Postanowiliśmy ruszyć z nowym cyklem z gatunku football fiction. Dość nietypowym, ponieważ czegoś takiego jeszcze nie było w polskich mediach sportowych. „Mecz o Życie”, bo tak nazywa się ta seria jest kryminałem, w którym głównymi bohaterami są osoby ze świata futbolu. By nie było jednak zbyt nudno, występują pod fikcyjnymi nazwiskami. Tym samym będziecie mieli dodatkową zabawę, by odgadnąć kim jest detektyw Sierniak, Janusz myśliwy, czy wiele innych postaci. Kolejne odcinki będziemy publikować, co jakiś czas. Intensywność zależy od tego, jak wam się spodoba ten pomysł… Zapraszamy do lektury szesnastego rozdziału.
Jeśli nie czytałeś wszystkich rozdziałów „Meczu o Życie”, nie zaczynaj czwartego, ponieważ niewiele zrozumiesz. Zaległości można nadrobić tutaj:
1. rozdział – Wisielcy
2. rozdział – Nadzieja
3. rozdział – Złotówa
4. rozdział – Kraków
5. rozdział – Prywatne śledztwo
6. rozdział – Wolność
7. rozdział – Choroba
8. rozdział – Wybaczenie
9. rozdział – Prawda
10. rozdział – Każdego można złamać
– Na dole znajduje się również ściągawka, w której szybko sprawdzicie imiona i nazwiska głównych bohaterów.
11. rozdział – Spisek
12. rozdział – Wiara w przyjaźń
13. rozdział – Przygotowania
14. rozdział – Nowe okoliczności
15. rozdział – Podstępny Marian
16. rozdział – Hanoi
***
Gdy Kostrzewski dowiedział się ode mnie, że miał rację co do Gruchy, nie ukrywał zadowolenia z siebie. W sumie słusznie, ponieważ sam w życiu bym na to nie wpadł. Inna sprawa, że Andrzej również nie wiedział za bardzo, jak to wszystko połączyć w całość. Wymyślił jednak na „genialny pomysł” i zawołał Złotówę, by ten nam to wszystko wyjaśnił. Co ciekawe okazało się, że mimo wszystko był to nie tylko najprostszy sposób, ale też chyba najłatwiejszy, by rozszyfrować zagadkę.
Witold Biernacki (Złotówa): Ach, domyślam się, że nie możecie dojść do tego, co w tym całym przekręcie robią Awgan i Karcjuch?
AK: Brawo Sherlocku.
WB: I nasz bohater narodowy też jest w ciężkim szoku?
AS: Chcesz powiedzieć przez to, że Karcjuch i jakaś mafia z Meksyku ustawiała mecze w Polsce, a Fryzjer był słupem albo marionetką?
WB: Był takim Lechem Wałęsą.
AS: Poważnie?
WB: Andrzeju kochany, naprawdę wydajesz mi się porządnym człowiekiem, od razu cię polubiłem, ale serio byłeś aż tak naiwny?
AS: Dobrze wiesz, że nigdy nie brałem w tym udziału. W sumie to na szczęście, bo nie wiem co bym zrobił, gdybym znalazł się nieodpowiedniej szatni w wieku 18 lat. Wielu chłopakom łamali kręgosłupy i musieli brać kasę i siedzieć cicho. Przecież dobrze wiesz jak to wyglądało.
WB: Nie mówię przecież, że coś brałeś. Mówię o tym, że siedziałeś w tym środowisku tyle lat i nie dowiedziałeś się nigdy, że Fryzjer był marionetką?
AS: Wiesz co? Naprawdę jestem w szoku i wydaje mi się wręcz, że coś kręcisz.
WB: Tutaj akurat masz rację, ponieważ nie powiedziałem jeszcze wszystkiego. Lata 90 i początek XXI wieku w polskim futbolu był jednym wielkim wałem. Odpowiadało za to trio, które składało się z Karcjucha, Awgana i mnie. Bez naszej wiedzy w polskiej piłce nie działo się dosłownie nic.
AK: Kim jest Awgan?
WB: Był niegdyś moim najlepszym przyjacielem. Awgan tak naprawdę nazywa się Marcus Almando. Urodził się w Poznaniu, jego ojciec był Polakiem, a matka Meksykaną. Bardzo dobrze mówi po polsku i zna ważnych ludzi w Meksyku.
AK: Mieliście coś w rodzaju spółki?
WB: Można tak powiedzieć, ponieważ ekipa z Meksyku ze wszystkich ustawek dostawała 40%, a całą resztą dzieliliśmy na trzech.
AS: Do czasu aż Kracjuch zamarzył, żeby zostać agentem piłkarskim i prezesem klubu?
WB: W sumie mieliśmy takie same marzenia, a Awganowi nie bardzo się to podobało.
Po tej rozmowie miałem mętlik w głowie, ale wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Co prawda brakowało mi jeszcze kilku klocków, ale Złotówa więcej już nie chciał mówić.
***
Po około trzynastu godzinach lotu wylądowaliśmy na międzynarodowym porcie lotniczym Noi Bai. Co prawda to drugie co do wielkości lotnisko w Wietnamie, ale generalnie bardzo małe. Zwłaszcza jak wcześniej przebywało się na kolosach w Pekinie, czy Dubaju.
W Wietnamie była wczesna godzina poranna, a z uwagi na fakt, że wszyscy byliśmy zmęczeni, postanowiliśmy udać się do hotelu na drzemkę. Nasz obiekt mieścił się w centrum Hanoi, więc mieliśmy do pokonania około 40 km taksówką. Rozdzieliśmy się na dwa samochody – Biernacki jechał z Mielcarem, a ja z Kostrzewskim.
W trakcie drogi niespecjalnie mieliśmy ochotę na pogawędki, pewnie byśmy nawet przysnęli, ale taksówkarz koniecznie chciał potrenować na nas swój angielski. A na koniec oczywiście zamierzał nas naciągnąć, ponieważ zażyczył sobie za trasę 30 dolarów, co było stawką znacznie zawyżoną, jak na wietnamskie realia. Ku jego zdziwieniu nie targowaliśmy się z nim jednak nawet przez chwilę. Po prostu świadomie daliśmy się naciągnąć, gdyż jedyne o czym marzyliśmy to prysznic i parę godzin snu. Co ciekawe po chwili okazało się, że i tak nasz kierowca nie był taki zły, gdyż Mielcar za taką samą trasę zapłacił 50 dolarów. Cóż, uroki Wietnamu, w którym znalazłem się drugi raz w życiu. Choć tym razem był to wyjazd znacznie mniej sympatyczny, ponieważ ponad dekadę temu byłem tutaj na wakacjach z żoną.
Po zameldowaniu się w hotelu postanowiłem skoczyć jeszcze do pobliskiego sklepu i bankomatu. Wypłaciłem sobie dziesięć milionów dongów, co w przeliczeniu na złotówki daje około 1600 złotych. Poza tym miałem jeszcze 1000 dolarów, ponieważ w Wietnamie zawsze warto mieć obie waluty. Choć lepiej dolarów nie wymieniać w kantorach na dongi, bo generalnie słabo się to opłaca. Bardzo często można nimi jednak zapłacić za różne usługi, czy atrakcje. Właściwie to zawsze można, ponieważ Wietnamczycy bardzo lubią otrzymywać płatności w dolarach. W sklepie kupiłem jeszcze tutejszą kartę z Internetem i 200 darmowymi minutami. Gdybym tego nie zrobił, byłbym niemiło zaskoczony rachunkiem telefonicznym po powrocie do kraju.
Jako dobry kolega kupiłem kartę również Andrzejowi, a Biernackiemu i Mielcarowi już nie, ponieważ dla nich możliwy rachunek telefoniczny na kilkanaście tysięcy złotych, to raczej żaden problem. A nabicie takiego z całą pewnością jest możliwe, jeśli będą korzystać regularnie z Internetu i dzwonić do Europy.
Pokoje postanowiliśmy wziąć dwójki z oddzielnymi łóżkami, ponieważ i tak mieliśmy zamiar cały czas pracować, więc bez sensu byłoby chodzić od pomieszczenia do pomieszczenia. Tak zyskaliśmy choć trochę czasu… Gdy wróciłem ze sklepu Andrzej zorganizował nam już miejsce dowodzenia. Na środku pokoju ustawił tablicę, na której zdążył wypisać najważniejsze dane o sprawie. Pochwaliłem go za to w biegu, podałem mu kartę sim i sam szybko udałem się pod prysznic, gdyż mówiąc delikatnie, nie pachniałem stokrotkami.
Gdy wyszedłem z łazienki Andrzej czytał stare akta spraw, które prowadził jego wuj. Trochę zdziwiony zapytałem go, czy nie zamierza zdrzemnąć się kilku godzin: – Myślałem, że wyjdę z łazienki i będziesz już spał, a tutaj praca nadal wre. Nie chcesz się zdrzemnąć?
AK: Zaraz się położę, ale zanim to zrobię muszę coś sprawdzić, bo nie daje mi spokoju jedna sprawa.
AS: I myślisz, że znajdziesz odpowiedź w aktach spraw, które prowadził w latach 90. twój wuj Władek?
AK: Wiesz co, już nie raz studiowałem te wszystkie akta, ponieważ po jego morderstwie szukałem punktu zaczepienia, by dopaść sprawcę, ale wówczas nie zwracałem uwagi na wydarzenia, o których teraz wiem.
AS: Andrzej, nie bawmy się teraz w zagadki, bo serio padam na twarz…
AK: W dwóch sprawach – co prawda tylko jako świadek – pojawia się Marian Karcjuch. Myślę, że to on mógł maczać palce w zabójstwie mojego wuja na Mazurach.
AS: Uważasz tak, ponieważ w kilkuset sprawach, które prowadził twój wujek pojawił się dwa razy jako świadek?
AK: Był świadkiem morderstw. Zawsze próbował ratować ofiarę, to chyba zbyt duży zbieg okoliczność, nie uważasz?
AS: Naprawdę przed laty nikt nie zwrócił na to uwagi?
AK: Nie, ponieważ w jednej sprawie jego dane są zmienione, ale jestem pewny, że to był on. Po prostu miał w policji kreta, który pracował dla niego.
AS: Wybacz Andrzej, ale tym kretem mógł być właśnie twój wujek.
AK: Niestety.
Ciąg dalszy nastąpi…
Autor wzorował się na powieściach Tess Gerritsen i Simona Becketta.
***
Kto jest kim?
Słynna Piątka Zaginionych
– Adam Cichocki (pseudonim Cichy)
– Marek Korzuch
– Maciej Mostowiak
– Bogdan Zych
– Jacek Kapusta
Myśliwi, którzy znaleźli ciała w leśniczówce
– Janusz Okoń (trener)
– Jan Kopara
Detektyw
Andrzej Sierniak – Główny bohater. Były piłkarz, który został po zakończeniu kariery detektywem.
Naczelny Inspektor
Andrzej Kostrzewski – Dowodzi akcją.
Pozostali
Ania – Żona Andrzeja Sierniaka
Zuzanna – Córka Andrzeja Sierniaka
Leon Mielcar – Prawnik. Ojciec braci, których ciała znaleziono w leśniczówce.
Jadwiga Mielcar – Żona Leona Mielcara
Łukasz i Paweł Mielcarowie – Zaginieni bracia, których ciała znaleziono w leśniczówce.
Witold Biernacki (Złotówa) – Były prezes Śląska Wrocław zamieszany w zaginięcie braci Mielcarów.
Laura Biernacka – Córka Złotówy
Adam Zielak – Prawnik Złotówy.
Władysław Zientara – Były komendant policji Głównej w latach 1990-2008. Zamordowany na Mazurach w 2012 roku.
Marian Karcjuch (pseudonim Grucha) – Były właściciel Zawiszy Bydgoszcz i agent piłkarski. Pośrednik mafii na terenie Polski
Awgan – Członek mafii o -polsko-meksykańskich korzeniach