#20 Mecz o Życie – Ważny trop

Postanowiliśmy ruszyć z nowym cyklem z gatunku football fiction. Dość nietypowym, ponieważ czegoś takiego jeszcze nie było w polskich mediach sportowych. „Mecz o Życie”, bo tak nazywa się ta seria jest kryminałem, w którym głównymi bohaterami są osoby ze świata futbolu. By nie było jednak zbyt nudno, występują pod fikcyjnymi nazwiskami. Tym samym będziecie mieli dodatkową zabawę, by odgadnąć kim jest detektyw Sierniak, Janusz myśliwy, czy wiele innych postaci. Kolejne odcinki będziemy publikować, co jakiś czas. Intensywność zależy od tego, jak wam się spodoba ten pomysł… Zapraszamy do lektury dziewiętnastego rozdziału. 

Jeśli nie czytałeś wszystkich rozdziałów „Meczu o Życie”, nie zaczynaj czwartego, ponieważ niewiele zrozumiesz. Zaległości można nadrobić tutaj:

1. rozdziałWisielcy

2. rozdziałNadzieja

3. rozdział Złotówa

4. rozdziałKraków

5. rozdziałPrywatne śledztwo

6. rozdziałWolność

7. rozdział Choroba

8. rozdział – Wybaczenie

9. rozdział – Prawda

10. rozdziałKażdego można złamać 

11. rozdział – Spisek 

12. rozdziałWiara w przyjaźń

13. rozdział – Przygotowania

14. rozdziałNowe okoliczności

15. rozdziałPodstępny Marian

16. rozdział – Hanoi 

17. rozdziałKret w Rodzinie

18. rozdziałPrzełom

19. rozdział – Tajemnicze Zniknięcie

20. rozdział – Ważny trop

Na dole znajduje się również ściągawka, w której szybko sprawdzicie imiona i nazwiska głównych bohaterów.

***

Na śniadanie wstałem wczesnym rankiem, a Andrzeja nadal nie było. Szczerze mówiąc nie chciało mi się wierzyć, że tak wcześnie wstał i poszedł na śniadanie. Miałem rację, ponieważ nie było go w hotelowej restauracji. Gdy przedzwoniłem, a jego telefon był wyłączy, podobnie jak Biernackiego, zacząłem się martwić. Poszedłem do Mielcara, którego tym razem postanowiłem obudzić. Zanim się ocknął i zaczął kontaktować minęło dobrych kilka minut, ale właściwie wiele to nie zmieniło, ponieważ nie wiedział, co się z nimi mogło stać. W momencie gdy zacząłem rozważać zgłoszenie się do konsulatu albo wietnamskiej policji, w drzwiach pokoju prawnika pojawili się Andrzej i Złotówa, którzy ewidentnie byli w dobrych humorach.

Dość wściekły zapytałem, czy się dobrze czują, na co Złotówa odparł z wielkim zadowoleniem w głosie: – Nie mamy żon, i gdy rozmawiałeś wczoraj z Anią przez telefon uświadomiliśmy sobie, że ci zazdrościmy, ale ty możesz również nam pewnych kwestii. 

AS: Serio kurwa poszliście do burdelu na całą noc przed tak ważnym dniem?

AK: Serio.

AS: To chociaż mogliście do mnie zadzwonić albo odpisać na sms-a.

WB: W sumie to racja, bo mogłeś pomyśleć…

AS: Brawo kurwa Złotówa, mogłem pomyśleć, że skoro wczoraj spotkaliśmy się z gangsterem, któremu obiecaliśmy pół miliona dolarów, to w sumie mógł się rozmyślić i was odwalić. 

AS: Dobra, faktycznie masz rację, ale już się tak nie piekl, ponieważ musimy przemyśleć, co zrobimy z Zychem, jak Awgan go nam wystawi.

LM: Jak to co zrobimy? Zajebiemy gnoja za to co zrobił moim chłopakom.

AK: Proszę nawet tak nie mówić, bo zaraz będę musiał pana aresztować i oddać w ręce wietnamskiej policji.

WB: Dobra panowie, już nie róbmy sobie jaj, bo faktycznie mamy mało czasu, a nie wiemy co z nimi zrobimy.

AS: Przecież to oczywiste, że nic mu nie zrobimy, tylko zabierzemy go tutaj i szczerze porozmawiamy o tym wszystkim. Znam Bogdana i wiem, że wyjaśni nam to wszystko, ponieważ nie wierzę, że zabił pana synów, a także moich i swoich kolegów.

Na spotkanie z Awganem zjawiliśmy się punktualnie. Tym razem on jednak się spóźniał i gdy nie było go o 15:30 zacząłem się martwić, że jednak nic z tego nie wyjdzie, ponieważ się wystraszył. Złotówa uspokajał nas jednak, że na pewno się zjawi, a już teraz pewnie nas obserwuje, gdyż chce mieć pewność, że jesteśmy sami. I jak się okazało miał rację, ponieważ Awgan od początku był w tej knajpie, ale go nie poznaliśmy. Tym razem nie wyglądał bowiem, jak latynoski gangster z kasą, a starszy pan zniszczony życiem.

Gdy podszedł do naszego stolika pod pretekstem pożyczenia zapalniczki jako pierwszy poznał go Biernacki. Przysiadł się do nas, zapalił papierosa, a zapalniczkę na stół odłożył z kartką, na której był adres. W tym momencie Mielcar zaczął zlecać przelew pół miliona dolarów w kryptowalucie. Wydawało mi się to mocno ryzykowne, bo jaką mieliśmy pewność, że to adres pod którym znajdziemy Bogdana?

***

Awgan, gdy zobaczył potwierdzenie przelewu, odszedł nie zbudzając podejrzeń żadnego z gości, którzy znajdowali się w knajpie. Po prostu starszy pan poprosił o zapalniczkę, odpadli papierosa – może lekki szok, że swojego, bo wyglądał raczej na żebraka – i oddalił się powolnym krokiem. Właściwie nie wiem czemu aż tak to zapamiętałem, bo przecież mieliśmy być może adres Bogdana, zobaczenie go po tak długim czasie i tym co się wydarzyło w ostatnich tygodniach, było niesamowicie ekscytujące.

Nie ukrywając podniecenia zapytałem chłopaków, czy jedziemy już teraz pod ten adres? Z dużym spokojem odpowiedział Złotówa, który trzymał kartkę zostawioną przez Awgana: – Andrzeju, na tym świstku nie tylko jest adres, ale także krótka informacja. Otóż w okolice jeziora Hoan Kiem Lake, gdzie znajduje się sklep komputerowy przy ulicy Ma May 87 mamy się udać jutro o godzinie 18:00. Wówczas w sklepie ma być Zych. 

Nie odpowiedziałem nawet, ale poczułem lekką ulgę, że to jeszcze nie dziś. Dzięki temu mogłem się przygotować mentalnie na spotkanie z moim kolegą, który być może był mordercą. Nadal wierzyłem jednak, że to nie jest prawda, a Bogdan wyjaśni nam wszystko w bardzo logiczny sposób. Ba, liczyłem nawet na scenariusz, w którym uratujemy go przed czymś lub kimś, a tym samym wybawimy z opresji także Jacka, o którym w ostatnim czasie nie mieliśmy żadnych informacji.

Moje dumanie przerwał jednak Andrzej, który stwierdził, że skoro Awgan dał nam adres, pod który mamy się udać dopiero jutro, mógł nas wystawić. My teraz będzie zwiedzali, chodzili po knajpach, czy Bóg wie jeszcze co robili, a on spokojnie pojedzie do Tajlandii albo gdziekolwiek z naszym, a właściwie Biernackiego pół miliona dolarów. Taki scenariusz był dla mnie całkiem możliwy, ale Złotówa uważał, że takie coś na pewno się nie wydarzy, ponieważ Awgan ma honor. Niestety nie bardzo mnie to przekonywało, gdyż już nie raz widziałem jak ten gangsterski honor i duma działa w rzeczywistości. Na całym ciele wydziarane największe wartości i hasła patriotyczne, a wieczorem krojenie słabszych w parku.

Biernacki stwierdził – słusznie zresztą –  by nie dumać nad tym, czy Awgan nas wystawił, ponieważ musieliśmy dopuszczać taki scenariusz już wtedy, gdy się na to zgodziliśmy. A tym bardziej teraz szkoda nerwów na zamartwianie się, gdyż nie mamy na to żadnego wpływu. Wszyscy raczej się z tym zgodzili i poszliśmy do lokalnej knajpy na owoce morze. W Wietnamie były niesamowite, ponieważ były bardzo świeże. Nawet kalmary smakowały tutaj nieziemsko, a co dopiero cała reszta z krewetkami na czele.

Nie siedzieliśmy tym razem zbyt długo, ponieważ Andrzej i Złotówa odczuwali zmęczenie po nocnych wojażach. Wróciliśmy do hotelu około 23:00 i wszyscy poszli do swoich pokojów. Uznaliśmy, że trzeba się wyspać przed jutrzejszym dniem. Choć Andrzej raczej nie bardzo odbije sobie zabawy w burdelu, ponieważ uznał, że o 06:00 rano uda się w okolice jeziora, żeby sprawdzić na spokojnie teren, na którym mieliśmy pod wieczór spotkać Bogdana. Niespecjalnie miałem ochotę z nim jechać, a skoro nie poprosił o towarzystwo, uznałem, że sam nie będę wychodził z inicjatywą. Tym bardziej że nie wydawało mi się to niebezpieczne, a gdybyśmy pojechali we dwóch, to moglibyśmy zwracać na siebie uwagę. Choć oczywiście nie dopuszczałem myśli, że Bogdan, czy ktokolwiek będzie tam czuwał o tak wczesnej godzinie.

Miałem nastwiony budzik na 08:00, a wstałem chwilę po 10:00. Spałem ponad 10h, co jest dla mnie raczej niespotykane. Nie było się jednak czemu dziwić, ponieważ ostatnie dni były dla mnie bardzo męczące. Właściwie cieszyłem się, że zregenerowałem siły. Szybko się ogarnąłem i zszedłem na śniadanie, gdzie spotkałem całą ekipę moich towarzyszy. Gdy podszedłem do stolika Andrzej rozprawiał, co odnotował rano na zwiadach: – Sklep, w którym ma być Zych, znajduje się po prawej stronie jeziora. Obok jest jeszcze taki mały market, a także lodziarnia. Wydaje mi się więc, że o 18:00 będzie spory tłok. Dla nas to chyba dobrze, ale myślę, że powinniśmy udać się tam godzinkę przed – wcześniej nie ma sensu – i dwóch z nas usiądzie na ławce w parku, a dwóch w lodziarni – mają przed niewielki ogródek. Dzięki temu, jak Zych będzie wchodził do sklepu – jestem niemal pewny, że jest jedno wejście – na sto procent nam nie umknie. Musicie jednak pamiętać, że on może inaczej wyglądać niż kiedyś, dlatego patrzymy uważnie. Proponuję również wreszcie wykorzystać nasze mini krótkofalówki. Będziemy się kontaktować w trakcie, żeby każdy miał pewność co się aktualnie dzieje. 

WB: No dobra, a jak już wejdzie, to co robimy?

AK: Wejdę za nim, jeśli nie dam wam znaku przez równo 120 sekund, wchodzicie tam z bronią w ręku, ale ostrożnie. Oczywiście mówię o tobie i Andrzeju, pan Leon nie wiem czy czuje się na siłach?

LM: Oczywiście, że się czuję. Nie boję się już również śmierci ani niczego innego.

AK: No dobra, to Andrzej was poprowadzi. Będziecie go ubezpieczać.

AS: Jasna sprawa, proponuje za moment przejść do pokoju panowie i dokładnie to omówić.

AK: Nie podpalajcie się jednak i odczekajcie te 120 sekund, bo tyle potrzebuję, gdyż nawet jak on tam będzie sam i nie będzie groźny, muszę chwilę z nimi pogadać zanim dam znać, ponieważ pomyśli, że coś jest nie tak.

AS: Andrzej, teraz tak myślę, że może ja wejdę pierwszy, ponieważ on ciebie nie zna. Mnie zna dobrze i na pewno do mnie nie strzeli, a widząc ciebie może poczuć się zagrożony.

LM: On ma rację.

AK: Jesteś pewny?

AS: Jasne, tym bardziej to dobra decyzja, ponieważ jak nie dam znaku po dwóch minutach, to ty lepiej poprowadzisz chłopaków, żeby tam wejść i ewentualnie mnie uratować. Choć nie wierzę, że tam będzie groźnie. Oczywiście musimy być jednak ostrożni i gotowi na każdą ewentualność.

AK: Dobra, tak robimy w takim razie. Zostawiłem również wiadomość u mojego kumpla (komendanta wojewódzkiego), który wie o wszystkim. Jak do 20:00 nie dam mu znaku, ruszy cała machina i o naszej akcji dowiedzą się wietnamskie władze. Polskie już wiedzą, więc nawet jak będzie strzelanina, nie martwcie się specjalnie, ponieważ wezmę wszystko na siebie, bo i tak nikt mi nic nie zrobi. Jestem tutaj oficjalnie pod przykrywką na tajnej akcji.

Powiem szczerze, że Andrzej mi zaimponował, że wszystko dopiął na ostatni guzik. Widziałem, że Złotówie, czy Biernackiemu wszystko było jedno, czy to zginą, czy trafią do wietnamskiego aresztu, ale no mi nie. Bardzo chciałem wrócić do domu i przejść na emeryturę.

Właściwie o godzinie 14:00 mieliśmy ustalone już wszystkie szczegóły i czekaliśmy przy kawie w hotelowym barze na godzinę wyjazdu. Dłużyło się mocno, ale gdy wybiła 16:00 czułem zarówno lekki strach, jak i niesamowitą ekscytację, że lada moment poznam prawdę o sprawie, która dręczyła mnie od bardzo długiego czasu.

Ciąg dalszy nastąpi…

Autor wzorował się na powieściach Tess Gerritsen i Simona Becketta.

***

Kto jest kim?

Słynna Piątka Zaginionych 

– Adam Cichocki (pseudonim Cichy)

– Marek Korzuch

– Maciej Mostowiak

– Bogdan Zych

– Jacek Kapusta

Myśliwi, którzy znaleźli ciała w leśniczówce

– Janusz Okoń (trener)

– Jan Kopara

Detektyw

Andrzej Sierniak – Główny bohater. Były piłkarz, który został po zakończeniu kariery detektywem.

Naczelny Inspektor 

Andrzej Kostrzewski – Dowodzi akcją.

Pozostali

Ania – Żona Andrzeja Sierniaka

Zuzanna – Córka Andrzeja Sierniaka

Leon Mielcar – Prawnik. Ojciec braci, których ciała znaleziono w leśniczówce.

Jadwiga Mielcar – Żona Leona Mielcara

Łukasz i Paweł Mielcarowie – Zaginieni bracia, których ciała znaleziono w leśniczówce.

Witold Biernacki (Złotówa) –  Były prezes Śląska Wrocław zamieszany w zaginięcie braci Mielcarów.

Laura Biernacka – Córka Złotówy

Adam Zielak – Prawnik Złotówy.

Władysław Zientara – Były komendant policji Głównej w latach 1990-2008. Zamordowany na Mazurach w 2012 roku.

Marian Karcjuch (pseudonim Grucha) – Były właściciel Zawiszy Bydgoszcz i agent piłkarski. Pośrednik mafii na terenie Polski

Marcus Almando (pseudonim Awgan) – Członek mafii o -polsko-meksykańskich korzeniach

Komentarze

komentarzy