlepszej knajpy w tym mieście, bo powiem wam szczerze, że stęskniłem się przede wszystkim za dobrym jedzeniem.
Byliśmy trochę zaskoczeni propozycją Złotówy, ale oczywiście przystaliśmy na nią. Nie robiliśmy sobie wielkich nadziei w związku z tą kolacją, gdyż zdawaliśmy sobie sprawę, że Złotówa na pewno wieczorem odegra drugą część spektaklu. Z drugiej jednak strony Bernacki mógł nas zbyć, a sam zaproponował wieczorne spotkanie. Musieliśmy mieć się jednak na baczności, ponieważ może nie tylko chciał zabawić się naszym kosztem, a próbował sprawdzić ile wiemy lub chciał uśpić naszą czujność?
Ciąg dalszy nastąpi…
Autor wzorował się na powieściach Tess Gerritsen i Simona Becketta.
***
Kto jest kim?
Słynna Piątka Zaginionych
– Adam Cichocki (pseudonim Cichy)
– Marek Korzuch
– Maciej Mostowiak
– Bogdan Zych
– Jacek Kapusta
Myśliwi, którzy znaleźli ciała w leśniczówce
– Janusz Okoń (trener)
– Jan Kopara
Detektyw
Andrzej Sierniak – Główny bohater. Były piłkarz, który został po zakończeniu kariery detektywem.
Naczelny Inspektor
Andrzej Kostrzewski – Dowodzi akcją.
Pozostali
Ania – Żona Andrzeja Sierniaka
Leon Mielcar – Prawnik. Ojciec braci, których ciała znaleziono w leśniczówce.
Łukasz i Paweł Mielcarowie – Zaginieni bracia, których ciała znaleziono w leśniczówce.
Witold Biernacki (Złotówa) – Były prezes Śląska Wrocław zamieszany w zaginięcie braci Mielcarów.
Adam Zielak – Prawnik Złotówy.